Strona 4 z 23 < 1 2 3 4 5 6 ... 22 23 >
Opcje tematu
#2888350 - 04/02/2009 04:55 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
głos ma Wojciech Kowalczyk

No to masz babo placek! Na pytanie jak piłkarze ręczni będą świętowali sukces, Sławomir Szmal odpowiedział: - Ja będę pił alkohol... W studio TVP lekka konsternacja. Siedzą stare trutnie i jeden z nich mówi lekko zaskoczony: - To chyba lampkę szampana?

Tak, k.urwa szampana. Bezalkoholowego. Piccolo. Jedną lampkę. A w zasadzie łyk. A potem szybko masaż, sen, dzień później rano lekki trening, potem sauna. I napoje energetyczne. I znowu masaże. A na koniec analiza wideo meczu o trzecie miejsce pod hasłem "co można było zrobić lepiej".

Patrzę na tych trutni i się zastanawiam: - Co to za problem przyznać, że gościu będzie świętował jak 99 procent Polaków? To jakiś wstyd, hańba? Trzeba z siebie durnia robić? Potem patrzę, a na lotnisku Szmal z powodu tej "lampki szampana" ma problemy z zachowaniem równowagi. Piłką w łeb dostał czy jednak sobie dziabnął?

W tym samym czasie Łukasz Kadziewicz opowiada, że napiszę książkę, która przebije moją. Trzymam za słowo, chętnie przeczytam. Nasz siatkarz sugeruje, że balangi piłkarzy to nic w porównaniu z balangami siatkarzy. Ciekawe, że nikt o tym nie mówi. Jak ja powiedziałem, że wszyscy piłkarze piją alkohol, to się ludzie z "GW" rzucili na mnie z furią. A jak mówi to Kadziewicz, to można temat przemilczeć. Jak mówi Szmal - to jest to fajne, ale też lepiej to schować, nie komentować, nie dotykać. Bo przecież on tylko żartował, na pewno nie mówił poważnie.

Piszę o tym ponownie, żeby pokazać, jak to w sporcie jest. Czy się wygrywa, czy nie. I czy się to komuś podoba, czy nie. Oczywiście, możemy udawać, że jest inaczej. Udawanie niektórym dobrze wychodzi.

PS. Oglądaliście rozdanie Telekamer? Najlepszym komentatorem sportowym został... Maciej Kurzajewski. Szybki konkurs - ktoś wie, co ten Kurzajewski w ogóle komentował, poza tym, że jeździł po lodzie w pobliżu Joli Rutowicz?

PS 2. Aha, i drugi szybki konkurs - ktoś wie, czy Mirek Trzeciak już wylądował w Niemczech? Jak tam pogoda? Wszystko zabrał czy trzeba mu coś dosłać na czas negocjacji z Magathem?

Do góry
Bonus: Unibet
#2888914 - 04/02/2009 14:39 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Originally Posted By: forty
głos ma Wojciech Kowalczyk

No to masz babo placek! Na pytanie jak piłkarze ręczni będą świętowali sukces, Sławomir Szmal odpowiedział: - Ja będę pił alkohol... W studio TVP lekka konsternacja. Siedzą stare trutnie i jeden z nich mówi lekko zaskoczony: - To chyba lampkę szampana?

Tak, k.urwa szampana. Bezalkoholowego. Piccolo. Jedną lampkę. A w zasadzie łyk. A potem szybko masaż, sen, dzień później rano lekki trening, potem sauna. I napoje energetyczne. I znowu masaże. A na koniec analiza wideo meczu o trzecie miejsce pod hasłem "co można było zrobić lepiej".

Patrzę na tych trutni i się zastanawiam: - Co to za problem przyznać, że gościu będzie świętował jak 99 procent Polaków? To jakiś wstyd, hańba? Trzeba z siebie durnia robić? Potem patrzę, a na lotnisku Szmal z powodu tej "lampki szampana" ma problemy z zachowaniem równowagi. Piłką w łeb dostał czy jednak sobie dziabnął?

W tym samym czasie Łukasz Kadziewicz opowiada, że napiszę książkę, która przebije moją. Trzymam za słowo, chętnie przeczytam. Nasz siatkarz sugeruje, że balangi piłkarzy to nic w porównaniu z balangami siatkarzy. Ciekawe, że nikt o tym nie mówi. Jak ja powiedziałem, że wszyscy piłkarze piją alkohol, to się ludzie z "GW" rzucili na mnie z furią. A jak mówi to Kadziewicz, to można temat przemilczeć. Jak mówi Szmal - to jest to fajne, ale też lepiej to schować, nie komentować, nie dotykać. Bo przecież on tylko żartował, na pewno nie mówił poważnie.

Piszę o tym ponownie, żeby pokazać, jak to w sporcie jest. Czy się wygrywa, czy nie. I czy się to komuś podoba, czy nie. Oczywiście, możemy udawać, że jest inaczej. Udawanie niektórym dobrze wychodzi.

PS. Oglądaliście rozdanie Telekamer? Najlepszym komentatorem sportowym został... Maciej Kurzajewski. Szybki konkurs - ktoś wie, co ten Kurzajewski w ogóle komentował, poza tym, że jeździł po lodzie w pobliżu Joli Rutowicz?

PS 2. Aha, i drugi szybki konkurs - ktoś wie, czy Mirek Trzeciak już wylądował w Niemczech? Jak tam pogoda? Wszystko zabrał czy trzeba mu coś dosłać na czas negocjacji z Magathem?



Do góry
#2889552 - 05/02/2009 00:23 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Czesław Michniewicz wyjaśnia

Jak już wiecie, dziś zgłosiłem się w charakterze świadka do wrocławskiej prokuratury. Skoro zatrzymano piłkarzy i działacza ówczesnego Lecha, oczywiste było, że trener to naturalny świadek, osoba, która z bliska obserwowała tamte wydarzenia, choć zarazem stała trochę z boku.

Jutro wylatuję z Arką na zgrupowanie do Turcji, dlatego umówiłem się z osobami prowadzącymi śledztwo na dziś. Przyjechałem, odpowiedziałem na wszystkie pytania, podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami i tyle.

To nie jest żadna sensacja - prędzej czy później musiałem złożyć wyjaśnienia. Żałuję, że nie mogę za wiele napisać, ale to prokuratura prowadzi śledztwo i dyskrecja jest konieczna. A o jaki mecz chodzi, jaki był wynik - i tak wszyscy doskonale wiedzą.

Cała ta sprawa nie jest dla nikogo miła. Żałuję, że kibice Lecha muszą codziennie czytać różne przykre informacje, a sezon 2003/04 - dla mnie pierwszy w roli trenera i z tego względu niezapomniany, zakończony wspaniałą fetą z okazji zdobycia Pucharu Polski - powoli zamienia się w koszmar. Mam tylko nadzieję, że sprawa dość szybko się wyjaśni i poznamy całą prawdę.

Do góry
#2891085 - 05/02/2009 15:20 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Dlaczego będę się cieszył, jeśli zatrzymają kogoś z Legii(znalezione na blogu mojalegia)


Od trzech dni jeździmy wszyscy po Lechu, jakby po latach nadeszło zadośćuczynienie za wszystkie historyczne konflikty, których mieliśmy z nimi tysiące.

Ich idol zamienił się w Piotra R., ich drugi idol też stracił nazwisko. Ich były trener z własnej woli złozył zeznania jako świadek. Przykre czasy nadeszły dla kibiców Kolejorza, śmiejemy się z nich, ale nie wyobrażamy sobie przecież nawet, jakie to może być uczucie.

Ktoś z Poznania napisał w komentarzach do mojego wpisu na blogu: czy jeśli zatrzymają piłkarza Legii, to też uznasz, że Twój klub jest skorumpowany? Nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewał, ale napisałem: Tak, dokładnie tak uznam. I będę się jeszcze cieszył.

W ciągu ostatnich kilku dni miałem z wieloma przyjaciółmi i kibicami tyle dyskusji, że aż zdziwiło mnie to, w jak dużym stopniu zgadzamy się ze sobą na temat potencjalnej korupcji w Legii oraz tego, co stanie się, gdy nasi byli i obecni reprezentanci Polski, trenerzy, skauci, dyrektorzy sportowi, czy kierownicy, odjadą w kajdankach do Wrocławia, a media zrobią z nich tatar.

Przygotujmy się na to mentalnie, bo prędzej czy później tak się właśnie stanie. To ta afera to cyklon, który krąży i wciąga kolejnych ludzi z kolejnych klubów. Kiedy wciągnie jednego, za nim idzie kolejny. W polskiej lidze nie ma niewinnych, są tylko jeszcze nie oskarżeni.

Dlaczego więc musimy się na to przygotować i dlaczego nie będę lamentował, jeśli zatrzymają kogoś z Legii?

Na pierwszy mecz w życiu poszedłem, kiedy Legia Pawła Janasa wygrywała z Widzewem, zdobywając tytuł Mistrza Polski. Na drugi: kiedy Legia Pawła Janasa przegrywała na Łazienkowskiej z tym samym Widzewem, a to on zdobył u nas tytuł. Już następnego dnia usłyszałem plotki, że kiedy Tomasz Wieszczycki strzelił gola, piłkarze uspokajali go, żeby się zbytnio nie cieszył, bo Widzew i tak wygra, a w szatni w przerwie wybuchła jakaś awantura na tle finansowym: ktoś nie wiedział, że wynik jest znany jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, a kiedy się dowiedział, zażądał swojej doli.

Przez kolejne lata poznałem na temat tego meczu tyle teorii, że przyćmiły go jedynie opowieści znajomego dziennikarza sportowego wspominającego 1986 rok i sprzedany mecz Górnikiem w Zabrzu w jednej z ostatnich kolejek. Swoją drogą, grał w nim chyba Jan Urban, a kiedy Jerzy Engel wracał po latach do Legii, w kilku wywiadach mowił, że nigdy nie wybaczy swoim ówczesnym zawodnikom tego, co mu zrobili.

Ciężko jednak młodemu i naiwnemu kibicowi wierzyć w takie rzeczy: gdy ma się 12-13 lat, piłkarze są idolami i dozgonnie kochają kluby, w których występują, a korupcja występuje tylko na włoskiej wyspie Sycylia.

W ciągu kilku następnych lat, kiedy Romanowskiego zastąpiło Daewoo, byłem już święcie przekonany, że korupcja zżera polską piłkę, ale zawsze wydawało mi się, że Dariusz Czykier, Ryszard Staniek, Jacek Zieliński, czy Piotr Mosór naprawdę mają problemy z mobilizacją na mecze ze słabeuszami. Albo ich brak zaangażowania to efekt zmęczenia treningami, bo przecież na papierze są najlepsi.

W 1998 roku, gdy po wyjątkowo podejrzanym meczu nasi dostali w Poznaniu 3:0, dziwiłem się i byłem zszokowany, że kilkudziesięciu kibiców wtargnęło na trening i rozdało moim idolom klapsy. (swoją drogą, po latach usłyszałem od uczestnika tamtych wydarzeń, że Mosór w przypływie adrenaliny krzyczał: &#8220;A jak Legia kupowała w &#8216;93 mecz od Wisły, to wszystko było OK?!&#8221;).

To samo działo się przez kilka kolejnych lat, chyba do sezonu 2000/2001, kiedy trenerem Śląska Wrocław został Janusz Wójcik, a przez meczem we Wrocławiu w gazetach puszczał oko do kibiców, żeby się nie gniewali, ale wszystko już jest załatwione. I faktycznie, Legia zremisowała 1:1 (Giuliano chyba nie znał realiów), a mniej więcej od tamtego czasu już nigdy nie spojrzałem na piłkę tak samo.

Zresztą, byłem wtedy dziennikarzem starej Naszej Legii, więc spędzałem na Łazienkowskiej na tyle dużo czasu, żeby słyszeć więcej plotek, niż w redakcji Pudelka. Poza tym, kontrast pomiędzy tym, co potrafił - dla przykładu - zrobić na treningu Marcin Mięciel, a czego nie potrafił w meczach, był już tak duży, że ostatecznie przestałem szanować piłkarzy.

Przypominam sobie też dyskusję z kierownikiem Zawadzkim po jednym z odpuszczonych kompletnie meczów. Stoimy w 5 osób, dyskutujemy, a on: &#8220;Panowie, ale niby kto w tej drużynie miałby sprzedawać mecze? Muraś? Magic&#8220;? Cóż&#8230; Nieprzypadkowo wybrał te nazwiska, bo oni - prawdopodobnie - nie. Ale kiedy Legia, z Łukaszem Surmą w składzie, trochę później, ratowała na Łazienkowskiej Ruch Chorzów przed spadkiem, już nawet nie było mi głupio.

Albo kiedy Marek Jóźwiak, nasze dzisiejsze oko na świat talentów, wrócił z Francji i, jak mówiło wielu, niesportowo podchodził do co drugiego meczu. Pamiętacie te przypadkowo tracone przez niego piłki?

Z przyjaciółmi zamieniliśmy wtedy oglądanie piłki nożnej na oglądanie nowej dyscypliny: mecz był już wtedy dla nas połączeniem spotkania towarzyskiego z lożą szyderców.

(To wtedy, zresztą, w tym post-Daewoo-owskim etapie, powstało hasło Legia To My. I było odpowiedzią na żenującą postawę zawodników w tamtej erze, miało jednocześnie manifestować to, jak kibice mają głęboko w dupie sprzedawczyków i primadonny).

Nigdy nie zapomnę też dowcipu swojego kolegi, który na pytanie, jakie oprawy będzą robili Cyberfani wiosną na Żylecie, odpowiedział: &#8220;Przez pierwsze siedem kolejek kartony i race, ostatnie dziesięć już tylko Piłkarzyki-pajacyki, Legia to My! i Manuela za Mięciela&#8221;.

I właśnie za to - za odebranie piłkarzom statusu idoli oraz za sprowadzenie oglądania meczu do statusu zgadywanki kto-kogo, nienawidzę tych, którzy przez lata zrobili z Legii sklepik z punktami.

***, które traktowały ten klub jak prywatną działalność gospodarczą. Kilku, kilkunastu ludzi. W drużynach zawsze pociągają za sznurki najstarsi, najbardziej doświadczeni. Większość wie o wszystkim, ale nie chce się wyłamywać: kiedy się ma 20 lat i 30 rozegranych w lidze meczów, raczej nie protestuje się, gdy kapitan robi zrzutkę na sędziego.

Zadałem w tytule pytanie: dlaczego będę się cieszył, jeśli prokuratura we Wrocławiu zatrzyma któregoś z byłych lub obecnych piłkarzy Legii i postawi mu zarzuty korupcyjne? Właśnie dlatego: że jako aktywny kibic przez okres swojej największej aktywności w klubie i na trybunach miałem permanentnie poczucie, że ktoś mnie oszukuje. Wcześniej nigdy nikt nie złapał nikogo za rękę. Teraz, przynajmniej, jest szansa na jakieś zadośćuczynienie. Dla nas.
Mojalegia Wiktor

Do góry
#2892938 - 06/02/2009 06:11 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Nowa HiszpaniaK.Stopa

Przez lata mieli opinię kortowych nudziarzy i cierpiętników. Zwykle grali długo, ale w mediach zamiast zachwytów pojawiały się określenia &#8222;tenis jak guma do żucia&#8221; albo &#8222;wymiany monotonne niczym pustynne piaski&#8221;. Dyrektorzy turniejów truchleli, kiedy w decydującej fazie musieli wpisać do programu wewnętrzne hiszpańskie pojedynki.

Najgorsze były potem pretensje stacji telewizyjnych zainteresowanych relacją z konkretnego meczu i o konkretnej godzinie.

Przypadkowo byłem raz świadkiem takiej rozmowy na dywaniku. Czerwony jak burak szef tenisowej imprezy z rozbrajającą szczerością tłumaczył ludziom telewizji, że &#8222;to wszystko przez tych Hiszpanów&#8221;.

Na Półwyspie Iberyjskim stworzono jeden z bardziej wymagających systemów selekcji do tenisowego wyczynu. Hiszpanie organizują co roku setki małych zawodowych turniejów, często z wielostopniowymi eliminacjami, przez które przebija się i po 128 graczy. Młodzi, ambitni chłopcy, na ogół z niezbyt zamożnych rodzin, wychodzą na kort przekonani, że aby zwyciężyć, muszą najpierw wylać kilka wiader potu. Prawie wszyscy fantastycznie biegają, są cierpliwi i gotowi przebijać w każdej akcji po kilkanaście piłek. Ponieważ zostali podobnie wyszkoleni, by wygrać i awansować, muszą wykazać się czymś więcej niż techniczny błysk. Te gęste sita najpierw w turniejach typu futures, potem w challengerach, na końcu ewentualnie w ATP pozwalają bezbłędnie wyłapywać ludzi z charakterem. Jeśli kolejny Lopez czy Sanchez otrzymuje potem tzw. dziką kartę do imprezy głównej, to wiadomo, że nie jest to krewny prezesa albo syn bogatego tatusia.

W ostatnich sezonach Hiszpanie unowocześnili warsztat swoich trenerów szkolenia początkowego. Położyli większy nacisk na atak, przesunęli akcenty w nauce gry przy siatce. W kalendarzu mają więcej małych turniejów na kortach twardych i przybywa im graczy, którzy akurat na takim podłożu stawiają pierwsze kroki z rakietą. Kosmiczne wyczyny w Melbourne: nieprawdopodobny półfinał Rafaela Nadala z Fernando Verdasco, a potem historyczny pierwszy australijski tytuł w Wielkim Szlemie tenisisty z Majorki, nie zdarzyły się przypadkiem. Po kilku korektach ten sam system wypuszcza dziś w świat już nie bezbarwnych przebijaczy, ale agresywnych defensorów, gotowych pokonać absolutnie każdego.

Bywalec paryskich kortów Rolanda Garrosa, gdzie Hiszpanie zawsze mieli sporo do powiedzenia, opowiadał mi przed laty o swoim patencie na końcową fazę turnieju. Kiedy w programie czwartej rundy czy ćwierćfinału pojawiały się hiszpańskie nazwiska, on się na korty nie spieszył. Przychodził godzinę po rozpoczęciu albo i później, wiedząc, że na główne danie zdąży. Czas jakiś temu była to w Paryżu, i nie tylko, praktyka nagminna. Pustki plus ziewanie na trybunach, np. na pierwszym półfinale Roland Garros 1998, gdy grali Carlos Moya z Feliksem Mantillą, a potem szaleństwo, gdy na kort wyszli Francuz Cedric Pioline i Hiszpan Alex Corretja.

Dziś przy hiszpańskich akcentach obowiązkowo trzeba być czujnym, bo można przegapić to, co w imprezie wielkoszlemowej najważniejsze.

Do góry
#2892994 - 06/02/2009 06:26 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Jeszcze wielu powinno się bać S.Szczepłek


Zatrzymanie gwiazdy Lecha Poznań Piotra R. było możliwe dlatego, że z prokuraturą zaczął współpracować trener Janusz W. Nikt nie wie o ligowej korupcji więcej niż on.


Janusz W. może być największą nadzieją prokuratury, która wprawdzie epatuje liczbą zatrzymanych, podkreśla, że zeznania są &#8222;porażające&#8221;, sprawa jest rozwojowa, ale niewiele z tego wynika. W., a wraz z nim skruszony działacz K. D. to powinny być dla prokuratury takie zdobycze, jak księgowy Ala Capone dla Elliota Nessa.

Obłuda Lecha

Można tylko ubolewać, że wszelkie działania korupcyjne w sporcie do lipca roku 2003 (wtedy w kodeksie karnym pojawił się paragraf, stanowiący podstawę do ścigania) nie podlegają karze. Działalność W. w różnych polskich klubach jest tak bogata, że żal pozostawiać jego i współpracujące z nim osoby w poczuciu bezkarności. Ta uwaga dotyczy zresztą nie tylko W.

Amica Wronki, która w praktyce połączyła się z Lechem, powstała niemal z inspiracji Ryszarda F., zwanego &#8222;Fryzjerem&#8221;. Poważni choć naiwni biznesmeni z fabryki kuchenek zobaczyli w strzygącym ich fryzjerze właściwą osobę do poprowadzenia klubu, który w ciągu kilku lat błyskawicznie stał się jednym z najpotężniejszych w Polsce. I dopiero Paweł Janas i Stefan Majewski doprowadzili do wyrzucenia &#8222;Fryzjera&#8221; z Amiki.

Zrobili to trenerzy, a nie działacze. W Lechu nadal pracują osoby związane z dawną Amiką (od właścicieli począwszy), więc jeśli przy okazji zatrzymania Piotra R. klub wydaje oświadczenie, że nie ponosi odpowiedzialności za to, co działo się kilka lat wcześniej, to być może prawnie jest w porządku, ale te argumenty są niewiarygodnie i mało poważne.

Strażacy i cudotwórcy

Na pytanie, kto będzie kolejnym zatrzymanym, nikt nie zna odpowiedzi, ale przestraszeni zaczynają zgłaszać się sami. Od kiedy pamiętam, a pamięć ta sięga lat sześćdziesiątych, zawsze byli piłkarze, trenerzy, sędziowie i działacze, mający opinię osób mało uczciwych. Dziennikarze o tym wiedzieli, ale pisać nie mogli z dwóch powodów : cenzury i odpowiedzialności.

Dziś zostało tylko to drugie. Nic nie poradzę na to, że taką opinię w ostatnich sezonach miała większość sędziów (z paroma jeszcze nie zatrzymanymi włącznie). Zaufaniem nie mogli się cieszyć trenerzy
cudotwórcy oraz trenerzy strażacy. Tacy, których w sytuacji zagrożenia spadkiem kluby zatrudniały na kilka meczów przed zakończeniem sezonu.

Trenerzy ci uruchamiali wówczas swoje znajomości
i czasami udawało im się utrzymać drużynę w lidze. Nie mogli tego robić bez pomocy kolegów po fachu i sędziów. A w ostateczności i piłkarze musieli wiedzieć, czy grają dzisiaj naprawdę, czy na niby. Gdyby prokuratura poprosiła doświadczonych trenerów, na pewno wiele by się dowiedziała. Od (alfabetycznie) Bogusława B., Janusza B., Mieczysława B., Bogusława K., Dariusza K., Mariusza K., Albina M., Adama N., Andrzeja P., Jana Ż. i pewnie kilku innych.

Podaję pierwsze litery ich nazwisk nie dlatego, że uważam ich za podejrzanych, ale że długo pracują w lidze i nie mogli nie słyszeć o korupcji.

Rozmowa z kierownikiem

Wszelka działalność korupcyjna polega na sieci powiązań.
Dam sobie rękę odciąć, że asystent trenera wie na ogół tyle samo, co jego szef. Czasami asystent bywa łącznikiem w przekazywaniu informacji lub pieniędzy. Asystent to jest często były piłkarz, dobrze zorientowany w układach środowiskowych, więc gwarantujący dyskrecję i ciągłość działania.

To samo można powiedzieć o kierownikach drużyn. Ich brak na liście zatrzymanych wydaje się istotnym niedopatrzeniem prokuratury. Pozycja kierownika jest jeszcze stabilniejsza niż asystenta. Asystent często przychodzi i odchodzi wraz z trenerem. Kierownik drużyny bywa człowiekiem prezesa lub właściciela, kontaktuje się z sędziami, ma swobodę poruszania się wokół szatni i boiska, co przy konieczności szybkiego podejmowania decyzji w sprawie wyniku ma znaczenie.

To kierownicy, trzymający się nieraz swoich stołków od kilkunastu lat, pracujący z kolejnymi generacjami piłkarzy i trenerów są najlepszym źródłem informacji.

Baronowie boisk

Byłbym zaskoczony, gdyby w wątku Lecha grono osób, którymi interesuje się prokuratura ograniczyło się do już zatrzymanych. W tamtych, korupcyjnych czasach, w Lechu było jeszcze kilku innych zawodników, mających wiele do powiedzenia w szatni i na boisku - Maciej Scherfchen (trener Czesław Michniewicz właśnie sprowadził go do Arki), Piotr Świerczewski, Bartosz Bosacki, Paweł Kaczorowski.

Może oni też, jak ich trener z sezonu 2003/04 uznają, że ich wiedza może przydać się prokuraturze w oczyszczeniu atmosfery. Takich ważnych dla ligi piłkarzy jest jeszcze w Polsce kilkudziesięciu. Typowanie z kim zechce spotkać się prokurator nie ma sensu. Ale gdyby pójść tropem klubów, w których pracował trener Janusz W., zrobienie listy podejrzanych byłoby znacznie łatwiejsze.

I mogłoby się okazać, że na podstawie zeznań prokuratura przewróci kolejność w tabelach ligowych z ostatnich lat. Tym bardziej, że W. nie działał w próżni.

Miejsce za kasę

To wszystko działo się w czasach, w których już zaczęto półgębkiem mówić o tym, że aby dostać się do drużyny pierwszoligowej trzeba &#8222;odpalić trenerowi dolę&#8221;. Podobno dotyczyło to także niektórych trenerów reprezentacji.

Piłkarze w klubach płacili trenerom a ci czasami menedżerom, którzy załatwiali im pracę. W zamian menedżerowie domagali się wstawiania do drużyny wskazanych przez siebie zawodników (głównie zaciągi z Afryki i Bałkanów), bo chcieli ich dobrze sprzedać. Od piłkarzy brali kasę trenerzy i koło się zamykało. Futbol, który w pokomunistycznej Polsce miał być wreszcie czysty i uczciwy, stał się polem działalności biznesmenów w białych skarpetkach. Szybko i zgrabnie zajęli oni w klubach miejsca partyjnych kacyków.

Niektórzy dobrodzieje okazali się pospolitymi oszustami, a czasami także członkami grup przestępczych. Sytuacja piłkarzy, trenerów, sędziów i działaczy zmieniła się tylko o tyle, że wreszcie zaczęli zarabiać na przekrętach prawdziwe pieniądze. Nie wszystkim wiedzie się dobrze, ale pod każdym stadionem ekstraklasy stoją znakomite samochody piłkarzy, czasami strajkujących przeciw złym, ich zdaniem, warunkom pracy. Warto też przyjrzeć się na jakim poziomie żyją sędziowie, którym też ciągle mało.

Zmowa milczenia była korzystna dla wszystkich. W tym środowisku nikt nikogo nie skarżył do sądu, bo podczas rozprawy mogłoby się okazać, że myśliwy staje się zwierzyną. Obowiązuje też relatywizm, będący czymś w rodzaju &#8222;moralności Kalego&#8221; przykrość wyrządzona komuś jest cnotą, a wyrządzona nam
oszustwem. To dlatego Janusz W. ze swoim mocno podejrzanym tytułem mistrza Polski dla Legii w roku 1993, pozostaje wciąż bohaterem w świadomości sporej grupy stołecznych kibiców.

Żeby tylko kibiców. A czym były starania niedawnych władz Legii o przywrócenie klubowi tego tytułu, jeśli nie poparciem dla korupcji? Fakt, że nie udowodnionej, ale wysoce prawdopodobnej.

Rządzi strach

To nie &#8222;leśne dziadki&#8221; z PZPN zrobiły korupcję, tylko generacja młodych trenerów i zawodników wchodzących w dorosłe życie już po upadku PRL. PZPN jedynie na to zezwalał, bo często działali w nim ludzie, pilnujący interesów klubów, okręgów, a przy okazji robiący swoje.

Taka była struktura i nic się pod tym względem nie zmieniło. Wystarczy spojrzeć kogo reprezentują obecni członkowie zarządu PZPN. Fakt, że uczestnicy życia piłkarskiego o słabszych nerwach sami zaczynają zgłaszać się do prokuratury daje nadzieję na coś w rodzaju samooczyszczenia. Pokuta jednak nie wystarczy, tym bardziej, że do takich decyzji skłania zazwyczaj strach, a nie wyrzuty sumienia i spóźnione poczucie winy.

Prokuratura będzie więc miała jeszcze dużo pracy, a niektóre jej decyzje mogą zburzyć naszą wiarę w dawnych idoli. Tylko Poznań ma to już za sobą.

Do góry
#2894244 - 07/02/2009 02:31 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Holandia zazdrości nam Musztardy
Marcin Kącki
2009-02-03, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 17:20




Jak wygląda umowa chuliganów z Lechem Poznań? - To tajemnica handlowa, bo sponsorzy sobie tego nie życzą - odpowiada wiceprezes klubu
Lech Poznań do chuliganów wyciąga rękę i stadion na meczach faluje. A burdy? Nie było od lat. Szef kibiców Lecha: - Bo mamy ludzi z autorytetem. Trzymają trybuny za mordę.

Kto trzyma? "Musztarda", "Świstak", "Żaba", "Duży Liter", "Ryba"... A skąd autorytet? Pobili już z pół tysiąca innych kiboli, to raz z liścia wystarczy i na stadionie jest spokój.

Jadę z kibicami Lecha na mecz z Feyenoordem do Rotterdamu.

Należą do FC Września - nieformalnego klubu sympatyków Lecha. Są przekonani, że jestem zwykłym kibicem, więc przez całą drogę są wylewni.

O biletach. Lech dostał od Feyenoordu prawie 3 tysiące biletów. 155 zł za sztukę. I po tej samej cenie przekazał je do sprzedaży oficjalnemu stowarzyszeniu kibiców Wiara Lecha. A Wiara sprzedała je swoim kibicom za 180 zł.

- Wiara dorzuciła przymusową składkę na oprawy meczowe i kary finansowe za odpalenie rac na poprzednich meczach - żali się Maciej, na co dzień pracownik banku.

Tomasz - też pracownik banku - wylicza, że choć do stowarzyszenia nie należy, to w ubiegłym roku zapłacił ponad 300 zł przymusowych składek.

Jak to możliwe? - pytam. Możliwe. Kibice Lecha jeździli specjalnymi pociągami i autokarami na mecze wyjazdowe. Na trasie zawsze ktoś chodzi z torbą i robi zrzutę.

A można nie dać? - Jak chodzą ci od ustawek, to każą pożyczać, ale wrzucać trzeba. Taki "Duży Liter", bokser, to ma prawie dwa metry. A weź się poskarż komuś, jak za nim lezie i kasę liczy "Mały Litar", co pracuje i w klubie, i w stowarzyszeniu.

A najbardziej wkurza Tomasza, że jedną zrzutę robili na ugoszczenie zaprzyjaźnionych z Lechem kiboli Spartaka Moskwa: - Dlaczego mamy płacić za imprezy karków?

Ich narzekania przerywają telefony, w każdym dzwonek to przyśpiewka Lecha. A na ścianach niemieckich i holenderskich stacji benzynowych zostawiają vlepki. Tam napakowany kibic Lecha leje pałą po głowie małego pieska - maskotkę Legii.

Polacy śpiewają, Holendrzy się leją

Rotterdam jest podzielony rzeką na pół. Część północna - handlowa, bogatsza i południowa - robotnicza. Tam nie ma się co zapuszczać. Tam mieszkają fanatycy Feyenoordu.

Pod stadionem, w knajpie DHZ - wygląda jak stołówka rodem z PRL-u - dyskusja z pobudzonym marihuaną Richardem. Narzeka, że kiedyś było 3 tysiące chuliganów, a teraz pięć razy mniej. Chuligaństwo osłabło po kilku trupach na ulicach, gdy przyjeżdżał znienawidzony Ajax Amsterdam.

Wieczorem mecz. Przedzieram się do holenderskiego sektora i co chwila słyszę: Fuck you Poland! A po stracie bramki wściekłość jeszcze narasta. Holendrzy tłuką dwóch kibiców Lecha, którzy nieopatrznie weszli na ich trybuny. Dostaje się nawet ochronie.

Na drugą połowę przechodzę do sektora prasowego. Dziennikarze holenderscy wpatrzeni w falujących i śpiewających kibiców z Poznania, których ledwo 3 tysiące, ale zagłuszają 10 tysięcy Holendrów. Polacy w barwach Lecha z obowiązkowymi biało-niebieskimi szalikami. Jeden z kibiców niczym wodzirej nadaje przyśpiewki i rytm. I leci "Lech dumą Polski", "Kolejorz [potoczne określenie Lecha] mistrzem jest".

Żadnych wulgaryzmów, bijatyk, agresywnych zachowań. Rytm wybijają rękami na bandach i pleksiglasowych barierach.

Obok mnie holenderscy dziennikarze znudzeni meczem zapatrzeni w trybuny z Polakami: - Oni są fantastyczni! I tak na każdym meczu? - pyta mnie jeden z niedowierzaniem.

Gdy Lech wygrywa 1:0 i zapewnia sobie awans do kolejnej rundy pucharu UEFA, polscy kibice niesieni okrzykami radości wychodzą ze stadionu i od razu odjeżdżają autokarami.

A Rotterdam wrze. Fani Feyenoordu otaczają siedzibę klubu, przebijają opony w polskich samochodach i niszczą policyjny radiowóz. Domagają się ustąpienia zarządu klubu, bo Feye-noord przegrał kilka meczów z rzędu, ale zarząd ucieka opancerzonymi radiowozami.

Pytam o zamieszki Henka van der Velde, rzecznika policji w Rotterdamie. A ten rozluźniony: - Bo i tak było spokojnie!

I zaraz dodaje: - A kibiców to możemy wam pozazdrościć.

Jak policja nęka "Żabę"

Po powrocie szukam "Dużego Litera", który miał ściągać z kibiców przymusowe składki. Pytam wśród kibiców i na forum. Bez skutku. Odpowiedź taka sama: nie znam, nie wiem, przez internet nie gadam.

Ale poznańska policja zatrzymuje w tym czasie 14 kiboli Lecha za demolkę autokaru kiboli Gorzowa na autostradzie pod Koninem. Wśród nich jest "Duży Liter".

Zatrzymani to członkowie fanatycznej grupy Young Freaks [z ang. Młode Świry], kiboli, którzy wygrali wszystkie ustawki z sympatykami innych drużyn w Polsce. Na czele Young Freaks stoi właśnie "Duży Liter". To Mirosław K., które całe życie związał z Lechem Poznaniem. 26 lat, były bokser, członek stowarzyszenia kibiców Wiara Lecha i pracownik sklepu z gadżetami klubu.

Ale najważniejsze - "Duży Liter" odpowiada w stowarzyszeniu za bezpieczeństwo podczas meczów. Pomagają mu w tym kumple zatrzymani wraz z nim przez policję.

Kim są? Prawie wszyscy byli już notowani za udziały w bójkach i nielegalnych zbiegowiskach - to "Lola", "Żaba", "Świstak", a jeszcze za pobicie policjantów, jak Maciej D., u którego w mieszkaniu znaleziono nielegalną broń. Z narkotyków wcześniej znano Piotra W., a także "Musztardę" i "Rybę", który na koncie ma też kradzieże, włamania, oszustwa. A Marcin K., bramkarz w poznańskim lokalu, cztery lata temu z dilerami narkotykowymi napadł na przemytników papierosów.

Young Freaks uprawiają czynnie MMA, czyli mieszaninę różnych stylów walk, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Żaden podczas przesłuchania nie puścił pary na temat kolegów. Po postawieniu zarzutu "stworzenia niebezpieczeństwa w ruchu lądowym" na autostradzie pod Koninem wszyscy zostali wypuszczeni. Dostali tylko zakaz opuszczania kraju. Nie byli szczęśliwi, bo piłkarze Lecha mieli w tym czasie wyjazdowy mecz do CSKA Moskwa.

Prokurator wysłał faksem do straży granicznej prewencyjny komunikat: zatrzymać na polskich lotniskach lub wschodniej granicy. I podał dane ludzi z Young Freaks. Po co tyle zachodu? Bo prokurator miał sygnał, że chcą robić ustawkę z Rosjanami. Ale fanatycy Lecha znaleźli sposób: polecieli do Moskwy z lotniska w Berlinie. Tam polska straż graniczna nie sięga.

I choć do ustawki w Moskwie nie doszło, to policja przyznaje, że nie o to tu idzie. Jeden z poznańskich policjantów: - A niech się leją. Jak ich trafimy na ustawce, to możemy im najwyżej zrobić "udział w bójce" lub "nielegalne zbiorowisko". Nam chodzi o poważniejsze przestępstwa: kradzieże, wymuszenia i narkotyki.

I to z tego powodu rok temu komenda główna powołała grupy policyjne pod pseudonimem "Kibic". Są w każdym dużym mieście z drużyną piłkarską. Ich cel: rozpoznać i nękać, by utrudnić jednoczenie się w grupy.

Raz z liścia i spokój jest

"Dużego Litera" znalazłem w poznańskim klubie sportowym Bokser. W jego ringu walczył przed kilkoma laty. Klub należy do Zdzisława Nowaka, przy okazji właściciela firmy ochroniarskiej pod tą samą nazwą, która ochrania mecze Lecha Poznań.

Nowak wyznaje mi, że jego agencja ma układ z "Dużym Literem": - Oni nie robią burd i mają swój rewir, czyli tzw. kocioł. To ta część trybun, gdzie najgłośniej dopingują. Układ jest taki, że sami pilnują tam porządku. No i to się sprawdza.

"Duży Liter" ma prawie dwa metry wzrostu, ponad sto kilo wagi, nos złamany w ringu, ale sympatyczną twarz. Siedzimy w restauracji. Pytam o Lecha, a ten od razu podnosi bluzę. A tam tatuaż na wysokości serca: "KKS Lech" i "Nikt nas nie lubi".

I opowiada o "miłości", którą poznał, gdy miał 11 lat. Wchodził na mecze na tzw. synalka - brał za rękę jakiegoś starszego kibica. Stał na trybunach, ale meczów nie pamięta, bo zafascynował go kocioł falujących ultrasów i szalikowców. By wejść do bojówek, czekał kilka lat. Musiał zaliczyć wyjazdowe mecze i mieć rozpoznawalną w środowisku twarz. Bo obcych się nie dopuszcza.

Pytam o wydarzenia z autostrady pod Koninem. Przyznaje, że to było przegięcie, ale zapewnia, że zdarzyło się ostatni raz. A składki na kibiców z Rosji? Taka tradycja, że kibice w przyjaźni opłacają koszty pobytu przyjezdnym. A tu składki poszły na zwiedzanie... Biskupina.

A ustawki? A, to co innego: - Tu nikt nikogo nie napada, nie zmusza, nikomu nie dzieje się krzywda. A psiarnia jest pojebana, bo jak ustawki rozbija, to się potem wiara wyżywa na trybunach. A co komu do tego, że się grupa ludzi spotka na łące i po ryjach sobie da?

"Duży Liter" o kolegach mówić nie będzie. - A co kogo obchodzi ich prywatne życie? - odpowiada. - Psiarnia nas gnębi za to, co robimy poza stadionem, bo na stadionie nie ma się do czego przyczepić.

I potwierdza, że Wiara Lecha, klub piłkarski i agencja ochrony mają układ: on i jego koledzy pilnują porządku w tzw. kotle. To część trybun dla szalikowców.

- I robimy to lepiej niż policja i ochrona.

A jak? - pytam. - Kto nie słucha, to raz z liścia i spokój jest. Za bardzo kochamy ten klub, żeby niszczyć jego majątek, zadymy robić.

Przymusowe zrzuty to problem?

Szef stowarzyszenia Wiara Lecha Jarosław Kiliński tak tłumaczy układ z "Dużym Literem": - Myśli pan, że nad kilkoma tysiącami rozemocjonowanych kibiców może zapanować zwykła ochrona? Tylko ludzie z autorytetem. I dzięki temu na stadionie jest spokój. A jeśli zdobyli autorytet ustawkami? Co za problem?

- To nie przeszkadza stowarzyszeniu?

Kiliński: - Legenda niepokonanej bojówki Lecha tylko nam pomaga. Gwarantuje bezpieczeństwo kibicom podczas wyjazdów, bo nikt normalny nie będzie ich prowokował. Jest respekt.

- Czy zarząd klubu Lecha o tym wie?

- Mamy umowę z klubem, że jako stowarzyszenie zapewniamy na stadionie spokój. Od dziesięciu lat nie było na Lechu burdy.

- A przymusowe składki ściągane w pociągach i autobusach?

- Ja nic o tym nie wiem. Jeśli ktoś z Wiary organizuje składki, to idą na oprawy meczowe: flagi, bannery, stroje. To dzięki nim kibice Lecha są najlepsi w kraju.

- A przymusowe składki wliczane w bilet na mecz z Feyenoordem?

- To było ostatni raz. Zgadzam się, że nie powinniśmy nikogo zmuszać do płacenia za oprawy.

Innego zdania jest powiernik "Dużego Litera", czyli "Mały Litar". To ksywa Krzysztofa Markowicza, pracownika działu marketingu KKS Lech i członka zarządu Wiary Lecha. Jego zdaniem skoro wszystkim oprawy meczowe się podobają, to wszyscy powinni za nie płacić. Choćby w cenie biletu. Ale nawet na samym forum Wiary Lecha jest o to spór. Jeden z internautów nazwał to wprost: haraczem.

Jednak przymusowe zrzuty idą nie tylko na zorganizowanie widowisk meczowych. Stowarzyszenie opłaca z nich kary finansowe za odpalanie rac świetlnych na stadionie. Wiara Lecha pali race z pełną premedytacją, choć przepisy tego zabraniają. Za taki pokaz w krajowej lidze kara idzie w kilka tysięcy złotych. Ale już w europejskich nawet 10 tys. euro.

O paleniu rac decyduje kierownictwo Wiary Lecha, a płacą wszyscy. - Ale każdy na widok pokazu z racami wpada w zachwyt - oburza się Markowicz. I dodaje: - To drogo kosztuje, a stowarzyszenie jest raczej biedne.

Jednak Wiara Lecha co roku otrzymuje od klubu dotacje na oprawy. Klub odstąpił też kibicom parking przy stadionie, z którego wpływy zasilają konto stowarzyszenia. Do tego dochodzi zawyżanie cen biletów i przymusowe zrzuty wśród kibiców.

Ile się tego uzbiera? I tu jest problem. Bo ani Lech, ani Wiara Lecha nie chcą tego ujawnić.

Arkadiusz Kasprzak, wiceprezes Lecha, ma o tym inne zdanie: - Dane finansowe dotyczące współpracy z kibicami to tajemnica handlowa, bo sponsorzy sobie tego nie życzą.

KKS Lech uważa się za nowoczesny, zarządzany na miarę klubów zachodnich. Jednak Joop Verschuren, rzecznik fanklubu Feyenoordu, pytany przeze mnie o finanse, mówi tak: - Raporty finansowe publikujemy w internecie. Wszystko musi być przejrzyste.

Jednak w ubiegłym tygodniu Lech pozbył się Wiary Lecha z pośrednictwa przy sprzedaży biletów. Dlaczego? Kasprzak przyznał, że klub chce mieć większą kontrolę nad ich sprzedażą i w przyszłości uniknąć podejrzeń, że "ze sprzedażą jest coś nie tak".

Szef Stowarzyszenia Wiara Lecha Jarosław Kiliński skomentował to krótko: - No i dobrze, przynajmniej "Wyborcza" się od nas teraz odczepi.

Dotychczas Wiara Lecha sprzedawała bilety w sklepie z gadżetami Tifo, w centrum Poznania. Gdzie teraz kibic ma kupić bilety? W sklepie... Tifo. Sklep prowadzi Artur Sęp, członek Wiary Lecha, a kierownikiem jest w nim "Duży Liter". To co się zmieni? Władze Lecha przekonują, że nie będzie już przymusowych zrzut w cenie biletu. A Tifo jest dobre jako punkt skupu, bo to centrum miasta, a kibice przywykli. A co wiceprezes Kasprzak powie o ochronie, którą zapewniają "Duży Liter" z kolegami? - Dla mnie liczy się, że stadion jest pełny. A skoro jest na nim spokój, to znaczy, że kibice są w porządku. Proste? Proste.

Kto płaci haracz? Ale to nie jest proste dla Legii Warszawa, która od dwóch lat toczy batalię ze swoimi kibolami.

Jarosław Ostrowski, wiceprezes Legii, nie chce takiego układu jak ma Lech: - Za cenę spokoju mielibyśmy płacić kibicom haracz? Wykluczone. Uważamy, że kibic jest od wspierania drużyny i klubu.

Na to wiceszef Lecha się oburza: - Kto płaci haracz? Że niby my? Nie czuję się ani trochę zastraszony przez naszych kibiców.

Wojciechowi Wiśniewskiemu (rocznik 69), członkowi Stowarzyszenia Kibiców Legii, marzy się taki układ jak w Poznaniu.: - Co złego w tym, żebyśmy wzięli odpowiedzialność za mecz? Ale z ITI będzie ciężko, bo oni chcą kibica, który nie ma kontaktu emocjonalnego z klubem, a tylko przyjdzie na mecz zjeść parówkę albo popcorn. Jak w jakimś Multikinie.

Ale Ostrowski zaprzecza: - Fanatycy, ultrasi mają swoje miejsce w klubie, bo robią świetne widowisko. Na nowym stadionie będzie nawet dla nich specjalna trybuna z miejscami stojącymi. Ale nie mogą decydować o porządku w klubie. Bo to się źle kończy.

I Ostrowski daje przykład: dwa lata temu kibice Legii mieli wytypować tzw. stewardów, czyli ochronę na mecz wyjazdowy. Stewardzi mieli czuwać nad porządkiem: - Ale jak doszło do zamieszania, to stewardzi pierwsi się rzucili do bójki.

Drugi przykład: wyjazd do Wiednia, no i znowu jadą stewardzi. Specjalnym autokarem. Ostrowski: - Po ich powrocie dostaliśmy raport od przewoźnika. Stewardzi kazali się obwozić po stacjach benzynowych, gdzie robili sobie tzw. promocje, czyli kradzieże towaru. Pili w aucie, bili się. Pokazaliśmy im ten raport. Mieli ubaw.

I Ostrowski narzeka, że Legia w swojej wojnie jest osamotniona. A co na to pozostałe kluby ekstraklasy? Ireneusz Trąbiński, menedżer i szef Jagiellonii Białystok: - Nie można wymienić kibiców na grzecznych chłopców. Trzeba współpracować.

A jak jest w Jagiellonii? Trąbiński szuka złotego środka: - Bo Lech przesadza, dając kibicom zbyt duże przywileje.

Drogą Lecha chciało iść GKS Katowice. Tam też kibice mogli pohandlować biletami, byli wciągani w sprawy klubu. I był spokój. Do jesieni. Kibole zrobili burdę na własnym stadionie i przerwali mecz. Kara? Cztery mecze bez publiczności i 50 tys. zł. Szef klubu Jan Furtok z żalem: - Nie wiem, cholera, co się dzieje. Było spokojnie, a oni nam na własnym stadionie taki numer...

Do góry
#2894574 - 07/02/2009 04:26 Re: do poczytania [Re: Baqu]
s_LP Offline
old hand

Meldunek: 03/05/2006
Postów: 895
Kibice faluja, Wyborcza fałszuje

W Polsce znać musisz prawdę tę smutną,
Jak łeb wystawisz, to ci go utną.

Odnieść sukces w naszym kraju jest czymś w rodzaju survivalu dla największych twardzieli. Ledwie bowiem zaczniesz wyrastać ponad przeciętność, stajesz się obiektem zainteresowania wszelkiej maści "życzliwych". Każdy z nich, życząc ci wszystkiego najlepszego, zrobi wiele by cię zniszczyć. Prześwietli twoje życie dowolnie interpretując wydarzenia i wyciągając własne, zwykle mało przychylne, wnioski. Możesz się bronić, zaprzeczać i tłumaczyć, ale z góry stoisz na straconej pozycji. Podejrzliwość to choroba dość powszechna i często ten, komu postawi się zarzut, od razu staje się winnym. Oczywiście istnieje domniemanie niewinności, ale w większości wypadków stanowi ono drugoplanową dekorację dla świętego oburzenia i potępienia. Domniemamy niewinność wówczas, gdy sprawa dotyczy nas samych, lub jest nam bliska. Innych najchętniej walimy obuchem między oczy. Gdyby oskarżeni w Polsce poddawani byli takiej karze, jaką zasądzi opinia publiczna, pełno mielibyśmy ludzi z odciętymi członkami. Pełno mielibyśmy niewinnych osadzonych, a nawet straconych. I czasem wystarczy do tego plotka, kłamstwo, sugestia.

Symbolem sukcesu w polskiej piłce klubowej stał się w ostatnim czasie Lech Poznań. Klub znakomicie zarządzany, osiągający dobre wyniki i będący ikoną całego wielkiego regionu Polski. Klub, który w najbliższych latach miał szansę na długo oczekiwane wypłynięcie na szersze, europejskie wody. Jak zwykle w takich przypadkach trafił najpierw pod lupę. Mało istotne są w tej chwili motywacje osób dzierżących lupę może są zgryźliwi z natury, może szukają szansy na zaistnienie, działają na zamówienie, albo mają poczucie misji lub woleliby by okręt flagowy nosił inną banderę. To nie ma znaczenia. Ważniejsze, że prowadzi się bezprzykładną kampanię przeciw dobremu wizerunkowi Lecha, na pierwszy ogień biorąc jego kibiców.

Gazeta Wyborcza ma stygmatę opiniotwórczej i bezkompromisowej w promowaniu własnej wizji świata. Trudno musi się pracować w takich warunkach dziennikarzowi sportowemu, do którego należy jedynie relacjonowanie wydarzeń sportowych, podczas gdy redakcyjni koledzy od polityki kształtują opinię społeczną. Ambitni fachowcy od sportu w Gazecie Wyborczej nie akceptują takiego stanu rzeczy i widzą dla siebie rolę sumienia sportowej Polski. Strofują działaczy, korygują błędy trenerów, pouczają jak postępować z kibicami, zatrudniają, zwalniają i oceniają. A przy tym śledzą i wykrywają nieprawidłowości. Chwała im za to. Pod warunkiem, że piszą prawdę i nie uprawiają propagandy rodem z dużo mniej ambitnych tabloidów.

Całą serię artykułów poświęcono ostatnio kibicom Lecha. Tym samym, których wielokrotnie chwalono za znakomity doping, świetną atmosferę i oprawy meczów. Nie urzekły one jednak dziennikarzy Gazety. Z ironią pisano o zawodach w rozkładaniu flagi, a z oburzeniem o nakazie śpiewania w sektorze przeznaczonym dla śpiewających. Składkę na oprawy meczowe potraktowano jak haracz, a z samych kibiców należących do Stowarzyszenia Wiara Lecha zrobiono kiboli przemycających narkotyki i handlujących lewymi biletami. Zarzucono, że w Poznaniu na stadionie rządzi mafia. I tym samym zamknięto usta ewentualnym obrońcom kibiców Lecha. Kto będzie chciał stawać po stronie bandziorów i narażać własną reputację? Kto chciałby dowiedzieć się, że sam jest bandziorem? Takich ludzi jest niewielu i dlatego zapewne łatwo przychodzi redaktorom działu sportowego Gazety Wyborczej rzucanie najgorszych nawet podejrzeń i oskarżeń. Nie jest istotne, że nie mają one pokrycia w rzeczywistości. Ważne, że służą rzekomo wyższemu celowi, jakim jest dobro polskiej piłki nożnej. W imię tego można swobodnie naginać fakty, przeinaczać wydarzenia, manipulować wypowiedziami, posługiwać się pomówieniami, insynuacjami i oszczerstwami. Niemoralne? A kto by się przejmował moralnością, gdy prowadzi się walkę z kibolami.

Wiadomo nie od dziś, że kibic piłkarski to samo zło. W Polsce mamy, co prawda, kategorię wspaniałych polskich kibiców, ale występują oni niemal wyłącznie w odniesieniu do meczów reprezentacji Polski, a szczególnie w innych niż piłka nożna dyscyplinach. (Abstrahuję tu od faktu, że mój znajomy dostał raz w życiu w twarz i było to na wspaniałopublicznościowej imprezie z udziałem Adama Małysza.) Zakłada się, że istnieje jakże pożądana grupa kibiców-inteligentów, którzy chętniej chodziliby na mecze, gdyby nie bandziory zasiadające obecnie na stadionie. Eliminując tę zbieraninę, otwieramy bramy dla kibica klasy średniej, który tylko czeka aż uporządkujemy dla niego trybuny. Jest w tym myśleniu tyleż naiwności marzyciela, co krótkowzrocznej głupoty. Przecież 20 tysięcy bandziorów zasiadających obecnie na stadionie Lecha pozbawionych szansy pójścia na mecz, będzie musiało sobie znaleźć inną rozrywkę.

Redaktorzy Gazety Wyborczej nie zastanawiają się, co się dzieje z kibicem wychodzącym ze stadionu. Wydaje im się, że popada w stan międzymeczowej hibernacji. Znika. Kończy się wraz z końcem meczu. Nie stanowi części społeczeństwa, nie dokłada się do bogactwa kraju, regionu czy miasta. Nie płaci podatków, nie pracuje, nie uczy się, nie dba o rodzinę czy otoczenie. Nie jest lekarzem, urzędnikiem, studentem, robotnikiem czy kasjerem. Kibol to odrębna kategoria wynaturzonych ludzi gorszych, niepełnoprawnych obywateli. Takich, o których można powiedzieć wszystko i których przez sam fakt uczestnictwa w kolorowym zgromadzeniu uważa się za podejrzanych. Z kibolami nie można rozmawiać czy współpracować. Należy okazać im brak szacunku i tępić. Zanim założą szal i przekroczą bramę stadionu mogą być kim chcą. Potem są już nikim. Tak oto traktujemy się wzajemnie. Ale jeśli kibolstwo objawia się w momencie wejścia na trybuny, jaką mamy pewność, że zapędzając na stadion widza klasy średniej nie tworzymy sobie nowej kategorii chuligana klasy średniej. Wystarczy zainteresować się nieco psychologią by nabrać wątpliwości.

Nie do nas należy wyręczanie władzy sądowniczej w orzekaniu na podstawie własnego urojenia kto jest bandytą, a kto nie. Możemy wyrażać się z pogardą o kibolach, ale świadczy to przede wszystkim o naszej własnej niedojrzałości i braku wyrozumiałości. Kibic, kibol, czy szalikowiec to przede wszystkim człowiek. W cywilizowanym społeczeństwie powinniśmy rozumieć, że każdy cel można osiągnąć współpracując z drugim człowiekiem, okazując mu szacunek i zrozumienie. Ostracyzm i alienacja są ostatecznością i nie dają najlepszego świadectwa naszym zdolnościom negocjacyjnym. Tam, gdzie dochodzi do wykluczenia mamy do czynienia ze słabością społeczeństwa, które zamiast rozwiązać problem wolało zamieść go pod dywan. Taka właśnie słabość i niechęć do dialogu leży u podstaw konfliktu między kibicami Legii i jej Zarządem. Kult pracy organicznej przyświeca zaś Zarządowi Lecha i jego kibicom. Pisze się więc o dwóch modelach radzenia sobie z tzw. &#8222;problemem kibiców&#8221;. Jednym ma być polityka nakazywania i karania. Drugim polityka zaangażowania i współpracy. Rozumiem, że można się opowiadać za pierwszym z tych modeli. Ale to jeszcze nie znaczy, że należy zwalczać ten drugi, który chwilowo okazuje się lepszy i skuteczniejszy. Chyba, że wbrew deklaracjom wcale nie ma się na sercu dobra polskiej piłki.

Lech Poznań wyrósł ponad przeciętną. Piłkarze odnoszą sukcesy, kibice walą na stadion drzwiami i oknami, a specjaliści od marketingu i zarządzania nie mogą się nachwalić pracy Zarządu klubu. Wystarczył tydzień, by ten wizerunek został zachwiany. Pojawiły się zarzuty korupcyjne, które mam nadzieję zostaną jak najszybciej rozstrzygnięte w imię czystości i uczciwości. Rozstrzygnięte przez sąd, a nie przez media, które jak nieraz widzieliśmy chętnie mnożą zarzuty. Jednocześnie powiedziano wiele złego o samym klubie i oddanych mu ludziach. To ważny test. Stanąć w obronie Lecha to obowiązek każdego kibica. Stanąć w obronie kibiców Lecha to obowiązek każdego Wielkopolanina. Bo my wiemy, czym jest dla nas Kolejorz i wiemy, kim są jego kibice. To nie żadni bandyci. To jedni z nas. To my.

Przedruk w imieniu autora.
Autor: Artur Habant.

Do góry
#2895404 - 07/02/2009 20:43 Re: do poczytania [Re: s_LP]
s_LP Offline
old hand

Meldunek: 03/05/2006
Postów: 895
"Interesów z R. nie robiłem

Ryszard Forbrich mówi, że Lech ze Świtem grał fair, a sprawa R. może być zemstą

Polska Maciej Lehmann

2009-02-07 09:17:48, aktualizacja: 2009-02-07 09:21:20

Rozmowa z Ryszardem Forbrichem, domniemanym szefem mafii piłkarskiej

Ile meczów sprzedał Pan i kupił dla Lecha z Piotrem R.?
- Nie przejmuję się tym, co piszą gazety. Gdy jakiś tekst ma się lepiej sprzedać, to natychmiast pojawia się w nim mój inicjał. Tyle że ja nie muszę i nie chcę kryć się za inicjałem. Proszę napisać, że zdaniem Ryszarda Forbricha zarzuty prokuratury wobec R. są widocznie tak słabe, że trzeba ludzi straszyć "Fryzjerem". Zrobiono z jego zatrzymania medialny show i wszyscy go już skazali. Tyle że między postawieniem komuś zarzutów a udowodnieniem winy jest bardzo długa droga.
Prokuratura też twierdziła, podchwycili to natychmiast wrocławscy dziennikarze, że ma porażające dowody mojej winy. Tymczasem podczas procesu to się nie potwierdza. W sprawie Lecha prokuratorzy też mówią o handlowaniu. Tylko ja w tych zarzutach jakoś nie mogę dopatrzyć się procederu kupowania meczu przez R. Myślę, że uda mu się dowieść, że nie sprzedał nic w Nowym Dworze.

Świadkowie twierdzą, że wręczali mu pieniądze.
- Nie mam takiej wiedzy. Ale to, że pan Janusz W. mówi, że przekazał komuś pieniądze, wcale nie znaczy, że tak rzeczywiście zrobił. "Kasa, misiu, kasa" - słyszał pan pewnie to określenie. Wielu ludzi rozpowiadało, że komuś coś wręczyli, ale okazywało się, że było to zwykłe pomówienie. Jestem w takiej samej sytuacji jak Piotr R. Skazano mnie jeszcze przed procesem.

Załóżmy, że pieniądze pojawiły się w szatni Lecha.
- Proszę dokładnie przestudiować artykuł 296 b KK. O przestępstwie korupcyjnym w sporcie można mówić, jeśli prokuratura udowodni, że przed meczem zawodnik czy sędzia wziął pieniądze i obiecał, że w nieuczciwy sposób pomoże wygrać mecz temu, kto je zapłacił. Jeśli ktoś przekaże pieniądze po meczu, to nie ma sprawy. Piłkarze mogli to potraktować jako "podpórkę" przed pojedynkiem z Górnikiem Polkowice. To jest moralnie dwuznaczne, lecz nie jest przestępstwem.
Arka Gdynia chciała, by sąd włączył do materiałów dowodowych taśmy z ich meczami. Chodziło o to, by niezależni biegli na podstawie zapisu wideo precyzyjnie określili, w których momentach doszło do przestępstwa w postaci świadomego sprzyjania ich drużynie. Wniosek został jednak odrzucony. Podejrzewam, że gdyby eksperci dokładnie przeanalizowali mecz Świtu z Lechem, nie dopatrzyliby się ani jednej sytuacji, po której można by powiedzieć, że Piotr R. i jego koledzy świadomie pomogli wygrać gospodarzom. Słyszałem, że w samej końcówce tego meczu jeden z piłkarzy Lecha trafił w słupek. To też może świadczyć o tym, że grano fair.

Zarejestrowanych jest podobno kilkadziesiąt połączeń między Panem, Januszem W. i Piotrem R.
- Tego nie wiem. Z tymi połączeniami to też jest wielkie oszustwo. Jeśli pan do mnie zadzwoni, a ja nie odbiorę, to też uznawane jest jako połączenie. Ale o niczym to jeszcze nie świadczy. Zależałoby mi, by prokuratura raczej odtworzyła i upubliczniła treść tych rozmów, a nie liczbę połączeń.

- Znał Pan Janusza W?
A kto go nie znał? Jak ktoś mnie pytał grzecznościowo o telefon, to mu go dawałem. Tak robiłem, robię i będę robił. "Narodowy" przyjeżdżał do Poznania, chciał tu zostać koordynatorem, obiecał, że załatwi sponsorów.

- Przypomina Pan sobie, by pytał o telefon do R.
Nic takiego nie miało miejsca.

- Miał Pan jakieś interesy z kapitanem Lecha?
Znałem go, bo przecież sprowadziłem go do Amiki. Był jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy, więc nie sądzę, by bawił się w sprzedawanie meczów i rozmieniał na drobne. Żadnych interesów z Piotrem nie prowadziłem.

- Czy wie Pan o układzie między Lechem a Polkowicami? Górnik miał oddać mecz Pucharu Polski w zamian za punkty w lidze. Tak zeznał polkowicki działacz Mariusz J.
J. wielokrotnie chwalił się, że dawał różnym ludziom pieniądze.

- Czy te zeznania mogą być zemstą za to, że Lech nie odpuścił wtedy Polkowicom?
Oczywiście. Podejrzani wielokrotnie wycofują się w czasie procesu z zeznań składanych po zatrzymaniu. Nikt nie chciał siedzieć 22 miesięcy w areszcie tak jak ja. Przyznawali się i ich wypuszczano po 22 godzinach. Gdy pojawia się ślad poznańskiego klubu, cały czas powraca temat tych 5 tys. zł, które miałem rzekomo dać obserwatorowi po słynnym meczu Lecha z Pogonią przerwanym w związku ze śmiercią papieża. Tymczasem w czasie procesu zostało to już wyjaśnione. Obserwator nie potwierdził, że dostał ode mnie jakieś pieniądze. Nikt, podkreślam nikt, ze 120 przesłuchanych świadków nie zeznał, że dostał ode mnie pieniądze.

- Ile ma Pan zarzutów?
33. Dotyczą one głównie składania obietnic korzyści osobistych w postaci zawyżonej oceny obserwatora. Za to siedzi się prawie dwa lata?

- Co powinien, Pana zdaniem, zrobić teraz Piotr R.?
Jak najszybciej zwołać konferencję prasową i wyjaśnić swoją sytuację, podobnie jak postąpił sędzia Grzegorz Gilewski, którego też próbowano wrobić w korupcję. Myślę, że powinien mu pomóc klub. Jeszcze dobrze nie wyszedł ze sali przesłuchań, a już go zawieszono."

Do góry
#2899746 - 09/02/2009 05:45 Re: do poczytania [Re: s_LP]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama


Po klubowych mistrzostwach świata - moim zdaniem turnieju kuriozalnym, do natychmiastowej poprawki przypominałem, jak dotkliwe konsekwencje ponieśli ich europejscy triumfatorzy w minionych sezonach. Eskapada na Daleki Wschód wybijała ich z uderzenia, zaczynali częściej przegrywać, przy pierwszej okazji (czyli w 1/8 finału) wypadali z Ligi Mistrzów. Cytowany przeze mnie wówczas trener ostatnich zwycięzców - Manchesteru United też się martwił, zwłaszcza że liga angielska nie wyhamowuje nawet w czasie świąteczno-noworocznym.

Piłkarze Aleksa Fergusona przetrwali. Ba, czasownik &#8222;przetrwać&#8221; nie docenia ich osiągów, bo zjadają rywala za rywalem, nie przejmując się ani kontuzjami, ani w nieskończoność utrzymującym się niemal co mecz remisem 0:0. A kiedy wykańczają desperacko broniącego się przeciwnika w samej końcówce, tylko ignoranci bagatelizują ów wyczyn w tyradach o sprzyjającym im szczęściu, które pewnego dnia niechybnie Manchester opuści. Przyjrzyjcie się lidze angielskiej i sprawdźcie, jak rzadko jej potęgi wygrywają okazalej niż minimalnie. Na Wyspach za każde zwycięstwo trzeba ostatnio zapłacić ostatnim tchnieniem.

Piłkarze MU wydają ostatnie tchnienie częściej niż inni. Rozegrali jak dotąd najwięcej (już 41!) meczów pośród wszystkich drużyn europejskich i jako jedyni wciąż zachowali na pięć najcenniejszych trofeów. Klubowe MŚ już zdobyli, prowadzą w Premier League, awansowali do finału Pucharu Ligi Angielskiej, biją się o Puchar Anglii, dwumeczem z Interem Mediolan wznowią niebawem rywalizację w Lidze Mistrzów.

Ich moc oddają 1212 kolejne minuty (to przeszło jedna trzecia sezonu!) bez puszczonego gola przez Edwina van der Sara. Rekord tyleż indywidualny świadczący o fenomenalnej klasie bramkarza co zespołowy, oddający odporność MU na popełnianie banalnych błędów. Nikt już nie wysuwa zarzutu sprzed kilkunastu miesięcy, jakoby mistrzowie Anglii zawdzięczali regularne wygrywanie głównie niesamowitym kopnięciom Cristiano Ronaldo. W tym sezonie Portugalczyk uciułał niczego sobie dorobek strzelecki, ale samotnie o wynikach już nie przesądza gdyby wyjąć rzut karny sprzed tygodnia, ostatniego meczu rozstrzygniętego przezeń niemal w pojedynkę musielibyśmy szukać w październiku.
Najpoważniejszych konkurentów w Lidze Mistrzów napędzają osobowości, bez których trudno sobie wyobrazić ich drużyny. Barcelonę inspiruje Leo Messi, madrycki Real Arjen Robben, Liverpool kontuzjowany Steven Gerrard, mediolański Inter Zlatan Ibrahimovic. Wszyscy oni i nie tylko oni odbierają ochotę do przesadnie śmiałego typowania, jak skończy się sezon. Futbol na samym szczycie jest okrutny, faworytom grozi rozczarowaniem właśnie po ostatnie tchnienie. Wyobraźcie sobie, że Manchester jeszcze długo utrzymuje oszałamiające tempo, by ostatecznie w lidze angielskiej ustąpić Liverpoolowi gorszym stosunkiem bramek, a finały Ligi Mistrzów, Pucharu Anglii i Pucharu Ligi Angielskiej przegrać w rzutach karnych. Ilu piłkarzy, trenerów i kibiców z Old Trafford oblałoby sezon za udany?

R.Stec

Do góry
#2900805 - 10/02/2009 00:39 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama

Skupiam się tylko na piłce rozmowa z Michałem Janotą, piłkarzem Feyenoordu Rotterdam






Latem Dzanota wszędzie było pełno. 18 latek w czasie okresu przygotowawczego przebojem wdarł się do zespołu seniorów rotterdamskiego Feyenoordu, jesienią zadebiutował w Eredivisie. Teraz szum medialny opadł, a młody zawodnik wreszcie ma trochę spokoju. Wrócił do zespołu rezerw i zamierza zdobyć z nim tytuł mistrzowski.
Kamil Kołsut: Jesienią stosunkowo często pojawiałeś się na boiskach Eredivisie, choć występy te nie były przesadnie długie. Teraz jednak zaczyna cię brakować nawet na ławce rezerwowych rotterdamskiego zespołu ze zdrowiem aby wszystko w porządku?


Michał Janota: Co chwila dopadają mnie drobne urazy i ostatnio często choruję. Do składu nie łapię się już jednak głównie dlatego, że do gry wracają podstawowi zawodnicy, którzy jesienią mieli problemy zdrowotne. Tymczasowo wróciłem więc do rezerw, ale na mnie przyjdzie jeszcze czas!

Jak wyglądają twoje kontakty z Leo Vlemmingsem, który kilka tygodni temu zastąpił na trenerskim stołku Gertjana Verbeeka?

Uważam, że jest to bardzo dobry szkoleniowiec i po objęciu nowej posady stara się dawać z siebie wszystko. Treningi są ciekawe, a piłkarze bardzo zadowoleni.

Czyli za Verbeekiem nie tęsknicie?


Zajęcia u Gertjana były niesamowicie ciężkie, dużą wagę przywiązywał do przygotowania siłowego i nie wszystkim piłkarzom się to podobało. Chcieli więcej wolnego (śmiech). Ja nie chcę się na ten temat wypowiadać, bo jestem zadowolony ze współpracy z oboma szkoleniowcami.


Jaka więc atmosfera panuje w zespole? Piłkarze są zadowoleni z nowych metod treningowych, ale zmiana szkoleniowca jak na razie nie wpłynęła znacząco na jakość gry. Feyenoord dalej spisuje się fatalnie.

Atmosfera jest pozytywna. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że świetnych wyników nie będzie od razu i na to potrzeba czasu. Czołówkę dogonić będzie ciężko, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby tego dokonać.

Ale przyznaj szczerze, jako zawodnik pierwszej drużyny. Cały czas mierzycie stratę do miejsca dającego szansę gry w europejskich pucharach, czy też coraz częściej zaczynacie spoglądać w dół, z niepokojem obserwując, jak maleje wasza przewaga nad strefą spadkową?

Plan jest taki, że chcemy dostać się do strefy gwarantującej walkę o udział w europejskich pucharach, nie ma innej możliwości.

Przez rozpoczęciem sezonu mówiłeś, że Feyenoord ma świetny skład i stać was na walkę o mistrzostwo Holandii. Jak z perspektywy czasu oceniasz tamte deklaracje?

Nie odwołuję. Gdyby wszyscy zawodnicy byli zdrowi, a nasz zespół nie przypominał szpitala, to bez wątpienia walczylibyśmy o tytuł!

Feyenoord to w ogóle ciekawy przypadek. Czołowy holenderski klub ze wspaniałą historią, rzeszą wiernych fanów i niezłym potencjałem piłkarskim od kilku lat spisuje się w Eredivisie bardzo przeciętnie. Miejsce siódme, szóste, teraz jedenaste.

Życie... Nie można wszystkiego wygrywać, zdarzają się czasy lepsze i gorsze. Teraz nadeszły lata chude i mam nadzieję, że los wkrótce się odmieni. Eredivisie jest ligą wyrównaną, co mi się bardzo podoba, i tutaj każdy może wygrać z każdym. Kiepsko spisujemy się już trzeci rok z rzędu, miejmy więc nadzieję, że nie będzie tak w czwartym.


Zwłaszcza, że Feyenoord poprowadzi wówczas Mario Been. W NEC pokazuje, że lubi stawiać na młodych.

Zobaczymy, jak to będzie i na kogo postawi. Może i ja doczekam się swojej szansy, a jeśli nie, to pójdę na wypożyczenie. Mogłem to zrobić już zimą, ale nasze rezerwy mają spore szanse na mistrzostwo i chce pomóc chłopakom w zdobyciu tego trofeum.

Właśnie, a propos zdobywania tytułów. Kto twoim zdaniem wygra Eredivisie? AZ wydaje się być poza zasięgiem...

Zespół z Alkmaar gra świetną piłkę, ale do końca zostało jeszcze 13 kolejek i nie można niczego rozstrzygać. Moim zdaniem w walce powinno liczyć się jeszcze FC Twente. A Ajax? Nie, żebym nie wierzył w Marco van Bastena, też mają szanse. Ale najpierw muszą odzyskać dawną formę.

Wracając jeszcze do twojej osoby. Nie masz wrażenia, że medialny szum, jaki wytworzył się jesienią wokół Michała Janoty, wreszcie opadł? Na początku sezonu, po znakomitym okresie przygotowawczym, w mediach było cię pełno. Teraz wygląda to już nieco inaczej.

Fakt. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Po pewnym czasie to wszystko stało bardzo denerwujące tyle osób pisało i dzwoniło, pytało o to samo, a potem pisało o tym samym. Bez sensu. Dziennikarze potrafią niszczyć młodych sportowców, więc postanowiłem znacznie ograniczyć udzielanie wywiadów. Potrzebuję trochę oddechu i zamierzam zająć się wyłącznie piłką!

Jesienią niektórzy dziennikarze popadli w taki hurraoptymizm, że nawet wciskali cię do kadry Leo Beenhakkera...

Ja na nie zamierzam i nigdy nie zamierzałem gdziekolwiek wciskać się na siłę. Gram tak jak gram, robię to co kocham i nie pozwolę, żeby dziennikarze, wywiady i różne niemądre plotki popsuły to, do czego powoli dochodzę ciężką pracą.

Oglądałeś mecz Polska - Litwa? Kiedy widzisz, że w kadrze występują tacy gracze jak Trałka, Komorowski, czy Polczak nie żal ci, że sam nie dostałeś od selekcjonera szansy?

Meczu nie widziałem, nie mam niestety dostępu do polskich programów, ale słyszałem, że było nieciekawie. Co do zawodników powołanych przez Beenhakkera - jeśli tam są, to muszą coś sobą prezentować. Teraz szansę dostali oni, kiedyś może dostanę ja. Tyle w tym temacie.
Kamil Kołsut

Do góry
#2901771 - 10/02/2009 15:00 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Wiara w cud
Kolejny raz dane nam było przeżyć niewiarygodny, jeśli idzie o poziom i dramaturgię, finał turnieju wielkoszlemowego

Po Wimbledonie 2008 pojawiły się opinie, że pięciosetówka Rafaela Nadala z Rogerem Federerem to był pojedynek stulecia. Ich ostatnia, znów bardzo długa, batalia podczas Australian Open skłania ku głębszej refleksji. Jak się okazuje, wciąż niewiele wiemy o możliwościach człowieka stającego przed najwyższym sportowym wyzwaniem.

Szwajcar na starcie miał więcej atutów, ale to właśnie jemu gra rozsypała się w piątym secie niczym przysłowiowy domek z kart. Upadek był spektakularny, a potem mieliśmy jeszcze łzy w trakcie końcowej ceremonii.

Znany dziennikarz specjalizujący się w opisywaniu tenisa wyłożył w blogu swoje nowe credo: &#8222;Wimbledon wysłał pierwszy sygnał ostrzegawczy, a dziś definitywnie przestałem wierzyć, że Roger jeszcze zrobi postępy. Niektórzy powiedzą, że późno, ale wreszcie zrozumiałem, że nie ma na to szans. Jeśli bowiem ktoś się tu czegoś uczy i doskonali swój tenis, to Rafael Nadal. Hiszpan już dawno nie jest osiłkiem czy tępym rzemieślnikiem, który zabiega i zamęczy każdą ofiarę. Udowodnił dziś ostatecznie, że jest najlepszym tenisistą świata&#8221;. Pogląd niby prosty i jasny, pewnie zrodził się już jakiś czas temu w kilku eksperckich głowach, ale dotychczas nie słyszeliśmy tego zbyt często.

W klubie, w którym się wychowywałem, dwóch chłopaków wyrastało ponad otoczenie. Obaj byli długi czas moimi idolami, bo grali w tenisa pięknie technicznie i zawsze tak, jak sobie tego życzyli trenerzy. Obaj dostawali zawsze najnowszy sprzęt i efektowne stroje. Zazdrościłem im bardzo, kiedy wysłano ich na juniorski turniej na Węgry. Prosto z samolotu trafili potem na korty Legii przy Myśliwieckiej, na znaną imprezę warszawskiej popołudniówki.

No i tam przeżyłem szok. Obaj moi klubowi koledzy zostali szybko sprowadzeni na ziemię przez przeciwników ze Śląska. Na tle tych mistrzów elegancji ich rywale wyglądali niczym dzieci ubogich krewnych, grali starymi rakietami, a o sposobie odbijania piłki lepiej nie wspominać. Zapamiętałem opiekuna młodych Ślązaków. Stał obok kortu, miał zacięty wyraz twarzy i po każdej przegranej piłce syczał w kierunku podopiecznych: &#8222;Grej pieronie abo zaro jadymy do domu&#8221;. Wtedy po raz pierwszy przestałem wierzyć, że dobra technika wystarczy do zwycięstwa.

Federer rekord wielkoszlemowych zwycięstw Pete&#8217;a Samprasa (14) wciąż ma w zasięgu ręki, ale po finale w Melbourne nawet Sampras do niedawna zachwycający się przede wszystkim grą Szwajcara zaczął cieplej mówić o możliwościach Nadala.

Dwa dni po finale w jednym z portali ukazał się tekst pt. &#8222;Jak Roger może pokonać Rafę&#8221;. Autor, Franklin L. Johnson, nowojorski dziennikarz z 40 letnim tenisowym doświadczeniem, przypomniał wszystkie techniczne atuty Federera i w dziesięciu punktach wyliczył, co i jak należy w grze Szwajcara poprawić, by mógł on sięgnąć po zwycięstwo. &#8222;Na koniec muszę jednak zaznaczyć napisał że Rafę trzeba pokonać nogami, a nie rakietą. Siła woli na korcie jest ważniejsza niż siła fizyczna. Rafa ma większy głód sukcesu od Rogera, a gra teraz w tenisa tak dobrze, że Federerowi potrzebny będzie w następnym spotkaniu punkt 11. wiara w cud&#8221;.
K.Stopa

Do góry
#2904357 - 11/02/2009 15:01 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Krzynówek na mękach

Mam w swoim domowym archiwum teczkę z napisem "Męczeństwo piłkarzy polskich", a w niej liczne wycinki wywiadów z naszymi graczami występującymi w ligach zagranicznych.

Łączy te rozmowy wielkie cierpienie, jakie towarzyszy pobytowi polskich futbolistów na obczyźnie. Jeśli ktoś przypuszcza, że siedzą oni sobie w krajach Zachodu jak u Pana Boga za piecem, to się grubo myli. Oni tam przeżywają gehennę.

Weźmy Jacka Krzynówka, który kilka dni temu podzielił się swoim bólem z czytelnikami "Przeglądu Sportowego". Ten zasłużony reprezentant Polski (88 występów) gra już w Niemczech od lat, więc prześladowców miał wielu, ale ostatnio był torturowany przez niejakiego Feliksa Magatha, z zawodu trenera. "Krzynówek odsłania szokujące kulisy swojej sytuacji w Wolfsburgu" pisze w nadtytule "Przegląd". Już pierwsze pytanie bulwersuje i wzrusza: "Opuścił pan więzienie Wolfsburg i co dalej?". "Czuję się jak człowiek, który wychodzi na wolność i cieszy się życiem" odpowiada pan Jacek.

Felix Magath, jak wynika z wywiadu, od początku nie lubił Krzynówka. Kazał mu siedzieć na ławce rezerwowych, a jak już pozwalał wyjść na boisko, to tylko złośliwie czekał, aż Polak nie strzeli gola. No i prześladowany pan Jacek nie strzelał. A wszystko brało się z tego, że: "Magath miał koncepcję, aby na lewej stronie wystawiać graczy prawonożnych". Czy to przypadkiem nie wymaga interwencji Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strasburgu? Oczywiście wymaga. "W Wolfsburgu wszyscy są zastraszeni, zestresowani. Każdy, dopóki jest w tym zespole, boi się powiedzieć cokolwiek przeciw Magathowi" &#8211; powiada wypuszczony na wolność polski piłkarz. Felix Magath, oprócz tego, że jest sadystą, jest też znanym w piłkarskim środowisku idiotą, który ewidentnie działa na szkodę swoich pracodawców. Idiotami też są właściciele klubów, którzy płacą Magathowi wielkie pieniądze za to, by nie odnosił sukcesów i obniżał miejsce w tabeli zajmowane przez prowadzoną przez siebie drużynę.

Przypadek Magatha nie jest odosobniony. Identyczną skłonność do sadyzmu i autodestrukcji ma szkoleniowiec francuskiego zespołu AJ Auxerre, który od pewnego czasu gnębi innego naszego gracza, też reprezentanta kraju, Dariusza Dudkę. Wynika to z wywiadu, którego piłkarz udzielił jakiś czas temu Gazecie Wyborczej . Lektura wycinków, które zgromadziłem w swojej teczce, świadczy niezbicie o tym, że zjawisko się rozszerza. Mam udokumentowane przypadki dziwnego zachowania trenerów dotyczące także Europy Wschodniej, a ściśle mówiąc Rosji. Co ciekawe, wszyscy oni pracują akurat tam, gdzie grają polscy futboliści


Do góry
#2907361 - 12/02/2009 08:53 Re: do poczytania [Re: forty]
kamasutra Offline
veteran

Meldunek: 16/01/2006
Postów: 1410
HA...HA....Dobre...placzusiow wsrod naszych orlow jak widac nie brakuje..

Do góry
#2907500 - 12/02/2009 15:59 Re: do poczytania [Re: kamasutra]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Karol Bielecki: W Polsce piłka ręczna nie jest doceniana tak jak w Niemczech



Karol Bielecki po powrocie do Niemiec udzielił wywiadu, w którym odniósł się do występu biało czerwonych na tegorocznym mundialu. Wspomniał także o celach sportowych związanych z Rhein Neckar Löwen.



Chorwacja była bardzo mocna, grając przed własną publicznością. Natomiast Francja jest obecnie po prostu najlepszą drużyną na świecie. Obronę Trójkolorowych, a ponadto ich bramkarza Thierry egp Omeyera trudno pokonać. Z tego powodu jesteśmy zadowoleni, że zajęliśmy 3. miejsce na mundialu stwierdził Bielecki, który uważa, iż w polskiej drużynie narodowej drzemie jeszcze większy potencjał. Może się on przyczynić do popularyzacji szczypiorniaka nad Wisłą.

W 2007 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo świata. W Pekinie na Igrzyskach Olimpijskich wywalczyliśmy 5. pozycję, a w Chorwacji cieszyliśmy się z brązowego medalu. Udowodniliśmy, iż należymy do światowej czołówki. Marzę o zdobyciu mistrzostwa świata. Jak patrzę na skład reprezentacji i naszą średnią wieku, wierzę, iż możemy zrealizować ten cel. Piłka ręczna nie jest doceniana w Polsce, tak jak w Niemczech, ale my to zmieniamy powiedział rozgrywający, który wierzy, że powoli wraca do dobrej dyspozycji.

Czuję się teraz o wiele lepiej niż było to np. w lecie w Pekinie. Dzieje się tak m.in. z takiego powodu, że w Chorwacji nie grałem tak wiele. Na swojej pozycji miałem bowiem zmiennika Michała Jureckiego, więc występy na MŚ nie kosztowały mnie dużo sił. Mogę wiele popracować nad wytrzymałością, biegać. Jestem gotowy na podjęcie wyzwań stwierdził Bielecki.

Z Rhein Neckar Löwen jestem związany kontraktem jeszcze dwa i pół roku i nieustannie powtarzam, że chciałbym zdobyć z klubem tyle tytułów, ile to tylko możliwe. Pragnę zdobyć mistrzostwo Niemiec oraz triumfować w Lidze Mistrzów dodał Polak.

Wojciech Święch, źródło: handball welt.de

Do góry
#2908734 - 13/02/2009 04:00 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields

Do góry
#2908735 - 13/02/2009 04:00 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30432
Skąd: Brama
Nie chcę się pchać do Legii rozmowa z Marcinem Mięcielem, napastnikiem VfL Bochum




Wydawało się, że po znakomitym sezonie w barwach greckiego PAOK Saloniki Marcin Mięciel wreszcie zaistnieje w swojej ulubionej Bundeslidze. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Dziś Mięciel nie ma większych szans na grę w Bochum i latem niemal na pewno opuści klub. Gdzie odejdzie? Piłkarz chciałby znowu zagrać w Legii, ale nic na siłę. Latem będę jednak do wzięcia za darmo zaznacza jednak 33 latek.


Od kilku spotkań nie łapiesz się nawet w kadrze Bochum na mecze ligowe. Kolejny Polak, który po Tomaszu Zdebelu, wypadł z łask trenera VfL?

Nie, nic z tych rzeczy. Mam złośliwą kontuzję. Na treningu obiłem sobie piętę i pod kością zrobił mi się krwiak. Problem jest taki, że za bardzo nie można mi pomóc. Można oczywiście robić rehabilitację, ale i tak trzeba czekać aż to zejdzie. Sam doktor nie wie kiedy wrócę. Może za tydzień, może za trzy.

Nie zmienia to faktu, że twoje drugie podejście do Bundesligi ponownie okazało się nieudane. W Bochum jesteś tylko rezerwowym, a trener Marcel Koller dał ci zielone światło do opuszczenia klubu.

No tak, ale mam pecha. Podczas przygotowań strzeliłem dwie bramki w sparingu z jakimś chińskim zespołem grającym w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. W pozostałych sparingach sprawowałem się dobrze i nagle ta kontuzja. Ale i tak moje dni w Bochum są policzone.

Koller wyjaśniał ci, dlaczego nie chce stawiać na ciebie w meczach ligowych?

Nie przypominam sobie. Było tak, że mój menadżer rozmawiał z nim latem, bo już pół roku temu chciałem odejść do Legii. Wtedy się nie zgodzili. Minęło pół roku i przyszło te okienko. Zarząd wreszcie się zgodził i czekaliśmy na oferty. Arminia Bielefeld dawała pieniądze, których oczekiwał mój klub i wydawało się, że transfer dojdzie do skutku. Okazało się jednak, że zaprezentowałem się dobrze na zimowym obozie i trener na mnie liczy. Strasznie to pokręcone.

Ile potencjalny kupiec musi za ciebie zapłacić?

W lato tematu odejścia nie było, a teraz Bochum chciało 250 tys. euro. Czyli niewygórowana kwota.

Pewne jest, że latem opuścisz Niemcy?

Myślę, że pewne. Tak uzgodniliśmy z menadżerem klubu. Mam co prawda jeszcze roczny kontrakt, ale jesteśmy po słowie i latem będę do wzięcia za darmo. Ze względu na moją rodzinę skłaniam się ku trzem kierunkom. Chciałbym zagrać albo w Grecji, albo na Cyprze, albo wrócić do Polski.

Nie żałujesz odejścia z PAOK Saloniki? W Grecji byłeś gwiazdą, strzelałeś bramki i mogłeś walczyć o europejskie puchary. W Niemczech twój zespół broni się przed spadkiem, a ty przesiadujesz na ławce rezerwowych.

Tak, ale ja na to patrzę inaczej. Wolę grać w Bochum w Bundeslidze niż w europejskich pucharach w jakimś zespole z Cypru, Austrii czy Grecji. Tam na wysokim poziomie zagram w sezonie 4 spotkania w pucharach i 2 w lidze. W Niemczech co mecz walczymy z jakąś utytułowaną drużyną. Bayern, Bayer, Werder, Borussia, Schalke itd. Gdybym był młodszy na pewno zostałbym w Bochum. Do Bundesligi dostać się niełatwo, więc chciałbym powalczyć. No, ale mam swoje lata. Nie ma co próbować na siłę.


Temat powrotu do warszawskiej Legii jest wciąż aktualny?


Z tego co wiem przed miesiącem było zapytanie Legii do mojego menadżera, ale na transfer nie zgodził się mój klub. A jak będzie zobaczmy. Sam się nie wproszę do klubu, bo to głupio by wyglądało. Ale jeżeli dyrektor Trzeciak przedstawi dobra ofertę myślę, że ją zaakceptuje. Ale klub musi się zachować w takich negocjacjach poważnie.

Co masz na myśli?

W Polsce musimy zmienić mentalność. Kluby do zawodników, którzy wracają z zagranicy podchodzą jakby z łaską. Bawią się w jakieś gierki. Przetrzymują ich przez jakiś czas, zmieniają kwoty netto na brutto, próbują zyskać choćby pięć euro. Tak jak z Krzynówkiem postępowała ostatnio Legia. Trzeba zdać sobie sprawę, że jak się przeciąga taki transfer to przychodzi klub zagraniczny i bierze zawodnika dając mu dużo lepszy kontrakt. Jest to taki brak szacunku. Tak odczuwają to zawodnicy.

Boisz się, że tak może być w twoim przypadki?

Nie, nie chce tu nic ugrać dla siebie. Ja oferty latem będę mieć na pewno. Chodzi o inną rzecz. Wiadomo, że piłkarz za granicą zarabia dużo. Ale jeżeli goście pokroju Krzynówka czy Bąka chcą wracać do kraju to nie powinno się czekać tylko dać im dobre warunki i cieszyć się, że tacy piłkarze chcą grać w naszej, nienajlepszej jeszcze lidze.


Myślisz, że Legia byłaby w stanie spełnić twoje wymagania finansowe?

Bez przesady, nie jestem żadną gwiazdą z wielkimi oczekiwaniami. Chciałbym godnie zarabiać, ale gdybym szczerze porozmawiał z dyrektorem Trzeciakiem pewnie do consensusu byśmy doszli.

Chciałbyś zakończyć karierę w Polsce. Nie warto więc, zamiast tułać się po Europie, wrócić latem i być jeszcze znaczącą postacią naszej ligi.

Myślę, że pogram jeszcze ze trzy cztery lata. Jeżeli zdrowie dopomoże wierze, że jest to możliwe. A czy będę tu gwiazdą czy nie. To nie jest aż tak ważne.

Zobaczymy więc jeszcze słynne przewrotki "Miętowego" w ekstraklasie?

Na pewno. Nie ma innej opcji. Karierę muszę skończyć w kraju. A w jakim zespole? Ciężko powiedzieć.


Tak, ciągle rozmawiamy. Często dzwonimy do siebie. Tomek był kapitanem, był w Bochum bardzo długo. Sytuacja jaka była w klubie nie wszystkim się podobała a on, jako przedstawiciel drużyny mówił więcej niż inni. No i powiedział o jedno zdanie za dużo. Stało się tak, a nie inaczej, ale dla Tomka to żadna tragedia. Mając 35 lat poszedł do klubu walczącego o mistrzostwo Niemiec i europejskie puchary. A nie każdy ma taką możliwość.
Kilka dni temu Bochum w bardzo niemiłej atmosferze opuścił Tomasz Zdebel. Rozmawiałeś z Tomkiem przed jego transferem do Bayeru
Leverkusen?


Drużyna nie próbowała się wstawić za nim u trenera czy w zarządzie klubu?

Najpierw z trenerem rozmawiała Rada Drużyny, później cała drużyna, ale nic to nie dało. Okazało się, że to nie samowolna decyzja trenera, ale całego zarządu. Ludzie z władz klubu powiedzieli, że to ich decyzja i nie zmienią jej. Tomek nie pasował im po prostu do koncepcji.


Wspaniale zachowali się kibice, którzy zamanifestowali poparcie dla Zdebela. Pewnie każdy piłkarz Bochum i nie tylko chciałby być tak poważany przez swoich fanów

Oczywiście. Tomek ma tu wielkie poważanie. Nie tylko w Bochum, ale w całych Niemczech. Grał w klubie długo i co najważniejsze, grał dobrze. Harował dla drużyny. Ale trzeba się z tego cieszyć, że Polak w Niemczech darzony jest takim szacunkiem. To wielka sprawa.
Rozm.S.Staszewski

Do góry
#2913002 - 14/02/2009 23:40 Re: do poczytania [Re: forty]
blackjack Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 29/10/2004
Postów: 3334
Skąd: Łódź Widzew Łódź/ Malta
Na Wyspach o Borucu: BRAŁ KOKAINĘ, USTAWIAŁ MECZE.



JUTRO MOŻE ZAKOŃCZYĆ SIĘ KARIERA ARTURA BORUCA. Wszyscy czekają na nowe wydanie "News of the World", czyli niedzielnego wydania "The Sun". Jeśli ukaże się to, co podobno ma się okazać, to reprezentant Polski w dość haniebny sposób przejdzie do historii. Wedle BARDZO wielu pogłosek, tabloid opublikuje zdjęcia Boruca zażywającego kokainę. Wiele osób twierdzi, że Celtic już przeprowadził testy na zawartość narkotyków u polskiego bramkarza i wypadły one pozytywnie (czyli bardzo negatywnie). Ale to nie koniec - podobno pojawi się też insynuacja, że Boruc wraz z "polską mafią" ustawiał mecze.

Jezu, natłok oskarżeń taki, że aż trudno to wszystko ogarnąć. Chcielibyśmy wierzyć, że to wszystko jakaś jedna, wielka, bezsensowna plotka, mająca wyprowadzić z równowagi Boruca przed meczem z Rangersami. Bo przecież narkotyki oznaczają bezwzględną dyskwalifikację. Pamiętacie Marka Bosnicha? Był bardzo cenionym golkiperem na Wyspach, a po wykryciu u niego narkotyków został wyrzucony z Chelsea oraz zdyskwalifikowany na 9 miesięcy. W praktyce skończyła się jego kariera. Z kolei Adrian Mutu musiał pauzować 7 miesięcy.

Z kolei powtarza - jeszcze bardziej szokująca plotka - o ustawianiu meczów dotyczy dwóch spotkań, które rzekomo miałyby zostać "skręcone" przez Boruca w porozumieniu z polską mafią. W to nie uwierzymy, dopóki ktoś nam nie pokaże naprawdę wiarygodnych dowodów. Boruc zarabia przecież gigantyczne pieniądze. I coś nam się zdaje, że ktoś w głupi sposób próbuje uzasadnić jego boiskowe (fakt, że czasem kompromitujące) wpadki.

Z niecierpliwością czekamy, aż ukarze się "News of the World". Bardzo chcielibyśmy zobaczyć tam artykuł w stylu "Rooney do Ronadlo: to ja jestem lepszy", a nie "Boruc ćpał i ustawiał mecze". Z tym, że należy pamiętać, że angielska prasa w tropieniu kokainistów ma doświadczenie - wystarczy przypomnieć chociażby modelkę Kate Moss.

[color:#FF6666][/color][/b][b]

Do góry
#2913158 - 15/02/2009 00:26 Re: do poczytania [Re: blackjack]
Szewa Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 07/09/2004
Postów: 27489
"News of the World" - i wszystko jasne laugh

Przecież ta gazeta swoim pozimem sięga niżej niż SE i Fakt razem wzięte laugh

Swoją drogą, skąd ten artykuł ? Bo coś mi się wydaje, że z jednej z powyższych gazet, albo z jakiegoś serwisu sensacyjno - plotkarskiego laugh

Do góry
#2913326 - 15/02/2009 01:13 Re: do poczytania [Re: Szewa]
kamasutra Offline
veteran

Meldunek: 16/01/2006
Postów: 1410
Dokladnie.....We wczorajszym wydaniu The Sun na pierwszej stronie ,a w srodku na dwoch stronach jakis gowniarz o wygladzie przedszkolaka (doslownie),obok podobno pietnastolatka co moze i jest prawda bo w stosunku do niego wygladala b.powaznie z niemowlakiem na rekach.A pod spodem dumny cytat o najmlodszym tatusku na wyspach- cale 13 lat.Oczywiscie by bylo jeszcze ciekawiej to nie omieszkali wspomniec o tym ze jak chlopaczyna ciupciala to miala 12 lat....Ot caly The Sun......

Do góry
Strona 4 z 23 < 1 2 3 4 5 6 ... 22 23 >




Kto jest online
10 zarejestrowanych użytkowników (VVega, Akhu, Sensei, ANZELMO, rymoholik, igea23, akagi, burbon, forty, wHiTe_StAr), 3159 gości oraz 10 wyszukiwarek jest obecnie online.
Key: Admin, Global Mod, Mod
Statystyki forum
24772 Użytkowników
97 For i subfor
45050 Tematów
5584137 Postów

Najwięcej online: 4506 @ 14/05/2024 20:07