Strona 1 z 23 1 2 3 ... 22 23 >
Opcje tematu
#2802277 - 30/12/2008 15:40 do poczytania
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Spółka rządząca ligą szuka źródeł finansowania

wtorek 30 grudnia 2008 03:47
Wezmą miliony od bukmacherów

Kluby polskiej ekstraklasy nie ustają w poszukiwaniach coraz większych pieniędzy. Jedną z dziedzin, na które patrzą z rosnącym zainteresowaniem, są kontrakty z firmami bukmacherskimi, które są w stanie płacić spore kwoty w zamian za umowy reklamowe. W ostatnim roku z tego tytułu kluby i PZPN wzbogaciły się o dwa miliony złotych. W przyszłym kwota ta może być nawet cztery razy większa - pisze DZIENNIK.
czytaj dalej...
REKLAMA

Dwie umowy z firmami przyjmującymi zakłady bukmacherskie wygasają w grudniu i do startu rundy wiosennej mają być zawarte nowe, na dużo korzystniejszych warunkach. "Zawsze staramy się, żeby te sumy były z roku na rok coraz większe. Na razie nam się to udaje" - mówi dyrektor Ekstraklasy S.A. Bogdan Basałaj.

Kolejne cztery kontrakty wygasają w czerwcu, ale PZPN ze spółką zarządzającą rozgrywkami ekstraklasy zastanawiają się nad ich wypowiedzeniem po to, żeby zawrzeć nowe, na zdecydowanie lepszych warunkach finansowych. "O tym czy taki krok jest korzystny muszą zadecydować prawnicy. Na razie trudno rozstrzygać, jak ostatecznie zostanie rozwiązana ta kwestia. W grę wchodzi przecież także renegocjowanie umów z firmami bukmacherskimi" - twierdzi Basałaj w rozmowie z DZIENNIKIEM.

>>>Kluby chcą zarabiać na bukmacherach

Decyzję w tej sprawie PZPN ma podjąć na najbliższym posiedzeniu 7 stycznia. Związek także ma interes w tym, żeby sumy kontraktów z bukmacherami były jak najwyższe bo część tych pieniędzy trafia do kasy PZPN. "Kluby ekstraklasy dostają pięćdziesiąt procent wynegocjowanej sumy, a druga połowa idzie do związku, który dzieli się tymi pieniędzmi z klubami pierwszej ligi. O jakich kwotach mówimy? W tej chwili jeszcze trudno powiedzieć, ile będą warte nowe umowy. Ostatnio były to dwa miliony złotych" - wyjaśnia dyrektor Basałaj. Wiadomo jednak, że teraz będą to dużo poważniejsze kwoty. W grę wchodzą pieniądze nawet czterokrotnie większe niż do tej pory. Nie ulega wątpliwości, że jest się o co bić.

Marek Ignasiewicz-Dziennik.pl

Do góry
Bonus: Unibet
#2803676 - 31/12/2008 15:15 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama



"Panowie, uczciwie to my do drugiej ligi raczej nie wejdziemy. Mam człowieka, który jest nam w stanie załatwić wszystkie mecze, ale nie za darmo" - tak Dariusz W. walczył w sezonie 2003/04 o awans Korony na zaplecze ekstraklasy. Oto portret człowieka, który aspirował do prowadzenia reprezentacji - pisze DZIENNIK.Wrocławska prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia w sprawie procederu korupcyjnego organizowanego przez kielecką drużynę. Wynika z niego, że były trener Korony nie cofał się przed niczym, by wywalczyć drugą ligę oraz 120 tysięcy złotych premii, jakie obiecał mu w indywidualnym kontrakcie Krzysztof Klicki - pisze DZIENNIK.
Prokuratorzy w tym wątku oskarżyli w sumie 42 osoby. Z tego grona aż 28 przyznało się do winy i wyraziło gotowość dobrowolnego poddania się karze. Wśród nich jest skruszony Dariusz W. Długie przesiadywanie na ławie oskarżonych czeka natomiast Jerzego E. juniora. Syn byłego trenera kadry ma poważny, dobrze udokumentowany dowodami zarzut, polegający na nakłanianiu i pomocnictwu w korupcji, ale się do niego nie przyznaje.

Aż połowa z grupy 42 oskarżonych to byli piłkarze klubu z Kielc, którzy uczestniczyli w składkach na sędziów. O tym, że dany mecz należy ustawić, decydował trener. Przerażająca machina, którą stworzył W., wciągała nie tylko starych ligowych wyjadaczy, ale i juniorów. Na kupienie meczu składali się niemal wszyscy. Jakub Z., obecnie piłkarz Polonii Bytom, w sezonie 2003/2004 miał 19 lat. Dariusz F., dziś zawodnik Kolejarza Stróże, liczył w tamtym sezonie zaledwie 17 lat. Obaj też musieli dokładać się do haraczu dla arbitrów. Tak W. wprowadzał w realia dorosłego futbolu nieopierzonych młodzieżowców.

Kto chwilowo nie był w stanie zapłacić, pożyczał od kolegów. "Mariusz S. w ten sposób zadłużył się u kumpla z drużyny Hermesa N. S." - zeznał w prokuraturze Wojciech M., także były gracz Korony.

Skąd piłkarze mieli pieniądze na ustawianie spotkań? Z meczowych premii. Za każde zwycięstwo u siebie, nieświadomy niczego właściciel klubu Krzysztof Klicki płacił drużynie 12 tysięcy złotych. Za wygraną na wyjeździe dawał 16 tysięcy. Połowa pieniędzy była „zamrażana”, piłkarze mieli dostać całość tylko w przypadku awansu. Pulę rozdzielał W. (każdy gracz otrzymywał średnio po 400 – 600 złotych za mecz), po czym niemal natychmiast część z tych pieniędzy odzyskiwał. Bo niemal co tydzień trzeba było się złożyć na nieuczciwą pomoc w następnym meczu.
"Pieniądze zbierał Tomasz N. pseudonim <Skarbnik>. Rozpiętość kwot była różna. Czasami trzeba było uzbierać kilkaset złotych, czasem kilka tysięcy" &#8211; mówił DZIENNIKOWI jeszcze przed postawieniem zarzutów były piłkarz kielczan Rafał W.

Dariusz W. za wszelką cenę starał się wyciągać kasztany z ognia cudzymi rękami. Kiedy Korona najzupełniej uczciwie przegrała na inaugurację sezonu z rezerwami Wisły Kraków, już przed drugą kolejką zorganizowano zrzutkę. Kto wręczył pieniądze? Wcale nie W. Czarną robotę, polegającą na dawaniu łapówek powierzono Pawłowi W., wieloletniemu kierownikowi drużyny, który z racji pełnionej funkcji miał pewne znajomości. Paweł W. kupował mecze dość prymitywnie, zdarzało mu się, że podchodził tylko do obserwatora i prosił go o wpłynięcie na sędziego. Z samymi &#8222;gwizdkowymi&#8221; rozmawiał rzadko, bo przeważnie ich w ogóle nie znał. Nie to pokolenie.

Paweł W. jesienią siedmiokrotnie dawał lub obiecywał łapówki. Nawet, gdy działacz otwarcie przyznał, że nie zna sędziego najbliższego meczu, Dariusz W. nie chciał się plamić niewdzięczną pracą. "Tu jest numer do Wita Ż. Dzwoń, Wit da ci telefon do Adama Sz. i porozmawiasz z arbitrem" - rozkazał przed wyjazdem do Stalowej Woli.

Paweł W. obiecał sędziemu 4 tys. złotych. Umotywowany dodatkowym zarobkiem sędzia Sz. drukował w meczu Stal - Korona (1:3) tak skandalicznie, że gdy podyktował wyimaginowaną jedenastkę, to doprowadzona do rozpaczy grupa kibiców ze Stalowej Woli wtargnęła na boisko, po czym... położyła się w geście protestu w polu karnym. Wściekli działacze gospodarzy zaczęli na pomeczowej konferencji wytykać Dariuszowi W., że ustawił mecz.
Po rundzie jesiennej Korona jednak wcale nie była liderem. Zajmowała drugie miejsce, tuż za Stalą Rzeszów. To wtedy trener uznał, że toporne metody kierownika drużyny, człowieka starszej daty, są niewystarczające. Potrzebował fachowca, który potrafi korumpować na skalę przemysłową.

To wtedy do Dariusza W. zadzwonił znany warszawski szkoleniowiec Jerzy E. junior, który przedstawił mu Andrzeja B., wówczas kierownika drużyny Legionovii. W. miał zaufanie do E. choćby przez wzgląd na owocną współpracę z jego ojcem. Wszak kilka lat wcześniej w duecie zdobyli mistrzostwo Polski dla Polonii Warszawa.

Według Jerzego E. juniora skuteczną receptą na szybki sukces był Andrzej B. "Jeśli chcesz awansować, nie mogłeś lepiej trafić. To świetny fachowiec. Rok temu pomógł w wejściu do drugiej ligi Cracovii" - reklamował dobiegającego trzydziestki mężczyznę.

Zimą w mieszkaniu W. na warszawskim Wilanowie doszło do spotkania trenera Korony, jego asystenta i byłego bramkarza reprezentacji Polski Andrzeja W. oraz Jerzego E. juniora, który przyprowadził Andrzeja B. Załatwiacze od razu wycenili swoje usługi. Andrzej B. chciał za pomoc Koronie 20 tys. złotych honorarium, Jerzy E. junior za samo zapoznanie B. z W. życzył sobie 10 tysięcy.

Do tego dochodziły oczywiście koszty każdorazowego podejścia do arbitra, obserwatora lub drużyny przeciwnej. Mechanizm był prosty: B. miał za każdym razem ustalać, u kogo można kupić dane spotkanie, a Dariusz W. przywozić mu pieniądze na ten cel, zabrane oczywiście z meczowych premii zawodnikom. W ten sposób ustawiono niemal wszystkie wiosenne mecze Korony, ale również kilka spotkań z udziałem jej najgroźniejszych rywali.

Na treningu przed wiosennym meczem z Motorem Lublin W. poprosił wszystkich piłkarzy na środek boiska. W obecności podopiecznych zadzwonił do Andrzeja B. i włączył głośnik w swoim telefonie. Zależało mu, by piłkarze dobrze słyszeli całą rozmowę. A mówiono o łapówkach przekazywanych sędziom i obserwatorom oraz o tym, z kim należy się skontaktować, żeby ustawić najbliższy mecz w Lublinie. W. chciał w ten sposób uwiarygodnić się w oczach zawodników. Tak, żeby widzieli, że ich pieniądze faktycznie są wydawane na u mówiony cel.
Antoni Bugajski, Michał Guz-dziennik.pl

Do góry
#2805421 - 02/01/2009 18:23 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Paweł Zarzeczny

2009-01-01 22:25:04, aktualizacja: 2009-01-01 22:25:04

Jak Polska długa i szeroka wszyscy składamy sobie noworoczne życzenia. Zazwyczaj są sztampowe: zdrowia, szczęścia, pomyślności...
Rzadko zdarzają się teksty pomysłowe (na mojej topliście jest jednak jeden inteligentny SMS: "Serdecznie dziękuję za życzenia, szczególnie że w ogóle do mnie nie dotarły..."). A zatem pokuśmy się o jakieś życzenia niesztampowe, które wyrażą jednak marzenia tysięcy polskich kibiców.

1. Życzmy więc sobie, by prze-de wszystkim UEFA nie zabrała nam Euro. Bo wtedy, co pewne jak amen w pacierzu, nie zostanie zbudowany żaden stadion, a ruiny Stadionu Dziesięciolecia straszyć będą przez kolejne pół wieku. Tymczasem odebranie turnieju robi się tym realniejsze, że Ukraina ostatnio nie ma nawet na opłacenie rachunków za gaz. Zaiste, w niezłej jesteśmy kompanii!

2. Grzegorzowi Lacie życzyć należy, aby dotrzymał obietnicy danej po wyborach na szefa PZPN Czytelnikom "Polski": że jeżeli przez rok nic nie zrobi, to sam poda się do dymisji. Panie Grzegorzu, ale czy mu-simy tak długo czekać, aż pan coś zrobi?

3. Adamowi Małyszowi życzymy tego, by poszedł w ślady Zbigniewa Bońka, czyli zakończył karierę u szczytu powodzenia i nie rozmieniał się już więcej na drobne. Albo żeby poszedł w ślady bliższego mu Janne Ahonena: Fin odszedł, właśnie będąc nr. 1 w skokach. Ten rok miał być dla pana Adama zabawą. Jednak to już nie jest zabawne, niestety.

4. Andrzejowi Gołocie, żeby znalazł wreszcie miejsce w jakimś sanatorium i nie męczył więcej i siebie, i nas.

5. Robertowi Kubicy, aby miał do dyspozycji wyłącznie polskich mechaników. Choć ci niemieccy niezawodnie dostarczali nam wzruszeń.

6. Arturowi Borucowi, żebyśmy o jego złym zachowaniu już nie musieli czytać w "Timesie", a jego okropnego gustu śledzić w bulwarówkach. Arturze, no i wracaj na łono rodziny!

7. Tomaszowi Adamkowi, żeby nigdy nie zgodził się na walkę z Gołotą, bo mogłoby to skończyć się zbezczeszczeniem zwłok!

8. A innemu Tomaszowi, Gollobowi, żeby wreszcie jeździł na odwrót. Mianowicie przegrywał w Bydgoszczy, za to - dla odmiany - wygrywał wszędzie indziej.

9. Tomaszowi Majewskiemu, żeby nikt z niego nie brał przykładu! Pchnięcie kulą to naprawdę nie jest odpowiednie zajęcie dla młodzieży pragnącej uprawiać sport. Serio.

10. Agnieszcze Radwańskiej, by nie brała przykładu z kilku starszych koleżanek. To znaczy nigdy nie procesowała się z własnymi rodzicami o pieniądze zarobione na korcie. I oby tenisowa mamona nigdy jej nie zaślepiła.

11. Piłkarzowi Jakubowi Błaszczykowskiemu, żeby trafił doLiverpoolu, a w meczach kontra Manchester United w bramce zawsze stał Tomasz Kuszczak - znacznie to zwiększy szanse Kuby na gole w Premiership. O występy Kuszczaka modlą się zresztą wszyscy napastnicy na Wyspach.

12. Reprezentacji Polski w piłce nożnej (jeżeli w ogóle jest taka, bo ostatnio jej nie było), by awansowała na mundial, lecz dopiero po barażach. Chcemy więcej emocji! No, ale w nich wpadnijmy na Litwę, bo inaczej jesteśmy bez szans.

13. Leo Beenhakkerowi, żeby po porażce jego Feyenoordu Rotterdam z naszym Lechem Poznań przeanalizował wraz ze sztabem, kto od kogo powinien się uczyć: Polacy od Holendrów (ktoś nam to wmawia od paru lat) czy może jednak ci Holendrzy od Polaków?

14. Kibicom, żeby dawali przykład sportowcom, jak można przez całe życie być wiernym jednym barwom: biało-czerwonym. I żeby jak najczęściej mogli słuchać, wiecie czego? "Mazurka Dąbrowskiego"!

Do góry
#2805559 - 02/01/2009 20:59 Re: do poczytania [Re: forty]
yaaho Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 08/11/2005
Postów: 30870
Skąd: 2909 Taylor Street, Dallas, TX...
czy jest jakis redaktor sportowy w tym kraju dla ktorego sport to cos wiecej niz pilka nozna, Kubica i Malysz? laugh laugh laugh laugh

za pare dni pilkarze reczni graja MŚ, we wrzesniu mamy Eurobasket w Polsce, Gortat dostaje minuty w NBA

czytalem chyba z 3-4 "noworoczne" zyczenia tych naszych "specow" od sportu w gazetach i wszedzie pomijaja najwazniejsze imprezy sportowe 2009 roku laugh

Do góry
#2806745 - 03/01/2009 14:49 Re: do poczytania [Re: yaaho]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Wracają transfery. Gdzie te polskie megahity?

Okno transferowe otwarte, rozplotkowani handlarze żywym towarem nadają jak najęci, czeka nas styczeń pełen niestworzonych historii o bajecznie utalentowanych polskich piłkarzach, o których już jutro, najdalej pojutrze, zaciętą walkę stoczą największe europejskie kluby. A nawet jeśli nie stoczą, to znawcy tematu wysnują ich z opieszałości oczywisty wniosek, że giganci zbierają siły i pieniądze, by ruszyć po nasze gwiazdy latem.

Też marzyłby mi się prawdziwy transferowy megahit. Abstrahuję tutaj od dylematu, kiedy i gdzie polski ligowiec powinien wyjechać, by nie złamać sobie kariery. Piszę o tych, którzy decyzję o emigracji podjęli - pięknie by było, gdyby się szanowali, gdyby nie wyjeżdżali byle gdzie (vide Adrian Sikora oglądający z rezerwy kolegów z Murcii broniących się przed spadkiem do trzeciej ligi hiszpańskiej), gdyby nasze kluby nie oddawały ich za byle ochłap.

Problem w tym, że renomowane firmy z renomowanych lig wcale naszych nie chcą. O zafascynowaniu zagranicy Pawłem Brożkiem i Robertem Lewandowskim czytamy od miesięcy, tymczasem ich nazwisk próżno szukać wśród transferowych planów drużyn angielskich, hiszpańskich i włoskich. Np. z raportów o zamiarach klubów Premier League wynika, że co druga poszukuje napastnika - od Aston Villi i Tottenhamu przez Everton i Hull po Bolton i Stoke. Niestety, o Polakach nikt nie wspomina. Ani o napastnikach, ani o Mariuszu Lewandowskim, ani nawet o Kubie Błaszczykowskim, którego bardzo chcą wypchnąć z Dortmundu polscy i niemieccy dziennikarze, ale wyspiarze nie bardzo ich starania zauważają. Co więcej, rośnie niepokój o Ebiego Smolarka, bo w przypadku udanej kampanii transferowej Boltonu naszemu rodakowi grozi nawet przesunięcie z ławki rezerwowych na trybuny.

Tylko Tomasza Jodłowca z Polonii Warszawa zaprasza do siebie naprawdę klasowy klub. Napoli namawia go od lata 2008 roku, wtedy transakcję wartą 1,4 mln euro storpedowali rodzice piłkarza, o czym opowiadają wszystkie regionalne gazety. Opowiadają, bowiem klub mierzący w awans do Ligi Mistrzów nie odpuszcza i właśnie wrócił do negocjacji z Polonią Warszawa. Z marnymi widokami na powodzenie, 23-letni obrońca woli zostać w kraju przynajmniej do czerwca.
Co piszę w dniu, w którym Manchester United sfinalizował transfer Zorana Tosicia (21 lat) i Adema Ljajicia (17 lat) z Partizana Belgrad. Takie doniesienia sprowadzają nas na ziemię. Za obu reprezentantów serbskiej młodzieżówki zwycięzca Ligi Mistrzów dał ponoć 16,3 mln funtów, czyli mniej więcej tyle, ile kosztowało pięciu razem wziętych najdroższych graczy wyeksportowanych przez polską ligę - Błaszczykowski (4,4 mln dolarów do Borussii), Fabiański (4,2 mln do Arsenalu), Janczyk (4 mln do CSKA Moskwa), Żurawski (3,7 mln do Celticu) i Matusiak (3,4 mln do Palermo). Ot, nasze megahity...
piątek, 02 stycznia 2009, rafal.stec

Do góry
#2808798 - 04/01/2009 15:17 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Polska buduje stadiony. Proszę się nie śmiać. To nie noworoczne marzenia. To dzieje się naprawdę.
Czarny scenariusz, czyli odebranie nam Euro 2012, na szczęście wciąż pozostaje w sferze pobożnych życzeń Włochów, którzy przegrali z nami wyścig o imprezę. Oczywiście wciąż może się ziścić, ale na starcie 2009 roku większość inwestycji wygląda naprawdę dobrze! Polska staje się wielkim placem budowy stadionów, i to nie tylko tych na Euro.

W Kielcach nowoczesny obiekt jest już od dwóch lat, w Lubinie zostanie otwarty wiosną. Stadion warszawskiej Polonii też wygląda nieźle, choć działacze przymierzają się do kolejnej rozbudowy. Gotowe projekty są już w Zabrzu, Chorzowie i Krakowie przy Kałuży.

Polska stadionową potęgą? Aż tak dobrze nie jest. Wciąż straszą obiekty choćby w Łodzi czy Bytomiu. Wodzisław Śląski to zupełne kuriozum, a grają tam aż dwie drużyny ekstraklasy. Kolejny paradoks to fakt, że reprezentacja z powodu przebudowy większości dużych stadionów będzie miała ogromne kłopoty ze znalezieniem boiska na mecze eliminacyjne MŚ w 2010. Ale jeśli niczego nie zepsujemy, za dwa, góra trzy lata z kilku miejsc będziemy mogli być naprawdę dumni.

1. Warszawa - Stadion Narodowy
W niecce Stadionu Dziesięciolecia koparki przy pracy można oglądać już od kilku miesięcy. Obok areny w Kijowie "Narodowy" będzie drugim najważniejszym stadionem Euro 2012. Pomieści 55 tys. widzów. Ze starego obiektu nie zostało już praktycznie nic poza ziemią. Jak podaje nadzorująca budowę Spółka Narodowe Centrum Sportu, prace przebiegają nawet szybciej, niż zakładano. Do momentu świąteczno-noworocznej przerwy (zrobiono ją, by nie zakłócać spokoju mieszkańcom Saskiej Kępy) firma Pol Aqua wykonała prawie 2/3 zaplanowanych robót (ok. 64 proc.). Harmonogram zakładał niespełna połowę (46 proc.). Wbito już 384 (43 proc.) z 898 pali wielkośrednicowych, 2595 (37 proc.) z 6923 pali prefabrykowanych i 5112 (75 proc.) z 6772 kolumn żwirowych i betonowych, które mają spowodować, że położony na podmokłym terenie stadion nie zacznie się zapadać. Wywieziono też lub przesunięto ponad 170 tys. m sześc. ziemi. Fundamenty mają być gotowe najpóźniej do połowy kwietnia. Wtedy rozpocznie się budowa części naziemnej . Trwa właśnie przetarg na jej wykonawcę, w którym uczestniczy sześć konsorcjów. Otwarcie zaplanowano na połowę 2011 r.

2. Poznań - Stadion Miejski (Lech)
Budowa tego obiektu jest w najbardziej zaawansowanej fazie ze wszystkich stadionów, które mają u nas powstać na Euro. Imponująca arena na 46 tys. miejsc (wszystkie zadaszone) zostanie otwarta prawdopodobnie już w czerwcu przyszłego roku. Na razie jest tam jednak gigantyczny plac budowy. Aż do końca 2009 r. kibice Lecha będą mogli korzystać tylko z nowych trybun za bramkami, bo obie boczne zostały właśnie zburzone. W końcowym etapie prac obiekt będzie na kilka miesięcy całkowicie wyłączony z użytkowania. Koszt - 486 mln zł.

3. Kraków - Stadion Miejski (Wisła)
Mimo że Kraków jest tylko na rezerwowej liście miast gospodarzy, stadion powstaje tam równie szybko jak w Poznaniu. Trybuny za bramkami są już gotowe i otwarte dla kibiców. Obecnie trwa praca nad trybuną wschodnią. Stara została zburzona, a na jej miejscu wybudowano tzw. ściankę szczelinową, która odprowadziła wody gruntowe. To oznacza, że wszystko jest przygotowane do postawienia trybuny. Przetarg na jej wykonawcę rozstrzygnie się w przyszłym tygodniu, a firma, która go wygra, praktycznie z marszu przystąpi do budowy. Prace nad trybuną wschodnią mają zostać ukończone do końca roku. Za kilka miesięcy zostanie z kolei wyłonione konsorcjum, które rozpocznie demontaż trybuny głównej. Jej budowa ma zbiec się w czasie z oddaniem do użytku nowej wschodniej.

4. Gdańsk - Baltic Arena (nazwa robocza)
Łyżka dziegciu w beczce miodu. Jak na razie budowa tego obiektu na Euro 2012 idzie najbardziej opornie. Kłótnie urzędników oraz oprotestowany przetarg sprawiły, że stadion wciąż jest tylko w fazie projektu, ale co ważne ma już wszystkie pozwolenia na budowę. Z konkretnych prac udało się uporządkować teren w dzielnicy Letnica. Mimo wszystko wciąż nie ma powodów do niepokoju. W maju tego roku ma zostać zakończony przetarg na wykonawcę prac, po czym niezwłocznie rozpocznie się budowa. Baltic Arena to nazwa robocza, stadion będzie nosił nazwę firmy, która zaoferuje za to największe pieniądze. Po ukończeniu stadion będzie mógł pomieścić 44 tys. widzów. Według planu ma być użytkowany przez Lechię Gdańsk.

5. Wrocław - Stadion Miejski
Po otwarciu ofert konsorcjów, które zgłosiły się do przetargu na budowę stadionu, okazało się, że koszty przekroczyły te szacowane przez miasto. W ratuszu zastanawiają się teraz, czy wybrać którąś z ofert, czy rozpisać nowy przetarg. Z prac ziemnych udało się do tej pory przygotować plac pod budowę. Wycięto 7000 drzew, wywieziono 120 tys. m sześc. ziemi i zastąpiono ją tzw. gruntami wymiennymi (glina i piasek). Według wstępnych założeń stadion na 44 tys. widzów ma być gotowy w 2011 roku.

3. Kraków - Stadion Miejski (Wisła)
Mimo że Kraków jest tylko na rezerwowej liście miast gospodarzy, stadion powstaje tam równie szybko jak w Poznaniu. Trybuny za bramkami są już gotowe i otwarte dla kibiców. Obecnie trwa praca nad trybuną wschodnią. Stara została zburzona, a na jej miejscu wybudowano tzw. ściankę szczelinową, która odprowadziła wody gruntowe. To oznacza, że wszystko jest przygotowane do postawienia trybuny. Przetarg na jej wykonawcę rozstrzygnie się w przyszłym tygodniu, a firma, która go wygra, praktycznie z marszu przystąpi do budowy. Prace nad trybuną wschodnią mają zostać ukończone do końca roku. Za kilka miesięcy zostanie z kolei wyłonione konsorcjum, które rozpocznie demontaż trybuny głównej. Jej budowa ma zbiec się w czasie z oddaniem do użytku nowej wschodniej.

4. Gdańsk - Baltic Arena (nazwa robocza)
Łyżka dziegciu w beczce miodu. Jak na razie budowa tego obiektu na Euro 2012 idzie najbardziej opornie. Kłótnie urzędników oraz oprotestowany przetarg sprawiły, że stadion wciąż jest tylko w fazie projektu, ale co ważne ma już wszystkie pozwolenia na budowę. Z konkretnych prac udało się uporządkować teren w dzielnicy Letnica. Mimo wszystko wciąż nie ma powodów do niepokoju. W maju tego roku ma zostać zakończony przetarg na wykonawcę prac, po czym niezwłocznie rozpocznie się budowa. Baltic Arena to nazwa robocza, stadion będzie nosił nazwę firmy, która zaoferuje za to największe pieniądze. Po ukończeniu stadion będzie mógł pomieścić 44 tys. widzów. Według planu ma być użytkowany przez Lechię Gdańsk.

5. Wrocław - Stadion Miejski
Po otwarciu ofert konsorcjów, które zgłosiły się do przetargu na budowę stadionu, okazało się, że koszty przekroczyły te szacowane przez miasto. W ratuszu zastanawiają się teraz, czy wybrać którąś z ofert, czy rozpisać nowy przetarg. Z prac ziemnych udało się do tej pory przygotować plac pod budowę. Wycięto 7000 drzew, wywieziono 120 tys. m sześc. ziemi i zastąpiono ją tzw. gruntami wymiennymi (glina i piasek). Według wstępnych założeń stadion na 44 tys. widzów ma być gotowy w 2011 roku.

Do góry
#2808799 - 04/01/2009 15:18 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama

6. Warszawa - Stadion Legii
Wiele osób zastanawia się, czy stolica potrzebuje dwóch dużych stadionów. Radni Warszawy uznali, że tak, i przyznali na nowy obiekt Legii 450 mln zł. Po zakończeniu przetargu w dwa tygodnie zburzono trzy stare trybuny. Nowe mają stanąć za siedemnaście miesięcy, po czym rozpocznie się przebudowa czwartej. Obiekt pomieści 35 tys. widzów, a zostanie oddany w 2011 roku.

7. Lubin - Stadion Zagłębia
Stadion Zagłębia będzie pomocniczym podczas Euro. Obiekt może być areną np. fazy grupowej Ligi Mistrzów. Głównym inwestorem jest KGHM Polska Miedź SA, który przeznaczył na ten cel 100 mln zł. Pojemność: 16 tys. w pełni zadaszonych miejsc. Do użytku zostanie oddany już w tym roku.

8. Chorzów - Stadion ŚląskiOprócz meczów piłkarskich będą się na nim odbywać też zawody żużlowe i mityngi lekkoatletyczne. Remont stadionu w Chorzowie będzie kosztował nieco ponad 3,3 tys. zł na jedno miejsce dla kibica, najmniej ze wszystkich (najdroższa będzie budowa stadionu w Warszawie - ponad 18 tys. zł na jednego kibica). Modernizacja stadionu, mogącego pomieścić 54 tys. ludzi, ma zakończyć się w 2010 roku.

9. Kraków - stadion Cracovii
Jest już gotowy projekt. Nowy stadion, który ma powstać w miejsce istniejącego (przy ul. Kałuży) będzie mieścił 15 tys. widzów. Prace miały ruszyć już wiosną, ale opóźniły się sprawy związane z ogłoszeniem przetargu na wykonawcę. Pierwsze buldożery wjadą na Cracovię jesienią 2009 r. Budowa potrwa ok. półtora roku. Miasto, które jest inwestorem, zabezpieczyło już środki - 80 mln zł.

10. Łódź, czyli ściernisko
Od kilku lat władze Łodzi szykują się do zbudowania stadionu miejskiego, ale na razie kończy się na deklaracjach. Obiekt ŁKS, podobnie jak gra zespołu, to obraz nędzy i rozpaczy. Na trybunę honorową i prasową wchodzi się przez obskurną halę gimnastyczną. Niedawno powstał nowy budynek zarządu, który przypomina&#8230; budkę z piwem. Plany przebudowy stadionu mają też władze Widzewa. Wiadomo tylko, że główny ciężar finansowania budowy spocząć ma na właścicielu klubu, Sylwestrze Cacku, który otrzymał od miasta grunty. Prace miały ruszyć w ubiegłym roku, ale jak mówią mieszkańcy Łodzi, jeśli zaczną się w 2009, to będzie sukces.

Do góry
#2810777 - 05/01/2009 14:49 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
A kto uczy Kruczka... trenować?
Prawie rok temu wiceprezes PZN, jaśniewielmożny Andrzej Wąsowicz przyznał się, że zmianę trenera polskich skoczków narciarskich planował już podczas poprzedniego Turnieju Czterech Skoczni - Nie było wyników, nie było odpowiedniej atmosfery w grupie. Wtedy właśnie zrozumiałem, że czas pożegnania z Lepistoe jest bliski. - Końcówka zdania brzmi jak biblijne proroctwo, widocznie prezes chciał zagrać Ezechiela, ale chyba nie przypuszczał, że jego słowa będą aktualne także w tym sezonie. Kiedy zatem czas pożegnania z Kruczkiem będzie bliski? Ten czas już prawdopodobnie nadszedł...

Działacze PZN nie posłuchali przede wszystkim głosu tego, który ratuje im tyłki. Małysz, zanim jeszcze zamieniono siekierkę (Lepistoe) na kijek (Kruczka), zapytany co sądzi o Kruczku, mówił, że jeszcze za wcześnie, by został pierwszym szkoleniowcem. &#8211; Może jak zakończę karierę. - Wygrała bezmyślna chciwość - zrezygnowano z drogiego trenera i zatrudniono antytalet - tak zawodniczy jak i szkoleniowy. Skoro Małysz może odnosić sukcesy bez psychologa, to zdaniem PZN "król skoków" poradzi sobie bez trenera...

"Orłowi z Wisły" powoli zaczyna to wszystko najwidoczniej "zwisać" - jest ustatkowany, ma pieniądze, prestiż i wygląda na to, że to od niego Kruczek wyciąga informacje o treningu...
poniedziałek, 05 stycznia 2009, leo-benaker

Do góry
#2812956 - 06/01/2009 15:46 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Wiemy, kto zastąpi Beenhakkera
W tajemnicy PZPN szykuje Piotra Nowaka na następcę Leo Beenhakkera. Asystent selekcjonera kadry USA miałby zostać sternikiem naszych piłkarzy, gdy Holender ewentualnie przegra kwalifikacje do mistrzostw świata w 2010. Wtedy Nowak przygotuje Polskę do Euro 2012 - pisze DZIENNIK.
"Nie powiem nic na temat Piotra Nowaka, bo potem znowu będą komentarze, że chcemy jak najszybciej zwolnić Beenhakkera i już znaleźliśmy jego następcę. A prawda jest taka, że Beenhakker dostał zadanie do wykonania. Powinien zaprowadzić Polskę na mundial i nic tej pracy nie powinno mu zakłócać" - mówi prezes PZPN Grzegorz Lato.

Roztropność szefów polskiej piłki jest zrozumiała, bo bardzo im zależy, żeby nie spalić tematu. Im nawet jest na rękę, że w gronie ewentualnych następców machinalnie wymienia się polskich trenerów z rodzimej ekstraklasy: Macieja Skorżę, Jana Urbana czy Franciszka Smudę. W ten sposób mogą prowadzić wstępne negocjacje z wytypowanym przez nich kandydatem. Z naszych informacji wynika, że już kontaktowali się z mieszkającym na Florydzie Nowakiem, ale na razie jest to faza niezobowiązujących rozmów.
Zwolennikiem Nowaka na stanowisku trenera polskiej kadry na pewno jest wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych Antoni Piechniczek. To bardzo istotne, ponieważ przy wyborze nowego selekcjonera jego głos może się liczyć nawet bardziej niż opinia samego prezesa PZPN. Piechniczek potwierdza, że interesuje go zawodowa przyszłość Nowaka, ale też zastrzega, że ma pewne wątpliwości - czytamy w DZIENNIKU.

"Piotrek od lat mieszka w USA. Nie zna realiów ani polskiej, ani nawet europejskiej piłki. Ale wśród kandydatów na przyszłego selekcjonera trzeba go widzieć" - przyznaje Piechniczek, który stawiał na Nowaka w prowadzonej przez niego kadrze w latach 90. "Bardzo dobrze go wspominam. To urodzony lider. Potrafi rządzić na boisku i w szatni. Takich wyrazistych i mądrych ludzi polska piłka potrzebuje" - zaznacza Piechniczek.
45-letni Nowak to przede wszystkim odpowiedź tzw. polskiej myśli szkoleniowej na holenderskie zaczepki: młody, wykształcony, zna języki, a piłkarskie nazwisko zrobił sobie w Bundeslidze. Do tej kandydatury nie mogliby się przyczepić nawet zdecydowani zwolennicy zatrudniania trenera-cudzoziemca, bo przecież Nowak od bardzo dawna mieszka za granicą; w Turcji, Szwajcarii, Niemczech, a teraz w USA.

"Piotrkowi w Stanach jest bardzo dobrze. Wszyscy go tam szanują. Był trenerem kadry olimpijskiej na igrzyskach w Pekinie, a teraz jest też asystentem Bob Bradleya w pierwszej reprezentacji. Trudno wyobrazić sobie powód, dla którego miałby to wszystko rzucić, ale akurat perspektywa prowadzenia polskiej kadry jest takim powodem. Myślę, że chciałby się podjąć takiego wyzwania i na pewno dałby sobie radę nie gorzej niż Beenhakker" - ocenia Roman Kosecki, który grał z Nowakiem w reprezentacji Polski oraz w Chicago Fire.
Przebywający obecnie na zgrupowaniu kadry narodowej USA Nowak to rzadki przykład Polaka, który piłkarskie nazwisko wyrobił sobie za granicą. W naszej ekstraklasie zdążył rozegrać tylko 40 meczów (w Zawiszy Bydgoszcz i Widzewie Łódź). Potem błyszczał w obcych ligach. Występował na pozycji środkowego pomocnika, co jednak nie przeszkodziło mu strzelić na obczyźnie aż 63 goli. Po zakończeniu zawodniczej kariery zajął się pracą trenerską oraz biznesem. Został prezesem cenionego banku w Chicago, kupił posiadłość w Naples na Florydzie. W pobliżu swoje wille mają m.in. Bill Gates i Steven Spielberg.

Kilka lat temu Nowak próbował zainwestować w Zawiszę Bydgoszcz, ale ten interes nie wypalił. Piłkarze oskarżali go, że nie wypłacił drużynie należnych pieniędzy. W pewnym momencie rozesłano za nim nawet list gończy, ale zarzuty się nie potwierdziły. "Jego sprawa została umorzona. Ustaliśmy, że Pan Nowak nie był odpowiedzialny za powstałe długi i oczywiście list gończy szybko został cofnięty' - mówi DZIENNIKOWI Jan Bednarek, rzecznik bydgoskiej prokuratury.

Antoni Bugajski

Do góry
#2815597 - 07/01/2009 15:41 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Gigantyczne pieniądze za Ligę MistrzówW
lutym zostanie rozstrzygnięty przetarg na pokazywanie meczów Ligi Mistrzów przez najbliższe trzy lata. Wystartują w nim wszystkie liczące się stacje telewizyjne. Cena może wynieść 20 milionów euro, a więc 25 procent więcej niż w poprzednim przetargu, który wygrały TVP i nSport.
Trzy lata temu za prawa do transmisji Ligi Mistrzów zapłacono 17 milonów euro. "Od kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej ceny reklam znacznie zbliżyły się do bogatszych rynków europejskich, stąd wzrost" - ocenia Marian Kmita, szef Polsatu Sport.

Znaczny wzrost ceny może wynikać m.in. ze zmiany regulaminu kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Od najbliższego sezonu drużyny będą walczyć o awans w regionach, a więc polskie zespoły będą rywalizować z drużynami m.in. z Czech, Słowacji czy Litwy. To znacznie zwiększy szanse na to, że w końcu zobaczymy polską drużynę w najważniejszych klubowych rozgrywkach Europy. A co za tym idzie - rozgrywki staną się znacznie bardziej atrakcyjne dla polskiego widza.

Do tej pory LM pokazywana była raz w tygodniu w telewizji otwartej - w TVP oraz w kanałach należących do koncernu ITI, głównie stacji nSport, ale też w specjalnie uruchomionych na tę okazję kanałach. Dla nSport walka o Ligę może się okazać jednocześnie walką o byt. Najpoważniejszym konkurentem stacji należącej do koncernu ITI jest Polsat, który chce pokazywać rozgrywki w swoich kodowanych stacjach. Największym jego atutem jest spore doświadczenie (pokazywał Ligę Mistrzów przed nSportem) i zasięg. Stacja może docierać do 3 milionów gospodarstw domowych, podczas gdy nSport odbiera w tej chwili do 500 tysięcy gospodarstw.

Ten wynik na polskim rynku i tak odbierany jest jako spory sukces. Dariusz Tuzimek, szef sportu w nSport, uważa, że jego stacja ma również inne atuty. "Istotne będzie też to, ile meczów w technologii najwyższej jakości dana stacja jest w stanie pokazywać. Właśnie technologia jest naszym olbrzymim atutem, jesteśmy w ścisłej czołówce europejskiej" - zapewnia Tuzimek. "Poza tym argument o małym zasięgu też nie jest do końca trafiony. Jesteśmy częścią wielkiego koncernu, dlatego przy pokazywaniu Ligi Mistrzów współpracujemy z portalem onet.pl czy telewizją TVN"
"Nie zgodzę się,m że nSport bije nas technologicznie. W tej chwili i my i Canal Plus możemy pokazywać mecze w technologii HD, a mamy dodatkowo lepszych dziennikarzy" - uważa z kolei Marian Kmita. Dodaje jednak: "Moim zdaniem decydującym czynnikiem i tak będzie cena. Pozostałe argumenty mogą być traktowane jako pomocnicze. Jeśli ktoś da o pół miliona euro więcej, to UEFA nie będzie się zastanawiała".

Tuzimek z kolei zaprzecza, że dla jego stacji to sprawa życia i śmierci, chociaż nie jest tajemnicą, że Polsat i Canal Plus chcą wyeliminować z gry konkurenta.

Szef nSportu zapewnia, że porażki nie bierze pod uwagę, ale gdyby co... Nie wyklucza, że jego stacja włączy się do walki o ligę angielską czy ligę hiszpańską, które będą dostępne od sezonu 2010/2011.

Właśnie dlatego nSport nie musi wypaść z rynku. Polsat Sport od 3 sezonów nie pokazuje Ligi Mistrzów oraz Bundesligi - swoich kluczowych produktów, a mimo to wciąż trzyma się na prowadzeniu w klasyfikacji oglądalności stacji kodowanych. "To, że w ostatnim przetargu nie wygraliśmy praw do Ligi Mistrzów wyszło nam wtedy na dobre. Pieniądze przeznaczyliśmy na rozgrywki krajowe, jak boks czy siatkówka. A widzowie w danym kraju interesują się głównie rozgrywkami krajowymi. A więc chociaż Liga Mistrzów jest prestiżowa i istotna, to na pewno nie jest produktem, który może zadecydować o tym czy jakaś stacja będzie istniała czy nie" - uważa Kmita.

Nad zakupem praw do Ligi Mistrzów zastanawia się też nowa na rynku Orange Sport. "Jesteśmy dość młodą stacją, ale tego nie wykluczamy. Czekam na informacje od ścisłego kierownictwa" - przyznaje Alain Budzyk, dyrektor kanału. Decyzja zapadnie na najwyższych szczeblach telekomunikacji. W tej chwili stacja jest na dorobku. Dociera do zaledwie 200 tysięcy abonentów
Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że Orange będzie chciało wystartować razem z Canal Plus (tak jak w przypadku polskiej ekstraklasy) oraz z TVP.

Wiadomo, że TVP w przetargu wystartuje, ale ewentualna oferta telewizji nie będzie różniła się od dotychczasowej. Konkurenci twierdzą, że dla telewizji publicznej sprawa jest prestiżowa, bo przegrała z Polsatem walkę o Euro 2008. Szef sportu w TVP Robert Korzeniowski wyjaśnia: Przegrana w walce o Euro nie ma tu żadnego znaczenia, bo w trudniejszej sytuacji od nas jest teraz konkurencja, która w przeciwieństwie do nas nie ma praw ani do reprezentacji Polski, ani do dwóch kolejnych Mundiali.

Można przypuszczać, że od przyszłego tygodnia w TVP podobnie jak teraz będziemy oglądać jeden mecz w tygodniu, w środę. Nie więcej, bo jak twierdzi Korzeniowski: "Fakt, że pokazywaliśmy tylko jeden mecz w ciągu tygodnia, nie wynikał z tego, że nie chcieliśmy pokazywać więcej. To wymóg licencji UEFA, która do wyboru pozostawia nam tylko mecz w środę lub wtorek, zapewniając jednocześnie dostęp do skrótów wszystkich spotkań dla widzów telewizji niekodowanej&#8221;. TVP ma więc do wyboru wtorek lub środę, jednak wybiera zawsze środę, gdyż we wtorek widzowie wolą oglądać serial &#8222;M jak Miłość&#8221;, który ma rekordową oglądalność".

Marek Wawrzynowski-dziennik

Do góry
#2817909 - 08/01/2009 16:05 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Na naszych oczach padają legendy sportu
u

Małysz i Gołota trwają, choć to już jest groteska. Polacy rozpaczliwie szukają nowych idoli w sporcie. Kandydatów brak.
Jeden z najwybitniejszych skoczków narciarskich wszech czasów, Adam Małysz, walczy osta-tnio o występy w serii finałowej. Bokserska "nadzieja białych", czyli przed laty pięściarska marka klasy światowej - Andrzej Gołota - jest synonimem nieudacznika. Jerzy Dudek, który w Feyeno-ordzie i Liverpoolu wskoczył dogrupy bramkarskich gwiazd, teraz odcina kupony od swoich dokonań, siedząc na ławce rezerwowych Realu Madryt.

Wszyscy zarobili fortunę, a jednak nadal walczą o pieniądze. Wszyscy zaznali smaku sportowego upokorzenia, a wciąż narażają się na kolejny łyk goryczy porażki. Dlaczego? Gołota mówi, że ma jeszcze w sobie siłę, by być mistrzem świata, którym nigdy nie został. Małysz liczy na odzyskanie formy i szepcze, że śni mu się złoto olimpijskie w Vancouver. Dudek nie kryje, że jeszcze chce zarobić, a ławka Realu to dla wielu zaszczyt.

Ja Jurka rozumiem, bo ma prawo do takiego końca kariery. Sam wszedł na szczyt i trzeba mu pozwolić z niego zejść tak, jak chce, a nie tak, jak innym się wydaje, że powinien - twierdzi Zbigniew Boniek, który odszedł na sportową emeryturę u szczytu. Skończył mu się wtedy kontrakt w AS Roma. Też mógłbym jeszcze gdzieś posiedzieć na ławce, zagrać w słabszym klubie, ale ja mam inną mentalność niż Jerzy. Nie potrafiłbym tak. Chciałem grać na najwyższym poziomie albo odejść - dodaje Boniek i zaznacza, że w chwili podjęcia decyzji o zakończeniu kariery pieniądze nie stały na pierwszym miejscu, bo piłka nie była dla niego zawodem, tylko wielką pasją

Jeden z najwybitniejszych skoczków narciarskich wszech czasów, Adam Małysz, walczy ostatnio o występy w serii finałowej. Bokserska "nadzieja białych", czyli przed laty pięściarska marka klasy światowej - Andrzej Gołota - jest synonimem nieudacznika. Jerzy Dudek, który w Feyenoordzie i Liverpoolu wskoczył do grupy bramkarskich gwiazd, teraz odcina kupony od swoich dokonań, siedząc na ławce rezerwowych Realu Madryt.

.



Małysza bronią w tej chwili wszyscy, którzy go otaczają. Jeden z jego pierwszych trenerów Pavel Mikeska ze smutkiem patrzy na obecne wyniki byłego podopiecznego, ale w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times" pyta: No dobra, nie jest teraz w mistrzowskiej formie, ale macie kogoś lepszego? Czy jest inny polski skoczek, który mógłby go wypchnąć z kadry? - zastanawia się Mikeska i przypomina, że w kadrze panuje rywalizacja, a na razie to właśnie Małysz jest liderem biało-czerwonych.Według mnie to tylko kwestia techniki. Trzeba znaleźć błąd i Adam znów będzie wielki. Nie wysyłajcie go na emeryturę - przekonuje Czech.

Psychologowie sportu też bronią sportowców. Dla nich decyzja o odejściu jest ekstremalnie trudna i często nie zależy do końca od nich, ale od presji otoczenia, zobowiązań wynikających z kontraktów reklamowych. U wielu istnieje także chęć przekonania się, czy naprawdę najlepsze jest za nimi i stawiają sobie długofalowe cele. Historia zresztą nie zawsze jest surowa dla tych, którzy nie odeszli w chwili największej sławy.

Przykładem jest Waldemar Baszanowski, dziś w panteonie sław światowej sztangi, człowiek legenda. A przecież zakończył przygodę z pomostem po klęsce, którą dla wielkiego sportowca było czwarte miejsce igrzysk olimpijskich w Monachium. Po porażce miał powiedzieć Jerzemu Kulejowi, że zazdrości pięściarzowi decyzji o zakończeniu kariery po poprzednich igrzyskach (obaj mieli już na koncie złota z Tokio i Meksyku). Ja wtedy odpowiedziałem, że zazdroszczę tego, iż on się przekonał, na co go stać, a ja, jako komentator telewizyjny zachodziłem w głowę, czy w tym Monachium to jednak nie byłbym w stanie zdobyć trzeciego tytułu - tłumaczy Kulej swoje rozterki abdykującego króla ringu.

Były mistrz dostrzega jednak tragizm Gołoty.
Powiedziałem kiedyś Andrzejowi: obyś zdążył wydać swoje pieniądze. W boksie można stracić życie i trzeba nie mieć wyobraźni, by nadal wychodzić na ring tak jak Gołota - ostrzega Jerzy Kulej. Szacuje się, że między linami Gołota zarobił jakieś 20 mln dol. Andrzej ma kłopoty z mówieniem, wiecznie odnawiają się kontuzje. To, co robi, jest już bez sensu, ale do niego nie ma dostępu, on nie uznaje autorytetów - martwi się pan Jerzy.

Tymczasem w podsumowaniach roku bokserskie serwisy prześcigają się w drwinach z Gołoty. Jego starcie z Rayem Austinem kandydowało do tytułu "Skandalicznego wycofania się roku", w życzeniach na przy-szły sezon komentatorzy pisali: "nigdy więcej ożywiania Andrzeja Gołoty i Evandera Holyfielda". Boxingscene.com przyznaje nawet tytuł najlepszym zamieszkom sezonu, nazywając tę swoistą elekcję "Bowe-Golota Award".
Szukając logiki w trwaniu na posterunku Gołoty, Dudka, Małysza, przychodzi na myśl zdanie wygłoszone podczas ostatniego odczytu w życiu amerykańskiego naukowca Randy'ego Pauscha, który mówił o tym, jak realizować dziecięce marzenia: "Doświadczenie jest tym, co zdobyłeś, jeśli nie zdobyłeś tego, co chciałeś

Do góry
#2820591 - 09/01/2009 15:10 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Czar Leo mnie nie rusza

Wkurza mnie, że na kolana przed obcokrajowcami z opuszczonymi spodniami padamy - mówi Jackowi Kmiecikowi Zbigniew Boniek.
W nowym roku, dwa miesiące po wyborach w PZPN, myśli Pan jeszcze, iż mógł inaczej rozegrać walkę o prezesurę?
Tuż po wyborach mówiłem, że porażka absolutnie mnie nie przeraża. Opinia publiczna, kibice widzieli mnie w roli prezesa. Dla większości społeczeństwa polskiego byłbym najlepszym szefem PZPN. A że 59 ludzi na sali zadecydowało inaczej, to już nie mój problem. Gdybym chciał działać w polskiej piłce, to tydzień przed wyborami dogadałbym się z Grzegorzem. Ale jeszcze raz powtórzę. PZPN wymaga twardej ręki, poważnej koncepcji i radykalnych zmian. Żeby tego dokonać, trzeba być wolnym i niezależnym, a nie zakładnikiem systemu.

Sugeruje Pan, że Grzegorz Lato niczego nie dokona, bo jest zbyt uwikłany? Przez dwa miesiące rzeczywiście PZPN nic się nie zmienił.
Nie kontroluję polskiej piłki. Stoję z boku. Dobrze się stało dla piłkarzy, że prezesem wreszcie został ekspiłkarz. Żeby jednak zarządzać taką korporacją jak PZPN, trzeba mieć w tym doświadczenie, odpowiednie predyspozycje, koncepcje rozwiązań i umiejętność ich realizacji. Lacie tego brakuje. On z zarządzaniem nie miał nic wspólnego. Po zakończeniu gry w piłkę był trenerem, zajął się polityką, a z kierowaniem firmą nie miał nic wspólnego. Siłą Grzegorza powinni być ludzie wokół niego. Ale i tutaj widzę pewne braki. Nie ma inwencji, siły przebicia, odpowiednich kwalifikacji.

Pan spełniałby te wymogi?
Miałem koncepcję zmian, wiedziałem, jak to zrobić. Ale bycie prezesem PZPN to nie jest dla mnie sprawa życia i śmierci. Nie wybrali mnie, to podziękowałem i odszedłem na bok. Nie pchałem się na szefa PZPN, żeby dobrze zarabiać. Jak zarabiam, to muszę od A do Z za wszystko odpowiadać. Od roboty prezes związku powinien mieć grupę ludzi. A sam prowadzić swój biznes, mieć swoje zajęcia, a nie być pracownikiem związku. Wtedy ma dystans do PZPN i nie jest jego niewolnikiem.

Prezesura Laty więc niczego dobrego dla piłki nie wróży?
Nie wiem, czy wróży, czy nie. W każdym razie życzę Grzegorzowi jak najlepiej, by sobie poradził z problemami.

On też Panu chyba dobrze życzy, skoro dzwonił nawet z życzeniami na święta.
Czytałem w waszej gazecie, że Grzegorz mówił, że złożył mi życzenia. Nie przypominam jednak sobie, by dzwonił do mnie od czasu wyborów. Tego telefonu mi jednak nie brakuje. Dodam tylko, że nie odpisał nawet na mój SMS z życzeniami na święta.

Wierzy Pan w magię Leo Beenhakkera?
Problem selekcjonera to wielkie nieporozumienie. Gdy widzę globalną ocenę najlepszych lig na świecie i w czołowej trójce, czyli w angielskiej, niemieckiej i hiszpańskiej, Polacy nie odgrywają dosłownie żadnej roli, to niech nam Beenhakker nie opowiada, jacy to jesteśmy mocni i jaką to Polska jest kopalnią talentów. Nie musimy wierzyć w każde jego słowo. Wynika to jednak z naszego zakompleksienia, z tego, że przez czterdzieści lat komunizmu czuliśmy się obywatelami drugiej kategorii. I teraz kto tylko przyjedzie z Zachodu, będzie więcej bredził, od razu jest lepszy. A jak nie mówi w naszym języku, to w ogóle jest świetny, wręcz doskonały.

Beenhakker nadal jednak cieszy się wielkim społecznym uznaniem.
W internecie! Ja również w rankingach internetowych przed wyborami wypadałem świetnie. Ale nie dajmy się zwariować. Beenhakker powinien skoncentrować się na trenowaniu piłkarzy, a nie tresowaniu dziennikarzy i kibiców, bo nie do tego został przez nas zaangażowany.

Leo, why? For money! można by zadrwić.
Aspekt finansowy mnie nie obchodzi. Wiadomo, że gdyby Leo miał zarabiać 50 tys. euro, 100 tys. czy nawet 200, to by go u nas w ogóle nie było. Ale Leo jako selekcjoner mi nie przeszkadza. Tylko śmiać mi się chce, jak słyszę jego nauki. Jaki to w nas drzemie potencjał. Że to niby na Euro mogliśmy zdobyć medal. A prawda jest taka, że gdyby nie Boruc, to trzy mecze przegralibyśmy po 0:4.
Płaca selekcjonera powinna być adekwatna do wyników.
Zgoda. Trener jest wart tyle, ile ugrał w ostatnim meczu. Ale kontrakt, rzecz święta, trzeba go respektować. Przedłużając umowę z Leo przed Euro, trzeba było wpisać klauzulę, iż w przypadku porażki po turnieju możemy kontrakt rozwiązać. Ale my nie potrafimy rozwiązywać problemów. Włosi po Euro pogadali z Donadonim, powiedzieli mu, jaki jest świetny i się w zgodzie rozstali. A my? Jeśli Boniek ma inne zdanie niż Beenhakker, to od razu mówi się, że się nie lubią albo nienawidzą. U nas nikt nie ma odwagi mówić prawdy. Gdyby z Lechem awans wywalczył nie Smuda, ale Hiddink czy inny śmidink, od razu zrobilibyśmy z niego człowieka roku. Na kolana przed obcokrajowcami i to z opuszczonymi spodniami padamy, co mnie wkurza. Z tą naszą myślą szkoleniową nie jest tak źle jak Leo próbuje nam wmówić. Pielęgnujmy ją, poprawiajmy i nie wstydźmy się jej. Taki Antek Piechniczek zdobył z nami trzecie miejsce na świecie, a Leo do mundialu to z Holendrami nawet nie zdołał awansować.

Ale czy awansuje z nami do mundialu 2010 w RPA?
Z tej grupy grzechem byłoby nie wyjść. Na pewno nikt się przed nami nie położy, ale też nie demonizujmy, że mamy jakichś megasilnych rywali.

Do góry
#2820598 - 09/01/2009 15:25 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
dla ZIBIEGO piwo piwo piwo

Do góry
#2823473 - 10/01/2009 15:57 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Polskie skoki znalazły się pod ścianą. Najbliższe siedem dni może doprowadzić do wstrząsu, który wywoła niszczącą falę tsunami.
Jeśli w ciągu tego czasu Adam Małysz nie zacznie skakać choć przyzwoicie, jeśli w piątek i sobotę w Zakopanem (16-17.01) nie będzie go przynajmniej w czołowej dziesiątce, to może być początek końca nie tylko jego kariery, ale koniunktury na całą dyscyplinę.

Na pewno będzie to koniec, a przynajmniej zamrożenie na lata, kariery trenera Łukasza Kruczka i początek końca rządów Apoloniusza Tajnera w Polskim Związku Narciarskim.

A wszystko zależy od faktu, czy Fin Hannu Lepistoe zdoła dostrzec błędy, które popełnia Adam, i doprowadzić do tego, by Polak już ich nie popełniał.

- Gwarancji żadnej nie dam - mówi Lepistoe. 63-letni Lepistoe pracował z największymi - Nykaenenem, Ahonenem czy Morgensternem. O czwartym Pucharze Świata Małysza nie wspominając. Dlatego kiedy Hannu mówi, jak zresztą wszyscy inni fachowcy, że skoki są nieprzewidywalne, to nie jest banał.

Zresztą zdołali przekonać się o tym chyba wszyscy. W skokach nawet najwybitniejsi trenerzy często nie wiedzą, dlaczego zawodnik zaczął skakać, tym bardziej nie wiedzą, dlaczego ktoś wpa-da w kryzys, a jeszcze trudniej przychodzi im wyciąganie asa z tego kryzysu.

W światowej czołówce wszyscy robią przed sezonem mniej więcej to samo, trenują według podobnych wzorów, korzystają z tego samego sprzętu, nawet obiekty, na których ćwiczą, są te same. Gdy zbliża się pierwszy konkurs, to wstrzymują oddech i czekają.

O powodzeniu lub nie decyduje często drobiazg. Według Lepistoe w poprzednim sezonie były to w przypadku Adama i kadry ledwie dwa, trzy treningi przeprowadzone w złych warunkach tuż przed zawodami w Kuusamo.

Mozolne podchodzenie pod wyciąg śliskimi ścieżkami na Wielkiej Krokwi i własnoręczne odśnieżanie skoczni w Szczyrbskim Plesie miało doprowadzić do tego, że ich mięśnie zostały nadmiernie zakwaszone, mechanizm skokowy rozregulowany. Chwilę później był już katastrofalny występ w Kuusamo i zaczęła się huśtawka. Nastrojów, formy, prób powrotu do gry. Ostatecznie nieudanych, choć dziś Adam pewnie dałby wiele, by skakać tak jak wtedy.

Czy jednak forma rzeczywiście uleciała z powodu tych kilku treningów? Tego do końca nikt nie wie. Jednak czy ktoś wie, dlaczego Simon Ammann ledwie kilka tygodni po ciężkim wypadku zgarnął dwa złote medale olimpijskie w Salt Lake City?

Czy ktoś wie, dlaczego Wolfgang Loitzl przez lata nie wygrał jednego konkursu, a teraz jest odkryciem sezonu i zwycięzcą 57. Turnieju Czterech Skoczni? Dlaczego dopiero pod wodzą kompletnie nieznanego, niedoświadczonego Martina Kunzle, przy którym Kruczek to profesor, Ammann zaczął seryjnie wygrywać. Formę za to stracił Andreas Küttel? Dlaczego Jakub Janda zdominował sezon 2005/2006, by w kolejnym znów wpaść w dołek? Oczywiście, zaraz padnie nazwisko trenera Vasji Bajca, ale Słoweniec znów prowadzi Czecha. I co? I nic.

Przykłady można mnożyć. Norwegowie! Przez lata, szara skokowa masa. Po objęciu ich przez Mikę Kojonkoskiego od razu zaczęli rządzić. Odpowiedź na pytanie dlaczego wydawała się prosta - czego nie dotknie się Kojonkoski, zamienia się w złoto. Jednak dziś wielki Mika mówi, że nie wie, co dzieje się z jego zawodnikami, zastanawia się nad dymisją. Najlepszy trener świata!

Czy można więc mieć pretensje do Łukasza Kruczka, że jemu się nie udaje, choć przecież latem, gdy Małysz odpoczywał, reszta kadry skakała naprawdę całkiem nieźle?

Kruczek pracował przez cztery lata u boku najpierw Kuttina, później Lepistoe, czyli przedstawicieli dwóch nacji, które w trenerskim świecie stanowią elitę. Zna dwa języki, sam był skoczkiem, fakt słabym, ale Kojonkoski też wielkim mistrzem nie był. Zresztą nie od dziś wiadomo, że niespełnieni zawodnicy są później świetnymi trenerami. Do tego wokół niego powstał sztab, pomagać miał też (niektórzy twierdzą, że rządzić z tylnego fotela) Tajner.

Jeśli w Zakopanem Adam "nie zaskoczy", to presja stanie się nie do zniesienia. Kruczkowi i Tajnerowi, który zapowiedział, że bierze odpowiedzialność za wynik, zostaną już tylko lutowe mistrzostwa świata w Libercu. Jeśli tam się nie uda, to Łukasz będzie musiał odejść, no bo kto zaryzykuje oddanie mu kadry na olimpijski sezon.

Już dziś działacze z Zakopanego, po raz pierwszy od lat, otwarcie krytykują Tajnera. Odżywa stłumiony sukcesami wiślanina konflikt o dominację pomiędzy dwoma ośrodkami narciarskimi - Zakopanem i Szczyrkiem (w sojuszu z Wisłą). Po raz pierwszy od lat tydzień przed konkursami na Wielkiej Krokwi w kasach jest jeszcze 20 procent biletów!

Na razie związek nie ma kłopotów ze znajdowaniem firm, które chcą wspierać kadrę. Ale nie łudźmy się - dzieje się tak tylko dlatego, że Adam wciąż skacze, a prezes jest jego byłym trenerem. Ponieważ zaś następców dramatycznie brak, to na Adamie wisi całe polskie narciarstwo. Jak od lat. Jednak teraz już nie jest to gruby sznur, ale jedynie cieniutki włosek.

Do góry
#2829492 - 13/01/2009 15:45 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama

Zamiera ruch na transferowych giełdach świata. Unikanie ryzyka staje się głównym celem właścicieli klubów.

Kiedy będzie lepiej? Już było! Ten oklepany slogan idealnie pasuje do obecnej sytuacji na transferowym rynku. Najlepszy polski agent na rynku, Jarosław Kołakowski, tłumaczy to w sposób aż dosadnie oczywisty: - Właścicielami zachodnich klubów są ludzie, którzy potężnie spekulowali na giełdach, głównie walutowych. Myśleli na przykład, że mają po 700 mln euro, a kluby były dla nich idealną formą autopromocji. Bo kto znałby takiego Romana Abramowicza z Czukotki, gdyby nie Chelsea? W chwili kryzysu okazuje się jednak, że niejeden gość nie ma już 700 mln, tylko 300, do tego do utrzymania zespół za jakieś 30 mln rocznie... A jeszcze żona, jacht, przyjaciółki, dzieci, rozwód, no i rodzi się nawet u najbogatszych pytanie: na cholerę mi ten klub? Zatem zakręca kurek z szampanem.

Krach na Zachodzie to mniejsze pieniądze wszędzie, także w Polsce. O hitowych transferach ani widu, ani słychu. Paradoksalnie liderem jest bowiem pierwszoligowy Widzew, murowany kandydat do ekstraklasy. Wczoraj oficjalnie zaprezentował nowego szkoleniowca Pawła Janasa (przyszedł za darmo) oraz Radosława Matusiaka. Były snajper reprezentacji po skreśleniu z kadry na Euro 2008 nie wrócił już do holenderskiego Heerenveen. Opowiadał, że ma dosyć futbolu. Jedyny klub, w którym go ostatnio widywano, to... klub nocny w centrum Warszawy, zresztą własność zawodnika. Na szczęście skuteczny niegdyś zawodnik ma teraz szansę odżyć.

Wspomniany już transfer Janasa to sygnał, że kluby intensywniej rozglądały się za trenerami. Doszło bowiem do jeszcze jednej interesującej zmiany: Rafał Ulatowski pracę w Bełchatowie łączyć zamierza z asystowaniem Beenkakkerowi. Fakt, że pozostał w PGE Łukasz Garguła, jest już jego sukcesem. Przekonał mianowicie pomocnika, że przy "swoim" trenerze wywojuje on w kadrze abonament.
O Gargułę starała się Wisła. Oferowała jednak (przy malejącej koniunkturze na kable i światłowody, Bogusław Cupiał też musi zaciskać pasa) ledwie pół miliona złotych plus dowolnego gracza z licznej grupy emerytów, gdy PGE chciał aż 700 tys. euro! Chyba nikt tam nie czyta gazet, a także wła-snych kontraktów, bowiem latem Garguła będzie mógł odejść za darmo!
- Na takich właśnie zawodników polują wszystkie bez wyjątku kluby. A zamiast transferów definitywnych stosowane będą głównie wypożyczenia - uważa wspomniany już Kołakowski.
Tak do Cracovii trafił Maciej Murawski, a pod Wawel (lub do Polonii Warszawa) wybiera się inny eks-reprezentant, Bartosz Ślusarski, który rozwiązał kontrakt w Anglii.

Moda na powroty gwałtownie się rozszerza. Maciej Żuraw-ski chce do Wisły, byle zachować mu kontrakt z Larisy (200 tys. euro rocznie), Grecy chcą oddać Polaka za darmo, lecz Cupiał płacić nie chce. Nie ma zbyt wielu chętnych na Damiana Gorawskiego, a Tomasz Frankowski to absolutna zagadka. Podobnie Łukasz Surma. Według znawców tacy piłkarze i w tym wieku podpisywać będą najwyżej umowy na sezon, i to poniżej 100 tys. euro!

Paradoksalnie: kryzys na Zachodzie może być dla Polaków szansą. Są tańsi, ambitni, niczym hydraulicy - to atut. Żeby jednak rynek się odbudował, to kluby muszą zrozumieć, że nie da się niczego zrobić za darmo. Pieniądze muszą krążyć.

W Polsce mamy jednak w planie kilka transferów, które każdy rozsądny analityk oceniłby jako transfery "dużego ryzyka". Kamil Grosicki do Jagiellonii ("Będę go krótko trzymał!" - zapowiedział trener Michał Probierz). Zaś weterani kadry Jerzego Engela: Tomasz Hajto oraz Piotr Świerczewski chcą na rundę trafić do ŁKS i ratować go przed spadkiem
Kibice płaczą jednak po wyrzuconym kapitanie łodzian Zdzisławie Leszczyńskim. To ponoć kara właściciela klubu za przywództwo "Dzidka" w stycz-niowym strajku. O wypłatę za listopad! Pieniędzy brakuje. Odbiega od tej reguły Górnik Zabrze. Ostatnia ekipa w tabeli kupiła 27-letniego Roberta Szczota z Jagiellonii za 1,3 mln zł. Zdaniem jednych o milion za dużo. Inni twierdzą, że szybki pomocnik rozrusza zespół z Roosevelta. Na pewno będzie szybszy od poprzedników i na to liczy trener Henryk Kasperczak.

Niektórzy jednak nie wierzą w kryzys, mimo że padają właśnie kluby, które miały solidnych sponsorów. Choćby Stoke, finansowany przez rząd Islandii. Rząd, który właśnie zbankrutował!
Newsem jest informacja, że Abramowicz odda Chelsea za 1 euro - większość zapomina jednak dodać, że z setkami milionów zobowiązań!

Polski menedżer Mariusz Piekarski wciąż wierzy jednak w magię piłkarskiego biznesu i wynajmuje piętro w Marriotcie. Jednak najpierw wypadałoby chyba zrobić licencję, a najlepiej także maturę. Na szczęście już za rok matma dla wszystkich będzie obowiązkowa.
Paweł Zarzeczny

Do góry
#2830350 - 14/01/2009 02:33 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Kto dziś kocha Ronaldo jutro go znienawidzi?



Fantastyczna jest nowa reklama Nike LoveHate poświecona Cristiano Ronaldo, laureata wszystkich już tytułów dla najlepszego piłkarza roku w Anglii, Europie, na świecie. Prosty pomysł, a jak kapitalnie wyszedł. Poprzednia reklamówka, w której zresztą też wziął udział, nakręcona przez Guy'a Ritchie Guy Ritchie Nike Football Next Level była o niebo bardziej wyrafinowana, pomysłowa i fajna do oglądania, ale ta nowa jest za to bardziej prawdziwa. Ciężko bowiem znaleźć dziś kogoś obojętnego wobec CR7. Skrajne postawy uwielbienia albo totalnej odmowy mu posiadania choćby krzty talentu, nazywana płaczkiem, nurkiem i maminsynkiem mogłem obserwować choćby tu na blogu. Kochacie czy nienawidzicie, ważne, że mało kto jest obojętny.

&#8222;Your love makes me strong. Your hate makes unstoppable&#8221; - odpowiada na to Portugalczyk. Dla mnie mimo kiepskiego Euro 2008 to zaprawdę był najlepszy piłkarz ubiegłego roku. Być może ten będzie należał do Leo Messiego albo Arjena Robbena, jeśli utrzyma formę z ostatnich tygodni. Albo Zlatana Ibrahimovića, stymulowanego przez Jose Mourinho. Ten należał do Ronaldo, bez którego - przyznajmy szczerze - Manchester United nie obroniłby tytułu mistrza Anglii i nie wygrał Ligi Mistrzów.


Ciekawe czy przypadkiem za rok rzesze kochających Portugalczyka nie zamienią się na pozycje z nienawidzącymi go. Przynajmniej tych wśród kibiców MU i Realu Madryt. Angielskie media donoszą (w tym tak poważne jak Sky Sports), że Portugalczyk zawarł tajny układ z mistrzami Hiszpanii i odejdzie tam w czerwcu. MU zgodzi się na to, bo władze Realu podwyższyły cenę do 105 mln funtów (poprzednia oferta wynosiła 77 mln)! Będzie zarabiał 11 mln funtow rocznie (czyli 210 tys. tygodniowo przy 120 tys. jakie zarabia obecnie). media podają nawet prowizję jego agenta, Jorge Mendesa, który za doprowadzenie do transferu skasuje 7.25 mln.

Przejdzie, nie przejdzie, rzesze miłośników (wśrod niech jest m.in. Leo Beenhakker, który w niedawnym wywiadzie przekonywał mnie, że nie ma zawodnika, który miałby większy wpływ na grę drużyny niż Portugalczyk) i rzesze nienawistników (w tym obrażonych upokażającymi dryblingami rywali) na pewno wzrosną.



michalpol

Do góry
#2832157 - 14/01/2009 14:47 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Cytat:
Baqu Kto dziś kocha Ronaldo jutro go znienawidzi?

.
. MU zgodzi się na to, bo władze Realu podwyższyły cenę do 105 mln funtów (poprzednia oferta wynosiła 77 mln)! Będzie zarabiał 11 mln funtow rocznie (czyli 210 tys. tygodniowo przy 120 tys. jakie zarabia obecnie). media podają nawet prowizję jego agenta, Jorge Mendesa, który za doprowadzenie do transferu skasuje 7.25 mln.
.

Nie ma to jak byc -agentem, oni zawsze kasują tongue

Do góry
#2832608 - 14/01/2009 20:17 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Koniec z hazardem, idę do liceum

O hazardzie myślę czasem. O tym, ile straciłem przez ten nałóg. Z Kamilem Grosickim, piłkarzem Jagiellonii Białystok, rozmawia Paweł Drażba.
Myśli Pan jeszcze czasem o ruletce, hazardzie?
Czasami tak. Rozmyślam, ile przez ten nałóg straciłem, jaką szkodę sobie wyrządziłem. Z hazardem już jednak koniec. Ruletka mnie przestała kręcić. Pierwszego stycznia odkreśliłem przeszłość grubą kreską i już o niej nie myślę, ani nie będę rozmawiał. Jestem jeszcze młody. Mam dopiero 21 lat. Całe życie przede mną.

A ma Pan jeszcze jakieś długi hazardowe?
Ja panu do kieszeni nie zaglądam. Jeśli mam jakieś długi, to moja sprawa. Naprawdę nie będę rozmawiał o hazardzie. Ten temat już dla mnie nie istnieje.

Mimo że Jagiellonia rozpoczęła treningi w poniedziałek, Pan ćwiczy indywidualnie od tygodnia, aby nadrobić półroczne zaległości.
Idzie mi coraz lepiej, ale jeszcze dużo mi brakuje do optymalnej dyspozycji. Muszę nabrać sił, poprawić wydolność. Cieszę się, że mogę już trenować z drużyną, bo wiadomo, że inaczej ćwiczy się pod okiem trenera. I motywacja jest większa. Czeka nas wielka harówka na dwóch zgrupowaniach, ale cieszę się na myśl o nich. Mam nadzieję, że w końcu zagram w jakimś meczu, wreszcie od siedmiu miesięcy!

Będzie Pan na obozach ćwiczył z drużyną czy indywidualnie?
Z zespołem. Ale jeśli trener Michał Probierz będzie mi kazał dodatkowo pobiegać, to na pewno to zrobię.

Przez ostatnie pół roku rzeczywiście Pan nic nie robił?
Cały czas siedziałem w domu w Szczecinie. Czasem zdarzało mi się wyjść z kolegami na jakąś małą gierkę na sztucznej trawie. Poza tym nic. Byłem podłamany, nie miałem motywacji. Od września nie dostawałem wypłat w Sionie. Chciałem się od tego wszystkiego odciąć, wszystko poukładać w głowie.

Nie myślał Pan w ogóle o piłce? Nie było w Panu motywacji, aby pobiegać dla zdrowia?
Myślałem. Żeby pan wiedział, jak bardzo bolało mnie, gdy oglądałem jakiś mecz w telewizji. Koledzy mogą grać, a ja siedzę na dupie. Ale byłem tak załamany, że nie miałem siły.

Jak to naprawdę było z tym Sionem? Początek w Szwajcarii miał Pan dobry. Grał Pan, strzelał gole, a potem wszystko zawaliło się jak domek z kart.
Po przyjściu trenera Ulego Stielike wszystko się popsuło. Nie widział mnie w składzie, odsunął od zespołu. Najgorsze, że nie wiedziałem dlaczego.

I dostał Pan do podpisu dokument, w którym zrzeka się wynagrodzenia.

Nikt nigdy w życiu nie zrobił mi takiego świństwa! Mam wielki żal do Szwajcarów o to, co zrobili. Że tak mnie oszukali.

Jak to dokładnie było z tym dokumentem do podpisu?
Już latem ubiegłego roku miałem trafić do Jagiellonii. Byłem w Polsce, ale zadzwonił do mnie mój menedżer Mariusz Piekarski i powiedział, że Szwajcarzy chcą, abym wracał, podpiszę nowy kontrakt i będę grał. Pojechałem więc. Po czterech dniach podsunięto mi dokument do podpisu, niby kontrakt... Potem dowiedziałem się, że w Sionie nie jestem już potrzebny. Zszokowany wróciłem do Szczecina.

Ponoć dostał Pan mocno po uszach od Piekarskiego za to, że bez jego zgody podpisał ten dokument.
Tak, Mariusz mnie mocno opierdzielił. Nie wiedziałem, co podpisuję, głupio zrobiłem. Nie zmienia to jednak faktu, że zostałem oszukany.

Ma Pan nadal żal do działaczy Legii, że nie podali wtedy Panu ręki?
To jest nieprawda. Moją wypowiedź przekręcił jeden z dziennikarzy. Powiedziałem, że smutno mi było, że nie zadzwonił do mnie trener Jan Urban ani dyrektor Mirosław Trzeciak i nie zainteresowali się moim losem. Przecież ciągle jestem piłkarzem tego klubu. Ale trochę to rozumiem. Wiem, że zasłużyłem na takie traktowanie, bo nie zawsze byłem fair, choć Legia mi pomagała. Pretensje mogę więc mieć tylko do siebie.

Wydaje się, że Legia wiąże jeszcze z Panem plany, bo nie sprzedała Pana do Jagiellonii, tylko wypożyczyła?

Wydaje mi się, że to bardziej działacze z Białegostoku nalegali na wypożyczenie, bo obawiali się, że będę im robił jakieś numery. Wzięli mnie na okres próbny, ale jeśli się spiszę, to podpiszę trzyletni kontrakt. Zrobię wszystko, aby tak się stało. Nie przyszedłem do Jagiellonii robić problemy, a grać w piłkę. Jestem białostockim działaczom bardzo wdzięczny, że podali mi rękę, kiedy znalazłem się na kolejnym życiowym zakręcie.

Trener Probierz mówi, że gra w Jagiellonii to dla Pana ostatnia szansa na powrót do piłki.
Ciągle słyszę o tych ostatnich szansach. Ja do tego tak nie podchodzę, choć wiem, że jeśli teraz zawalę, to o kolejną szansę będzie już ciężko. Zaczął się nowy rok, więc myślę optymistycznie.

Cezary Kulesza, szef pionu sportowego Jagiellonii, zapowiedział, że jeśli nie będzie Pan dobrze grał, to dostanie Pan po schabach i odeśle Pana do Warszawy.
Tak sobie żartowaliśmy. Muszę jednak ostro zasuwać, by "groźba" nie została spełniona.

Z twardej ręki słynie także trener Probierz.

Ja naprawdę nie potrzebuję opiekuna. W Białymstoku wiedzą zresztą, że jeżeli będę chciał zrobić coś złego, to i tak zrobię. Ale głupoty już mi nie w głowie. Wydoroślałem. Chcę znów cieszyć się grą w piłkę, strzelić kilka goli.

Ponoć wraca Pan też do szkoły?
Tak, będę chodził do szkoły razem z młodymi zawodnikami Jagiellonii.

Do której klasy Pan idzie?
Do pierwszej liceum. Orłem w nauce nigdy nie byłem, ale postaram się nie dać plamy.

Zamieszka Pan w Białymstoku na stancji czy w mieszkaniu?
W mieszkaniu. Jeszcze oglądam, ale niedługo wybiorę apartament. Razem ze mną będzie w Białymstoku moja dziewczyna Magda. Mam nadzieję, że między nami też się w końcu ułoży, bo - mówiąc krótko - bywało różnie. Ale teraz musi mi się już udać wszystko poukładać. Wierzę w to!
&#171;

Do góry
#2832721 - 14/01/2009 21:46 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama

Do góry
#2834666 - 15/01/2009 16:28 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Policja przegrała walkę z kibicami Legii Warszawa



Miało być profesjonalnie i perfekcyjnie, a wyszło jak zwykle... Zatrzymanie 2 września w Warszawie 752 kibiców Legii przed meczem z Polonią, które szef MSWiA okrzyknął wielkim sukcesem, może okazać się spektakularną klęską. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uchylił decyzję prokuratury o zastosowaniu dozoru policyjnego i wydaniu zakazu stadionowego łącznie 179 fanom Legii

Żadne ze 182 zażaleń, które jesienią złożyli kibice, nie zostało rozpatrzone negatywnie. - 3 pozostawiono na razie bez rozstrzygnięcia - wyjaśnia Katarzyna Żuchowicz z referatu prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędziowie uznali, że śledczy nie przedstawili wystarczających dowodów na popełnienie przez kibiców przestępstwa. Po wrześniowym zatrzymaniu zakazem wstępu na mecze zostało objętych 454 kibiców, a 372 musiało się zgłaszać do komisariatu.

Decyzje sądu rejonowego przeszły oczekiwania zarządu Stowarzyszenia Kibiców Legii, które organizowało pomoc prawną dla zatrzymanych. - Te orzeczenia świadczą, że akcja policji była przeprowadzona nieprofesjonalnie - podkreśla Edyta Wiśniewska ze stowarzyszenia.

Potwierdzają się także zarzuty kibiców o brutalność sił porządkowych, o czym w połowie września pisała "Polska". Zeznania zebrane przez prokuraturę w Płocku, która bada sprawę przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy, mówią, że przynajmniej w dwóch komisariatach, w Pruszkowie i na stołecznym Bemowie, dochodziło do aktów przemocy wobec zatrzymanych.

A gen. Andrzej Matejuk, komendant główny policji, w odpowiedzi na interwencję Rzecznika Praw Obywatelskich przyznaje, że doniesienia o kopaniu zatrzymanych po stopach, zmuszaniu do rozbierania się do naga, wykonywania serii męczących przysiadów i siadania na pałce zostały podtrzymane. Osoba znająca kulisy sprawy informuje nas, że śledczy dysponują obdukcjami, które wskazują, iż kibice byli bici pałkami.

Oficjalnie, policja broni się przed oskarżeniami. - W sprawie brutalności postępowanie prowadzi Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji. Na razie nic nie wskazuje na nieprawidłowości - przekonuje podinsp. Mariusz Sokołowski, rzecznik policji.

Z 752 zatrzymanych kibiców tylko 8 osobom postawiono poważniejsze zarzuty. Np. młody mężczyzna jest podejrzany o zniszczenie mienia - uciekając przed szturmującymi policjantami, przebiegł po samochodzie - oraz znieważanie policjantów i opór przy zatrzymaniu. Resztę oskarżono o udział w nielegalnym zgromadzeniu na podstawie paragrafu, który jest reliktem z czasów komuny.

Policjanci tłumaczą, że ciężko udowodnić winę konkretnym osobom, bo funkcjonariusze podczas akcji posługiwali się kiepskim sprzętem.
- Potrzebujemy lepszych kamer, aparatów fotograficznych. Na nagraniach widać na przykład, że ktoś rzucił kamień, ale nie można zidentyfikować tej osoby - opowiada Sokołowski.

Prosiliśmy szefa MSWiA Grzegorza Schetynę o ponowną ocenę akcji policyjnej z września. - Zarówno w stosunku do kibiców, jak i policjantów podmiotami do obiektywnej oceny są w tym przypadku prokuratura oraz niezawisły sąd - odpowiada Wioletta Paprocka, rzeczniczka resortu spraw wewnętrznych i administracji.

Lekcję z nieudanej akcji wyciągnął już komendant główny. Gen. Matejuk zdecydował, że policjanci dostaną lepszy sprzęt. Ponadto w każdej komendzie stworzone zostały zespoły mające za zadanie monitorowanie środowiska kibiców.
Polska Łukasz Krajewski

Do góry
Strona 1 z 23 1 2 3 ... 22 23 >




Kto jest online
1 zarejestrowanych użytkowników (alfa), 3379 gości oraz 9 wyszukiwarek jest obecnie online.
Key: Admin, Global Mod, Mod
Statystyki forum
24772 Użytkowników
97 For i subfor
45045 Tematów
5581883 Postów

Najwięcej online: 4023 @ 16/03/2024 13:49