Wczoraj miałem dzien no life (ostatni dzien 2 tygodniowego urlopu obiecałem że sobie pogram w gry cały boży dzień). I tak napierniczam, napierniczam i nagle laptop sie wylacza. Myśle przegrzał się ładowarka się wypieła (ten model tak ma). No ale skubaniec nie ładuje coś podśmierdkuje troszeczke. Myśle masz babo placek spalił się.
Po 1h kolejna próba i nic. Wstaje rano i nic. No to odpalam internet na PS3

i szukam serwisu otwartego w sobote i patrze parabuch 100 metorow odemnie. Ide a tam że od 1 stycznia przeniosiony 5km dalej. No to kluczyki auto i jedziemy. Obchodze patrze znak laptop serwis ale w sklepie planeta (24h alkohole znane w Krakowie) wchodze a tam się okazuje ze tylko się zostawia i koleś je odbiera. To mówie że nie dziekuje pojade sobie w poniedziałek do kogoś osobiście pogodać a może coś się uda samemu podziałać.
Wracam po siłowni z lapkiem w reku mowie ostatnia szansa i co właśnie z niego piszę:D
Cud
