craax
Carpal Tunnel
Meldunek: 30/04/2006
Postów: 26275
Skąd: miasto królewskie
Originally Posted By: ultra1978
Originally Posted By: craax
ultra 1978 - POWAZNIE W 100%
A Bieżanowianke to ganiali ci po architekturze, filozofii czy sekcja po matematyce z Rakowickiej ? ;p. W szoku jestem że nie ma już robotników budowlanych, tokarzy, rzeźników i kontrolerów biletów a zostali sami inżynierowie, dyrektorzy i magistry Świat idzie z postępem trybuny w Polsce wyewoluowały teraz zamiast dowiedzieć się po ile buraki sprzedają w pobliskim monopolowym można się trzech zasad termodynamiki nauczyć i metodę Gaussa Jordana poznać od podszewki. I wszystko w jeden sezon pod warunkiem że Donald stadionów nie zamknie bo wtedy będzie się uboższym w wiedzę i ino dwie zasady termodynamiki można poznać w sezonie. Kiedyś były pijaki,nieuki, złodzieje i przemytniki tera są same Omnibusy z wysokim IQ. Czas umierać.
czy ja napisalem, ze tylko tacy - czemu popadasz w skrajnosci ? bardzo duza czesc z tych osob wlasnie jest po studiach, a to kto ganial i kogo na biezanowiance niech zostanie slodka tajemnica - ale cos tam gazety pisaly
@Sebastijan i Ty wybierasz taki styl kibicowania, masz prawo, a inny woli bardziej 'kolorowe kibicowanie' i TEZ MA DO TEGO PRAWO
royalflush
Carpal Tunnel
Meldunek: 20/12/2008
Postów: 4249
Skąd: Kraków
Originally Posted By: Sebastijan
Originally Posted By: craax
eeeeech - NIBY CZEMU ? bo lubi sie pobawic ? odpalic race ? ubrac maske czy kominiarke ? czlowieku, bardzo duza czesc tych osob to inzynierowie, ludzie po studiach, majacych swoje rodziny - NIE WRZUCAJ NIGDY WSZYSTKICH DO JEDNEGO WORKA i wcale nie powiedzialbym tak jak Ty, iz wiekszosc to zakute lby
według mnie jeśli ktoś jest wykształcony, ma rodzinę to jeśli ma poukładane w głowie, to jak idzie na mecz to raczej wybiera opcję light kibica - jest na krytej piknikiem/januszem
a dlaczego?? bo racjonalnie myśli i nie chce mieć kłopotów (nie będzie chciał z premedytacją łamać prawa - zasłanianie twarzy, czy niedozwolona pirotechnika), a potencjalnie większe ryzyko napytania sobie biedy jest wśród najbardziej ekstremalnych kibiców (na młynie, żylecie itp), którzy często kierują się bardziej emocjami niż logicznym myśleniem
No bo nikt ułożony (dziecko, rodzina, dobra posada) nie będzie sobie robił przypału za wyrwaną kratę.Kibice z najbardziej ekstremalnych grup załatwiają swoje sprawy gdzieś pod lasem czy na osiedlach z dala od przypału i rozgłosu.Ludzie o których piszesz to w większości małolaty które chcą zaimponować.Ogólnie to masz zerowe pojęcie i tworzysz jakieś domysły pryzmatem własnego podejścia do życia.
eeeeech - NIBY CZEMU ? bo lubi sie pobawic ? odpalic race ? ubrac maske czy kominiarke ? czlowieku, bardzo duza czesc tych osob to inzynierowie, ludzie po studiach, majacych swoje rodziny - NIE WRZUCAJ NIGDY WSZYSTKICH DO JEDNEGO WORKA i wcale nie powiedzialbym tak jak Ty, iz wiekszosc to zakute lby
według mnie jeśli ktoś jest wykształcony, ma rodzinę to jeśli ma poukładane w głowie, to jak idzie na mecz to raczej wybiera opcję light kibica - jest na krytej piknikiem/januszem
a dlaczego?? bo racjonalnie myśli i nie chce mieć kłopotów (nie będzie chciał z premedytacją łamać prawa - zasłanianie twarzy, czy niedozwolona pirotechnika), a potencjalnie większe ryzyko napytania sobie biedy jest wśród najbardziej ekstremalnych kibiców (na młynie, żylecie itp), którzy często kierują się bardziej emocjami niż logicznym myśleniem
No bo nikt ułożony (dziecko, rodzina, dobra posada) nie będzie sobie robił przypału za wyrwaną kratę.Kibice z najbardziej ekstremalnych grup załatwiają swoje sprawy gdzieś pod lasem czy na osiedlach z dala od przypału i rozgłosu.Ludzie o których piszesz to w większości małolaty które chcą zaimponować.Ogólnie to masz zerowe pojęcie i tworzysz jakieś domysły pryzmatem własnego podejścia do życia.
A mi sie wydaje, że tu może działać adrenalina przez którą człowiek uzależnia się od jakichś działań. Może mieć ułożone w głowie jak najbardziej ale coś go ciągnie do robienia rzeczy gdzie adrenalina skacze do góry. Wpływ na to może mieć też fakt, że na stadionie jest praktycznie bezkarny za to co zrobi bo jest w grupie i też prawo jest zdecydowanie bardziej pobłażliwe co do wykroczeń na stadionie niż chociażby na ulicy ( oczywiście w obecności porządkowych). Cały tydzień stresuje sie w pracy czy szkole a przychodzi weekend i idzie odstresować się na stadion, wyrwać krate, rzucić kamieniem czy dać komuś w ryja poprostu. Taka odskocznia od codzienności.
craax
Carpal Tunnel
Meldunek: 30/04/2006
Postów: 26275
Skąd: miasto królewskie
PRZECZYTAJCIE
Piłka nożna. Jak grasz, śmieciu! Tomasz Kwaśniewski, Kamil Dąbrowa, radio TOK FM
Co ma piłkarz od kibola. "Przeproś kibiców i będziesz miał z bańki", "Jak odszedłem z Legii do Widzewa, to nagle się okazało, że jestem zdrajcą, pedałem". "Po meczu staję pod tą trybuną, spuszczam głowę, słucham, jak oni nas wyzywają", "Bicie piłkarzy przez kiboli nie jest normą. Normą jest zastraszanie"
Nienawidzili mnie dlatego, że przyszedłem ze znienawidzonego klubu. A na dodatek w internecie pojawił się film. Był kręcony przy okazji meczu, który moja ówczesna drużyna rozgrywała z tą, do której przeszedłem potem. Wygraliśmy i na filmie widać, jak w szatni się z tego cieszymy. Jak śpiewamy. W tym jedną taką piosenkę, którą śpiewają wszyscy, którzy wygrają z tym klubem, i to w jego mieście.
Jak przyjeżdżałem do klubu i wysiadałem z samochodu, to zawsze ktoś coś do mnie miał.
Tak, kibice mieli nieograniczony dostęp do tego klubu. Zwłaszcza ci fanatyczni. Oni mieli tam takie pomieszczenie, w którym trzymają te swoje flagi i transparenty. Mogli więc wchodzić i wychodzić, kiedy tylko chcieli.
W każdym razie jak drużyna po meczu szła dziękować kibicom za doping, to ja nie szedłem. Bo niezależnie od wyniku i tego, jak grałem, i tak by mnie jebali.
Tak, myślę, że gdyby cała drużyna chciała się za mną wstawić, to kibole musieliby się z tym pogodzić. Zwłaszcza gdyby moi koledzy byli w tym konsekwentni. Zabrakło solidarności.
Do trenera miałem się iść skarżyć? No co wy? Do prezesa? Przecież oni i tak wiedzieli. A poza tym ja nie jestem taki.
W końcu się dowiedziałem, że kibolom chodzi o to, żebym ich przeprosił. Jeden z piłkarzy mi o tym powiedział: przeproś i będziesz miał z bańki.
Dziennikarze zresztą też to sugerowali. Zwłaszcza ci, którzy sami są zagorzałymi kibolami. Ale ja nie uważam, że miałem ich za co przepraszać. Po prostu się cieszyłem. To były emocje po wygranym meczu. Nie wydaje mi się, że muszę się z nich tłumaczyć.
Chciałem się spotkać z kibolami, żeby wyjaśnić sprawę. Klub zorganizował spotkanie. Przychodzę, patrzę, jest jakaś setka kiboli i nikogo z klubu. To znaczy poza spikerem. I żadnej ochrony.
Szedłem przez szpaler, a oni mnie wyzywali, prowokowali.
Doszedłem do biurka, usiadłem przed mikrofonem i wtedy oni wyszli. Wszyscy. Stanęli na zewnątrz i zaczęli śpiewać te swoje piosenki: "@#$%& ci na imię" itd.
No to wyszedłem, znów przeszedłem przez szpaler i idę do hotelu. Bo wtedy jeszcze nie miałem mieszkania.
To była zima, wieczór, idę na piechotę, bo do hotelu blisko, a oni za mną. Rzucają śnieżkami, wyzywają.
Oczywiście, że się liczyłem z tym, że ktoś mnie może uderzyć. Samochód zniszczyć. Ale nie przeprosiłem.
Nie dałem się zastraszyć.
Dla mnie najważniejsza jest piłka - tak sobie mówiłem i starałem się o tym nie myśleć.
Nie, do domu nie dzwonili.
Nie, żona nie przychodziła na moje mecze. Raz, że dziecko mieliśmy małe, dwa, że byłem przecież notorycznie obrażany. Ona mnie wspierała. Przecież kariera piłkarza jest krótka, trzeba zapewnić przyszłość sobie i rodzinie. Tak, chodziło mi również o pieniądze. Nie było mnie już stać, żeby grać tam, gdzie mi serce bije. I żona o tym wiedziała.
Miałem nadzieję, że to minie.
Starałem się grać jak najlepiej. Byli zresztą kibice, którzy to zauważyli, bo zdarzało mi się spotkać na mieście takich, co mówili: jesteśmy z panem, niech się pan nie przejmuje.
Na meczach też mi się zdarzało, że dostawałem brawa. Oczywiście od tych kibiców, którzy nie siedzą w sektorze dla najzagorzalszych.
Ale tak poza tym to było coraz gorzej. Zwłaszcza na wyjazdach, bo wtedy jechali z nami tylko ci najzagorzalsi, i czasem było tak, że w ogóle nie kibicowali drużynie, tylko mnie obrażali. Gwizdali, jak byłem przy piłce.
Raz przed meczem nie wytrzymałem, wyskoczyłem z samochodu, byłem gotowy do bójki. Dobrze, że jakoś się to rozeszło, bo jakbym się wtedy rzucił, to pewnie dałbym im pretekst, by wreszcie mnie pobili.
I w końcu postanowiłem odejść.
Piłkarze się kiboli boją. Są od nich uzależnieni. To znaczy są tacy, co są.
Nie chcą z nimi zadzierać, by nie stracić pozycji w klubie.
Próbują się wkraść w ich łaski, konkretnie tych najważniejszych, tych, co zarządzają dopingiem, bo ci mogą spowodować, że ich nazwisko będzie skandowane.
To jest ważne, by kibice skandowali twoje nazwisko. Żeby je znali. Bo przecież dla nich się gra. Tylko że to powinno być za grę, a nie za lizanie się po jajach.
No więc są piłkarze, którzy się podlizują. Z nimi się poklepują. Piją. Żartują. Prawdopodobnie, tak słyszałem, robią też interesy, bo tamci mają możliwości, znajomości. Może tańszy i fajniejszy samochód. Może radio. I jak jest dobrze, to fajnie, ale jak jest źle, to: jak grasz, śmieciu!
Dla mnie to, że jeden z tych kiboli, ten "Staruch" czy jak mu tam, uderzył Rzeźniczaka [piłkarz Legii], to zwykła bandyterka. On potem powinien mieć zakaz. Od razu.
A on zagląda, gdzie chce, chodzi, gdzie chce, i piłkarze Legii mu jeszcze po zwycięstwie w Pucharze Polski dają ten puchar, żeby sobie potrzymał.
Drugi
- Oczywiście, że pod wszystkim, co powiem, podpiszę się nazwiskiem. Nie będę się przecież bał jednego debila z drugim. I może w związku z tym artykułem znowu parę razy usłyszę, że Maciej Szczęsny to @#$%& i pedał.
Ale jak się miało wypadek, jadąc 300 kilometrów na godzinę - i się przeżyło - to nie będę się teraz bał, jadąc 120.
Miałem kiedyś bardzo nieprzyjemne zderzenie z kibolami. To było w Stalowej Woli. Grałem wtedy w Legii, przegraliśmy jeden zero. Ponieważ w ostatniej akcji zrobiłem sobie wycieczkę na pole karne przeciwnika, żeby przy rzucie rożnym zawalczyć o piłkę i strzelić bramkę, to po gwizdku musiałem wrócić do swojej bramki po zapasowe rękawiczki, ręcznik i bidon. Jak już to wyciągnąłem, to się okazało, że moich kolegów piłkarzy już nie ma, sędziów także, a całe boisko opanowali miejscowi kibice, którzy w myśl zasady "wieś tańczy i śpiewa" manifestują radość. Zdecydowanym krokiem, mówiąc co chwila "przepraszam", przebijałem się przez tłum w stronę szatni. Aż wreszcie trafiłem na takiego, który powiedział: "Ja ci, @#$%&, dam przepraszam". I owszem, też się przesunął, po czym dostałem mocny strzał pięścią w potylicę. I miałem taki przebłysk, raczej nie świadomości, tylko instynktu, że nie wolno mi upaść. I że się muszę postawić, bo skoro pierwszy mnie strzelił, to zaraz to zrobi drugi.
Czołgałem się na czworakach, ale nie upadłem. A potem złapałem najwyższego gościa za pasek, zrobiłem ładny zamach głową...
Jak ten koleś się nakrył nóżkami, zakrwawił totalnie, to tylko usłyszałem: "O Boże, zabił go! Zabił!". I nagle się okazało, że tych jego 150 kumpli nic już do mnie nie ma. Że oni są w tym momencie na mszy świętej właśnie. I tylko szeptem się modlą. Wszyscy. Zapytałem grzecznie, czy ktoś chce jeszcze ze mną porozmawiać. Nic nie powiedzieli. No to ruszyłem w stronę tunelu i tylko sobie mówiłem: nie odwracaj się! Bo jak się odwrócisz, to im zasugerujesz, że masz cykora.
Do tunelu miałem 30 metrów, ale nie usłyszałem za sobą żadnego tupania.
Wszedłem do szatni blady, zakrwawiony - bo jak tamtego kolesia strzeliłem, to mi odpryskiem swojej kości zrobił dziurę w czole - i wtedy koledzy zaczęli pytać, co się stało. A ja, że najprawdopodobniej jednego z kiboli wysłałem na łono Abrahama. Po czym wpadli dowódca miejscowej policji z prezesem tamtego klubu i zaczęli się kajać. Przepraszać, że to ich wina, niedopatrzenie, skandal, że zostałem zaatakowany, i żebym nie składał żadnej skargi. Machnąłem ręką, nie będę przecież robił dymu. A potem trafiłem na ławę oskarżonych. Za poważne uszkodzenie ciała tego kibola, co mnie walnął w głowę.
Sędzią był jakiś młody szczyl, który przed odczytaniem aktu oskarżenia poprosił wszystkie strony o "mówienie prawdy i tylko prawdy, nie koloryzowanie, albowiem Sądowi nieobca jest atmosfera widowisk piłkarskich. Sąd informuje, że w wolnych chwilach sam jest kibicem Stalówki".
Tak nam oświadczył na dzień dobry. Po czym nastąpił proces, którego efektem było chyba pół roku z zawieszeniem na dwa. Gruba niesprawiedliwość, więc się odwołałem do sądu wojewódzkiego i zostałem uniewinniony. Uznano wreszcie, że to była obrona konieczna.
Potem też mi się zdarzały różne niemiłe sytuacje. Na przykład jak odszedłem z Legii do Widzewa, to nagle się okazało, że jestem zdrajcą, pedałem.
Regularnie kradziono mi reflektory z samochodu parkowanego pod domem. Urywano lusterka. No i głośno oraz wulgarnie artykułowano te swoje żale. Ale 150 metrów ode mnie, i to jak byłem na spacerze z dziećmi lub żoną. A jak sam, i to na rowerze, to nie. Bo mógłbym być za szybki i podjechać.
Jak mi się już troszeczkę przejadło słuchanie tych obelg, to założyłem buty za kostkę, skórzaną kurtkę, wsiadłem w samochód i pojechałem na Łazienkowską na mecz.
Grała Legia z Wisłą. Kupiłem bilet na "żyletę", siadłem wysoko, tak żeby mi ktoś za plecami nie usiadł. Mam szeleszczące nazwisko, więc słyszałem, jak je wymawiali: Szczęsny, Szczęsny, Szczęsny. Poszeleściło tak przez półtorej minuty i cisza. To znaczy tylko jeden się znalazł, co z daleka krzyknął: Szczęsny, ty wiesz, co!
Najgorsze, co możesz zrobić, to okazać strach.
Jak przechodziłem do Wisły, to mi powiedzieli, żebym swojego samochodu nie trzymał pod domem, żebym wynajął sobie jakiś garaż. Wiślacy mnie straszyli. Mówili, że wojna między nimi a kibicami Cracovii jest taka, że może się zdarzyć, że tamci nie będą respektowali tego, że jestem piłkarzem, i mogę dostać w beret. Mogą mi zniszczyć samochód albo spalić. Nie dałem się przestraszyć i w Krakowie żyło mi się fantastycznie.
Ale tak, jest się czego bać. Szczególnie jeśli chodzi o kibiców Legii. Tam rzeczywiście realne jest to, że się wyjdzie na zakupy i się dostanie bęcki. A już na pewno po przegranym meczu wykluczone będzie wieczorne wyjście do lokalu rozrywkowego. Bo pogonią.
Oni się czują bezkarni. Rzeźniczak przecież dostał od tego "Starucha" z liścia, i to w miejscu, gdzie ten "Staruch" ani żaden kibic nie miał prawa być, a klub nawet nie zareagował.
Mówicie, że zareagował, bo Legia wydała oświadczenie, że potępia takie zachowania i wyda temu "Staruchowi" zakaz stadionowy? Mnie reakcja, która następuje 72 godziny po zdarzeniu, nie interesuje. Ja bym chciał natychmiast.
Jeżeli następnego dnia "Staruch" przyjechał na Legię, ktoś go wpuścił i doprowadził do spotkania z Rzeźniczakiem, w trakcie którego doszło do podania ręki obu panów, to dla mnie to znaczy: panowie, robimy wszystko, żeby rozmydlić sprawę. Udajemy, że nic nie było.
Jak ja bym był właścicielem Legii i ten "Staruch" by mi się następnego dnia pojawił, tobym go posadził, przykuł do kaloryfera, a potem zadzwonił po policję.
W Stalowej Woli dostałem w palnik na boisku, czyli w miejscu, gdzie miałem prawo być, a nie mieli prawa być kibole, i uważam, że choćbym tam kogoś zabił, to ten ktoś najpierw popełnił wykroczenie. Cała seria wykroczeń doprowadziła do tego, że o mało co tego kolesia wtedy nie zabiłem. Ale właśnie w Anglii czy innych cywilizacjach nie wolno popełnić tego pierwszego wykroczenia.
W tym zdarzeniu z Rzeźniczakiem paskudny jest też brak reakcji jego kolegów piłkarzy. Ten brak solidarności. Bo gdyby powiedzieli, że nie wyjdą na boisko - "Nie przemocy!" - to pewnie by zadziałało. Ale tego nie było nigdy. I to nie dlatego, że się boją, ale dlatego, że niektórzy z nich nie mają godności.
Kiedyś zobaczyłem zdjęcie moich synów zrobione na Starówce, jak stoją w tłumie kibiców, bez koszulek, i pokazują "elkę". To było po tym, gdy Legia zdobyła mistrzostwo Polski. Przeprowadziłem potem z nimi rozmowę wychowawczą. Nie chciałbym, żeby komuś to ubliżyło albo go dotknęło, ale synom powiedziałem, że mają szczególnie dbać o swoją godność jako piłkarze. Znaczy się to prawdziwi kibice mają przychodzić na ich mecze, a nie oni na spędy kiboli. Trzeci
- Ja się kibiców nie boję. Naprawdę. To znaczy raz miałem taką sytuację, w której ciśnienie mi się podniosło. To było po przegranym meczu, coś koło północy, wracam do domu, patrzę, a za mną samochód. Przyspieszam, on też. A w środku trzech miśków. Przepuszczam ich przed siebie, dojeżdżamy do skrzyżowania, to było już na przedmieściach, czerwone światło, stajemy. To znaczy oni stają pierwsi, ja trzy samochody dalej. I nagle drzwi się otwierają, lecą do mnie. No to ja wsteczny. Oni się zatrzymują. No to ja też. Podchodzą. Mówią, żebym opuścił szybę.
Ja: - Panowie, nie no, ja wracam do domu.
Oni: - Spokojnie, zjedźmy na bok, pogadajmy.
- No dobra, tu zaraz jest stacja benzynowa - mówię, bo sobie pomyślałem, że tam jest monitoring, więc będzie ciut bezpieczniej. Poza tym nie chciałem ich podprowadzić pod mój dom.
No i już na tej stacji to oni o meczu. Dlaczego tak słabo? I że powinno to być inaczej. Inna taktyka. Wymyślają taktykę. A ja nie mogę już tego słuchać, bo oni mają przecież inne spojrzenie na piłkę nożną. Oceniają jak kibice, a nie jak fachowcy. Krótko mówiąc: nie znają się.
- Panowie - mówię w końcu. - Rozumiem, że jesteście wkurwieni... Wiemy, jaki to dla was, kibiców, był ważny mecz... No ale co ja mogę teraz zrobić? Jedyne - to dobrze grać, nie? - okazałem skruchę. - Późno - mówię - uciekam do domu.
- Jasne, jasne - wszystko trwało jakieś pięć minut.
Na drugi dzień opowiedziałem o tym zdarzeniu w szatni. No i usłyszałem, że tak nie można, co oni odpierdalają. I tyle.
Oczywiście, że jak po meczu kibice skandują: "Chodźcie do nas", to podchodzimy. I jeśli mecz był przegrany, to oni: wy @#$%&, cioty. Jebią nas straszliwie.
Był też taki czas, że bez przerwy nas jebali, bo byli w konflikcie z klubem. Nie, nie powiem, w którym, ale powiem, że grałem w kilku. Ustaliliśmy wtedy, że nawet jak będą nas wołać, to nie pójdziemy. Podziękujemy im tylko na środku boiska, bo przyjechali, czasem setki kilometrów, żeby być z nami. Podziękujemy i do domu. Ale nie, bo jest dwóch, trzech w zespole, którzy zawsze się wyłamują. A za nimi ruszają inni. I robi się coś takiego, że jeżeli ja nie pójdę, to zostanę sam, kibice to podłapią i będę miał przejebane.
No więc idę, bo nie chcę, żeby gwizdali, jak mam piłkę. Żeby pluli na mój samochód. I staję pod tą trybuną, spuszczam głowę, słucham, jak oni nas wyzywają. A potem wracam do szatni i mówię: @#$%&, tyle razy sobie tłumaczymy, gadamy, że nie idziemy. Napierdalają na nas, nie szanują, a wy, debile, idziecie im dziękować. I znowu jest: dobra, dobra, jasne, a potem znowu.
Ale tak, macie rację - idąc, podpisuję się, i to całym sobą, że kibice robią ze mnie bałwana. Że mną rządzą. Mną pomiatają. Tylko co ja mogę zrobić, skoro są tacy, co kochają poklask.
Mówię więc sobie, że mam to w dupie. Przegraliśmy, nie ma co się dziwić, że nas wyzywają. Niech sobie pokrzyczą. Na takiej zasadzie.
No oczywiście, że słyszałem o tym, że jeden z kibiców, "Staruch" czy jakoś tak, uderzył Rzeźniczaka. I Rzeźniczak sobie poszedł. A według mnie to on powinien na niego ruszyć i jak trzeba, to z nim się napierdalać. Przynajmniej pokazałby, że ma jaja.
Słyszałem, że to wydarzyło się zaraz po tym, gdy piłkarze schodzili z pomeczowego rozbiegania.
Na Legii ponoć jest tak, że jak się przechodzi do szatni, to idzie się przez długi tunel, gdzie są magazyny, i w jednym z nich kibice trzymają te swoje flagi. To niezbyt rozsądnie, że właś-nie tam, bo drogi piłkarzy i kibiców się przez to krzyżują.
No więc Rzeźniczak wracał, oni znosili te swoje rzeczy i wtedy ten "Staruch" coś tam do niego rzucił. Typu: frajerze, bez ambicji jesteś. Rzeźniczak coś mu tam odpowiedział i wtedy tamten: "Uważaj, co mówisz", i z liścia. Kamera to zarejestrowała, zrobiło się zamieszanie. W prasie, telewizji, internecie, wszędzie. Bo ujęcie jest.
Następnego dnia odpalam internet i widzę, jak Rzeźniczak mówi, że dla niego nie ma problemu. "Staruch" przyszedł do klubu, przeprosił i on mu rękę podał. Jakby on do mnie po czymś takim przyszedł, tobym powiedział: @#$%&, nie chcę cię znać. A on przyjmuje przeprosiny. Dlaczego? To jego sprawa, jego decyzja i ja ją szanuję, ale jak ktoś by mnie zapytał, to ja tego nie rozumiem.
Są zresztą też inne rzeczy, których nie rozumiem. Legia zdobyła puchar, nie? A potem się dowiaduję, pisały o tym gazety, że tuż po tym, gdy piłkarze dostali ten puchar, to jeden z nich przekazał go "Staruchowi". Ja rozumiem, jest euforia, radość, ale jeżeli widzę tego gościa, który uderzył wcześniej jednego z moich, to mu pucharu nie daję. No nie!
Do dziś nie wiem, jak to się zdarzyło. Pytałem chłopaków z Legii i żaden się nie przyznaje. A przecież to jest gest, który uderza w nas, piłkarzy. Bo to znaczy, że my, piłkarze, nie mamy dla siebie za grosz szacunku i że można nami pomiatać. Czwarty
- Kiedyś miałem taką przygodę: jechaliśmy na mecz pociągiem. My w jednym wagonie, nasi kibice w innych. Nagle - to było w lesie - ktoś pociągnął za hamulec ręczny. I wtedy z tego lasu wypadli kibole przeciwnej drużyny. Zrobiło się jak na wojnie. Rzucali, czym popadło, tłukli szyby. Gdyby mieli pistolety, to pewnie by strzelali.
Walki między kibolami były od zawsze, ale żeby piłkarzy? A oni ewidentnie próbowali się do nas dostać. Nie dostali się, bo wagon był zaryglowany. Ciągle sobie powtarzam, że może oni nie wiedzieli, że my, piłkarze, też w tym pociągu jedziemy.
Kibice raczej nie biją piłkarzy. No dobra, zdarzyło się Rzeźniczakowi, ale to nie jest norma.
Wiesz co, nie wiem, co Rzeźniczak powinien zrobić. Może liczyć na to, że klub się tym zajmie? Piłkarz jest w końcu pracownikiem klubu, jego kapitałem. Klub powinien o ciebie dbać. O to, żebyś się czuł bezpiecznie, bo wtedy prawdopodobnie będziesz lepiej grał.
Nie, niemożliwe, żeby piłkarz przyszedł do dziennikarzy i się poskarżył, że jest prześladowany. Bo to byłby jego koniec. Zostałby zaszczuty.
Ja, jakbym dostał od kibiców, to na pewno nie poszedłbym na policję. Tak już po prostu mam, że na policję nigdy bym nie poszedł. Ale na pewno bym tego tak nie zostawił. Odnalazłbym tego, co to zrobił, i spowodowałbym, że to on zostałby pobity. Nigdy nie pozwoliłbym, żeby ktoś uderzył, napadł mnie, bezkarnie. Ale jak już mówiłem, na szczęście bicie piłkarzy przez kiboli nie jest normą. Normą jest zastraszanie. Zwłaszcza gdy drużyna nie ma wyników. Poza tym ubliżanie. Prawie się nie zdarza, że jak przegrasz mecz, to nie usłyszysz obelg od swoich kibiców.
Grając w piłkę, musisz się przyzwyczaić, że będziesz @#$%&. To jest taki wymóg zawodowy.
Jak nas wyzywają? Coś tam o matce, żonie, rodzinie i oczywiście o tobie. Typu: @#$%&, cioto, skurwysynu, twoja matka to @#$%& itd.
Że jesteś Żydem, to ubliżają tylko tym z Cracovii, ŁKS-u i Widzewa. Dlaczego? Jeśli chodzi o Cracovię, to nie wiem, ale jeśli chodzi o te łódzkie kluby, to dlatego, że w Łodzi było getto.
Wiem, że w Warszawie też było getto, ale tu się akurat nie przyjęło.
Nie, pedalskich klubów na razie w Polsce nie ma. Za to Lech to chórzyści - od Poznańskich Słowików. A dokładniej od tej afery, w której wyszło, że dyrygent jest pedofilem.
Ale to bardziej kibice drużyny przeciwnej tak ubliżają. Bo jeśli chodzi o swoich, to wygląda to inaczej. Jak? Mniej więcej tak: @#$%&, weźcie się do pracy, co wy odpierdalacie?!
Jak kibic twojego klubu cię jebie, to musisz to przyjąć, a jak cudzy, to zależy.
Jak ktoś mi ubliżał, to najpierw się denerwowałem, a potem to wywoływało mój śmiech: Boże, co za burak, myśli, że sprawia mi tym przykrość.
Tak naprawdę to traktowałem i traktuję ich wszystkich jak buraków. Jak wieśniaków. Jak bydło po prostu. To znaczy tych kiboli drużyny przyjezdnej. I jak ktoś z nich mi ubliża, to tylko na niego patrzę i się z niego śmieję.
Generalnie jest tak, że kibol drużyny przeciwnej jest bezpieczniejszy dla piłkarza, bo nie masz z nim codziennego kontaktu. Po meczu też raczej nie mają do ciebie dostępu.
Jest też taka niepisana umowa, że nie leje się piłkarzy drużyny przeciwnej. I ona jest respektowana. No, bo jeśli kibice dajmy na to Lecha pobiliby piłkarza dajmy na to Legii, to mieliby jak w banku, że przy najbliższej okazji kibole Legii zrobiliby to samo z piłkarzem Lecha. Ta umowa jest szczególnie ważna w miastach, gdzie masz dwa silne kluby.
Największe zagrożenie jest więc ze strony kibiców twojego własnego klubu, i to szczególnie wtedy, gdy drużynie nie idzie. Bo wtedy rośnie frustracja.
Słyszałem, że w Serbii było tak, że kibice wjechali do swoich piłkarzy na trening, powiedzieli im, że nie zasługują, żeby nosić stroje ich ukochanego klubu, i kazali się rozebrać. U nas póki co tak nie jest, ale i tak uważam, że kibice zbyt uwierzyli w siebie. Najgorsze są takie kluby, gdzie kibice myślą, że są nie tylko od kibicowania, ale od robienia porządku. Czyli jak drużynie nie idzie, to oni biorą piłkarzy na rozmowy motywujące.
Nie, nie leją, tylko perswadują.
No więc biorą cię na taką rozmowę motywującą i oczywiście, że wtedy możesz się zacząć bać. Bo jak widzisz taką ogoloną głowę, kark jak u byka, który ci zwraca uwagę, i to przecież nie w sposób grzeczny, tylko w taki, że no wiesz... @#$%&, jak nie będziecie lepiej grać, to macie przejebane, cioty pierdolone!
Kiedyś było nawet takie zdjęcie w jednej z gazet drukowane, jak piłkarze Lecha stoją na środku boiska otoczeni przez 150 kiboli swojego klubu i oni na nich krzyczą. To się wydarzyło w ten sposób, że oni weszli na trening, otoczyli piłkarzy i zaczęli im reprymendy dawać. Dopytywać się, dlaczego jest tak kiepsko.
Ochrona nie interweniowała, bo to kibole w Lechu stanowią ochronę.
Po tym sezonie piłkarze Lecha w związku z tym, że nie wypadli najlepiej, pewnie znowu mieli, lub będą mieć, taką wychowawczą rozmowę.
My, i nie tylko my, zawsze po zwycięstwie nad Lechem mówimy, że żal jest nam naszych kolegów piłkarzy, bo teraz się im dostanie.
Tak, bycie piłkarzem to jest zawód wielkiego ryzyka. I to nie tylko w Polsce. W Kolumbii zastrzelili piłkarza, bo strzelił samobójczą bramkę. U nas na szczęście czegoś takiego nie ma. Były za to takie sytuacje, że zawodnicy po przegranym meczu gdzieś tam sobie wieczorem szli, spotykali kibiców i oni: a wy co tu robicie? @#$%&ć! Jak nie zaczniecie wygrywać, to będziecie siedzieć w domach! Często jest też tak, że kibice dzwonią do trenera i mówią, kto gdzie był, ile wypił i co tam robił.
No jak to skąd to wiedzą? Przecież kibice bardzo często pracują w ochronie przeróżnych lokali.
Pytacie, dlaczego piłkarze nie wypowiedzieli się, gdy ten "Staruch" uderzył Rzeźniczaka? Piłkarze generalnie pilnują własnego interesu. My gramy dla siebie, dla swoich rodzin, żeby zarobić, wyjechać za granicę, zrobić karierę.
Kibolami musi zająć się policja, a nie piłkarze. Bo my jesteśmy wystawieni bez przerwy. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Oni przecież wiedzą, gdzie mieszkamy, i jak będą chcieli nas skrzywdzić, to mogą.
Jedyne, co piłkarze mogą, to po meczu, głównie wyjazdowym, w odwecie, swoim kibicom nie podziękować za to, że z nimi przyjechali. To znaczy zwykle jest tak, że dziękują, ale jak jest chóralny śpiew pod ich adresem, to oni w ramach protestu od razu idą do szatni. To jest akceptowane. Choć nie we wszystkich klubach, bo są takie, w których za coś takiego byłaby reprymenda.
Nie, nie słyszałem, żeby kibole kiedykolwiek za coś przeprosili. Oni nie przepraszają.
Dla większości kiboli klub jest miejscem wyładowania negatywnych emocji. Dla bardzo wąskiej grupy to sposób na biznes. Być kibicem, a przy okazji robić interesy, legalne lub nie. Pompować, bo łatwo jest, jak to się mówi, prostych ludzi zmanipulować. Większość szalikowców to są ludzie prości, z biednych rodzin, sfrustrowani, agresywni, więc tylko trzeba wiedzieć, jak nimi manipulować. Jak? No wystarczy dać się im poczuć ważnymi.
Gdyby ci szefowie nie mieli wśród nich posłuchu, to taki prezes klubu powiedziałby: weź odejdź, nie zawracaj mi dupy.
Piłkarze też ich znają. Wszyscy ich znają. I teraz co ten piłkarz ma zrobić, jak widzi, że nawet prezes to akceptuje i się ugina?
Teraz jest taka moda, że kibice oczekują, że klub da im coś więcej niż miejsce na stadionie. Na przykład to, że to oni będą robić catering i dawać ochronę. Klub się na to zgadza, żeby mieć niby święty spokój, i wtedy ta wierchuszka kibolska wchodzi w struktury klubu.
Nie w każdym klubie tak jest, ale na pewno w tych dużych. W tych, gdzie jest dużo kibiców. I to zorganizowanych. A oni są naprawdę dobrze zorganizowani. Zobacz te protesty, jakie teraz na koniec sezonu były. Nagle wychodzili z meczów. Albo jaja sobie robili, skandując: Adam Małysz, Robert Mateja, Krzysztof Kononowicz.
Kibole mają realną władzę, bo nie tylko mogą uprawiać bandyterkę, nie wpuszczać ludzi na trybuny, ale mogą też spowodować, że mecze staną się beznamiętne. Bo to oni przecież robią tę oprawę.
Jak nie ma kibiców na stadionie, jak nie ma tej oprawy, to nie ma atmosfery, a wtedy nie ma tej motywacji i gra też wygląda inaczej.
Kibice to naprawdę jest ten 12. zawodnik. Jak 40 tysięcy osób, tak jak na Lechu, wydrze ryja, to nawet jak nie masz siły, to możesz ją mieć. Taka adrenalina. Taki power. I oni to dają. Bez dwóch zdań.
Rzecz w tym, że kibic powinien być od kibicowania, klub powinien mu to zapewnić i tyle. Każdy krok za tę linię powoduje, że oni czują się zbyt swobodni. A jak czują się zbyt swobodni, to stają się niebezpieczni.
lupus
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller zapowiedział, że podtrzymana będzie rekomendacja MSWiA dla klubów dotycząca rezygnacji z organizowania zbiorowych wyjazdów kibiców na stadiony gospodarzy. "Chcielibyśmy, aby państwo przedłużyli tę zasadę także na rozgrywki jesienne" – powiedział minister w poniedziałek do przedstawicieli Ekstraklasy SA.
Spółka ma skonsultować tę kwestię z klubami. Po ich opiniach zostanie podjęta decyzja.
Rezygnacja z organizacji wyjazdów ma na celu omijanie niebezpieczeństw związanych z aktami wandalizmu kibiców. "Jak najszybciej zwrócimy się z prośbą o opinie w tej sprawie do klubów, które przecież są akcjonariuszami naszej spółki. To one organizują spotkania piłkarskie oraz wyjazdy swoich kibiców. Dlatego chcemy poznać ich zdanie" - powiedział rzecznik prasowy Ekstraklasy SA Adrian Skubis.
craax
Carpal Tunnel
Meldunek: 30/04/2006
Postów: 26275
Skąd: miasto królewskie
Originally Posted By: lupus
Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller zapowiedział, że podtrzymana będzie rekomendacja MSWiA dla klubów dotycząca rezygnacji z organizowania zbiorowych wyjazdów kibiców na stadiony gospodarzy. "Chcielibyśmy, aby państwo przedłużyli tę zasadę także na rozgrywki jesienne" – powiedział minister w poniedziałek do przedstawicieli Ekstraklasy SA.
Spółka ma skonsultować tę kwestię z klubami. Po ich opiniach zostanie podjęta decyzja.
Rezygnacja z organizacji wyjazdów ma na celu omijanie niebezpieczeństw związanych z aktami wandalizmu kibiców. "Jak najszybciej zwrócimy się z prośbą o opinie w tej sprawie do klubów, które przecież są akcjonariuszami naszej spółki. To one organizują spotkania piłkarskie oraz wyjazdy swoich kibiców. Dlatego chcemy poznać ich zdanie" - powiedział rzecznik prasowy Ekstraklasy SA Adrian Skubis.
lepiej dla nich zeby tego nie zrobili, tydzien temu PZPN zapowiedzial, ZE NIE MA MOWY zeby jesienia sprawa z wyjazdami wygladala tak jak wiosna a TU TAKI PSIKUS od Ekstraklasy
zrobi sie ciekawie, bo w przypadku podtrzymania zakazu wyjazdow dla kibicow rozpoczna sie MASOWE POZWY ZBIOROWE - moze sie to nie oplacic - ale sa 'oni' o tym poinformowani, czekamy
nie chce mi sie klocic, ale wytlumaczcie mi dlaczego uwazacie ze klamia w DF?
A na przykład ten fragment:
Nienawidzili mnie dlatego, że przyszedłem ze znienawidzonego klubu. A na dodatek w internecie pojawił się film. Był kręcony przy okazji meczu, który moja ówczesna drużyna rozgrywała z tą, do której przeszedłem potem. Wygraliśmy i na filmie widać, jak w szatni się z tego cieszymy. Jak śpiewamy. W tym jedną taką piosenkę, którą śpiewają wszyscy, którzy wygrają z tym klubem, i to w jego mieście.
Autorem jest niejaki Paweł Kaczorowski. Paź z zajadłością ubliża miastu i klubowi do którego przyszedł dwa miesiące wcześniej i nazywa to 'piosenką'. Obelgi pod jego adresem są już wymienione z pełną szczegółowością.
Poza tym mówi, że przeszedł do Legii (klubu którego nie szanuje i z przyjemnością obraża) dla pieniędzy- jak nazwać takie zachowanie jak nie brakiem jakichkolwiek zasad czy mocniej- skurwieniem się?
Szczęsny a Szczęsny zapominał chyba jak kibice z Warszawy jeździli do Stalowej zeznawać na jego korzyśc..
kazow
Carpal Tunnel
Meldunek: 18/11/2004
Postów: 7331
Skąd: Warszawa
@mat
dzieki za odpowiedz, odniosles sie w sumie do szczegolow tylko, wiec rozumiem z tego ze potwierdasz ze szczegoly (np wyzwiska byly inne) ale ogolnie atmosfera oraz podejscie kibicow do pilkarzy jest opisane zgodnie z prawda
a ze siedzisz w tym biznesie, to uznaje to za wystarczajace potwierdzenie jakie stosunki w nim panuja
jak dla mnie nie jest to zdrowe, no ale ja sie nie znam i nie moja sprawa