Zakładam taki temat z nadzieją, że za 3 lata będzie miał on obok swojego tytułu dwucyfrowy numer i się pięknie rozwinie
Piszmy tu i rozmawiajmy o wszystkim co związane z lotnictwem. Może ktoś z Was ma licencje na szybowce lub samoloty?
Wszystkim interesującym się tematem polecam tę stronkę: http://www.airliners.net/ wrzucają sporo fajnych foto.
Ciekawy news z dziś: "Airbus A320 linii OLT Express awaryjnie lądował na lotnisku w bułgarskiej Sofii. Samolot leciał z Warszawy do Hurghady. Na pokładzie znajdowało się około 140 pasażerów. Jak relacjonują turyści w samolocie wybuchł pożar. "Coś się zapaliło, załoga biegała po pokładzie z gaśnicami" - relacjonował w rozmowie z redakcją Kontaktu 24 jeden z pasażerów. Nikomu nic się nie stało."
Nic nie poradzisz na Amerykanów i ich opóźnienia... na szczęście kontrakty dają nam odszkodowanie i cena, za którą kupiliśmy te 787 była też wtedy bardzo dla nas atrakcyjna.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Tam jest taki gosc co latał niedawno przez 2 miesiace, pol swiata zwiedzil i co ciekawe prowadził relację na żywo, codzienie nowe wpisy. Ajj Świetnie się to czyta, polecam.
Mi się bardzo podoba relacja napisana przez gościa, który obalił podczas 32-godzinnej podróży LAX-NRT-SIN-BKK aż 8 butelek szampana wartego ponad $1.000.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Zaraz poczytam, tymczasem:
Nie trzy, a tylko jeden Dreamliner trafi do końca tego roku do PLL LOT - tak poinformował prezes linii, Marcin Piróg. Pod koniec stycznia informowaliśmy, że w tym roku do LOT-u trafić mogą trzy z ośmiu zamówionych Boeingów 787, choć niektóre media podawały nawet większe liczby.
- W listopadzie przylatuje do nas pierwszy samolot Boeing 787 Dreamliner. Chcemy, żeby pierwszy lot rejsowy Dreamlinera odbył się w styczniu 2013 r., do Chicago - powiedział na antenie TVN24 Marcin Piróg, który uczestniczył w konferencji Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) w Warszawie. Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, wcześniej załogi Dreamlinerów będą szkolić się latając w Rzeszowie oraz pomiędzy Rzeszowem a Szczecinem. Samolot ma także w celach treningowych i promocyjnych obsłużyć niektóre trasy europejskie.
- Dwie kolejne maszyny mają być dostarczone w styczniu 2013 r., a do końca marca mają przylecieć następne dwie. Kolejne samoloty mają być dostarczane po jednym co roku. W sumie ma być dostarczonych osiem maszyn Boeing 787 Dreamliner, które zastąpią Boeingi 767 - powiedział Leszek Chorzewski, rzecznik PLL LOT.
PLL LOT będzie pierwszą linią lotniczą w Europie, a ósmą na świecie, która otrzyma ten model samolotu. Z informacji otrzymanych od Boeinga wynika, że montaż końcowy pierwszego 787 zakończył się pod koniec kwietnia. "Nasz" Dreamliner wyposażony zostanie w silniki Rolls-Royce Trent 1000 z pakietem B i będzie musiał jeszcze przejść przez etap poprawek technicznych.
Zwłoka w dostawie Dreamlinera dla LOT-u przekroczy w tym roku cztery lata. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to niemal pewne jest, że do końca 2012 roku Dreamliner przyleci do Polski z żurawiem na ogonie
Samolot nigeryjskiego towarzystwa Dana Air ze 147 osobami na pokładzie rozbił się w nigeryjskim mieście Lagos. Maszyna uderzyła w dwukondygnacyjny budynek w pobliżu portu lotniczego.
Na razie brak doniesień o liczbie ofiar. Szef Nigeryjskiego Zarządu Lotnictwa Cywilnego Harold Demuren wyraził przypuszczenie, że z katastrofy nikt nie ocalał.
Bardzo ciekawe zestawienie informacji na temat tego jak latają głowy państw.
Jak zwykle największe marnotrawstwo kasy jest w krajach arabskich, natomiast najbardziej sensowne rozwiązania ekonomiczne w Skandynawii i krajach o wysokiej kulturze politycznej.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Chciałbym poruszyc jeden temat. Dosc goracy od dłuższego czasu, czyli OLT.
Jak wiadomo OLT należy do Amber, ktore z kolei znane jest z tego, ze oferuje dosc wysokie profity z zainwestowanych u nich kasy. Wlasciciel Ambera ma wyrok za walki przy platnosciach, okradl klientow na grube banki [ nie znalazlem jednak informacji, czy kase oddał ]
Wg tego modelu dzialnosc OLT jest finansowana z dzialalnosci Ambera. W sytuacji w ktorej klienci Ambera chca zrealizować zyski, a firma ich nie wypracowala dostaja oni kasę, ktorą wpłacili nowi klienci, czyli typowa piramidka finansowa.
Zastanawia mnie tylko, czy ludzie powierzyli az tyle kasy Amberowi, ze stać go na taki rozmach w przypadku OLT? Nie wierze, ze banki tak chetnie daly/dalyby Amberowi kredyty wiedzac jak ryzykowna branza jest lotnictwo i jakie problemy mial juz wlasciciel Amber. OLT notuje straty i bedzie je notować, co nie dziwi, pakuja mega kase na reklamę, a to niesamowity koszt. Mowi sie, ze lacznie juz wydali ok 200 mln. Czy az tyle ludzie powierzyli Amberowi?
chyba w dzisiejszym PB bylo to dobrze rozpisane, na reklame wydali juz ok 30-40 mln, w 2014 maja wyjsc na zero.
NAjwieksza wada tego planu jest to, ze do prelotow krajowych wykorzystuja ogromne samoloty, a wiec na takich malych trasach bedzie sie t slabo zwracalo. Malo tego np. lotnisko Szopena chce 60 zl za obsluge pasazera.
Dla mnie ten koles i to wszytsko jest mega dziwne, no ale jak on podobno w wieku 19 lat byl; juz w radzie nadzorczej jakiejs spolki...
dla ludzi to tylko lepiej bo beda tanie bilety + wieksza konkurencja.
mają spore obłożenie na lotach krajowych w porównaniu z innymi liniami,więc jeśli przekonają ludzi że w kraju lepiej i wcale nie drogo można podróżować samolotem to zarobią nie mało;)
Wygląda to trochę podejrzanie, działają z ogromnym rozmachem. Ale nawet jeśli padną to i tak zrobili świetną robotę w kwestii popularyzacji latania w Polsce. Niestety cały czas większość społeczeństwa uważa, że latanie jest drogie i jest to jakiś mega luksus.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Też to czytalem, chyba mamy oboje PB w subksrybcji na fb
Zastanawia mnie tylko kilka rzeczy,nie slychac aby OLT zalegalo poki co komukolwiek kase, wiec sa wyplacalni. Ale w momencie gdyby spoor klientow chcialo wyjsc z Ambera, a nei byloby nowych okaze sie , ze to kolos na glinianych nogach i pare dni i wszystko pada Chyba, ze maja finansowanie jeszcze skads skad my nie wiemy.
mam samolot wizzair za 6godzin, chcialbym kupić bilet , ale nie mam drukarki aby wydrukować i zrobic odprawe online. jakie będzie tańsze i lepsze rozwiązanie. kupic bilet przez infolinie czy kupić na lotnisku tuż przed odlotem??
Ja leciałem SCZ-KRK,z lądowaniem w POZ. Jedyny minus,że trzeba zabierać swoje bagaże i od jeszcze raz przeprawa lotniskowa w POZ( całość zajęła około 6 h,wraz z każdą przeprawą),ale to i tak lepiej niż pociągiem około 12h. Można trafić na loty bezpośrednie i wtedy trwa około 1,5h sam lot. Generalnie OLT zrobiło na mnie miłe wrażenie, cena atrakcyjna, obsługa miła, drobny poczęstunek dają i na fajne stewardessy można trafić
Uwaga na stronę OLT: jak zaznaczysz datę aby wyszukać loty to bardzo często na kolejnej stronie gdzie wybierasz godzinę, która Ci pasuje, pokazane są najpierw loty z dnia poprzedniego.
Mi wystarczy wrażeń i przebojów ledwo zdążyłem na mecz pajace tak mnie zestresowali że musiałem zostać 3 dni w Gdańsku i pić z kumplem że udało się wygrać z czasem
W powyższej sytuacji ludzi przewieziono do Krakowa, stamtąd polecieli do Gdańska, a po wylądowaniu w Gdańsku za sprawą przewoźnika i na jego koszt oczywiście zostali zgarnięci do busa ponoć jeszcze na płycie lotniska (za to że z płyty a nie po wyjściu z hali przylotów to nie dam sobie głowy uciąć) i przewiezieni na stadion, zdążyli.
Jasne ciekawe czym przewieźli my z kumplem wykupiliśmy dwa bilety z innej linii lotniczej bagatela 769 PLN i brat który zawoził nas na Pyrzowice zawiózł nas na Balice do Krakowa autem i udało się zdążyć oferowali nam alternatywne połączenie ale wtedy bylibyśmy w Gdańsku o 21 a mecz rozpoczął się o 20:45 więc podziękowaliśmy za takie coś... Wczoraj wysłałem do nich pismo o odszkodowanie 250 EUR na osobę bo takowe nam się należy ponieważ nie zostaliśmy poinformowaniu o odwołaniu lotu
Condrad pochwal sie lepiej jaką trasą i jakimi liniami leciałeś do PL. Możesz też opisac wrazenia z lotu, obsluge i wstaw forki krajobrazów
To może opiszę jak to u mnie wygląd bo akurat piwo przedmeczowe dobrze wchodzi i mam trochę czasu wolnego.
Najczęstsze moje loty jak wiadomo są na trasie Europa-Singapur, a na drugim miejscu Singapur-Sydney.
Gdy nie miałem jeszcze dzieci to nie przeszkadzało mi latanie z któregokolwiek lotniska w Europie (gdyż w chwili obecnej nie ma bezpośrednich połączeń SIN-WAW), a że lubię lotnisko Heathrow to najczęściej wybierałem właśnie nieco dłuższą podróż przez Londyn. Wraz z drugim dzieckiem to się definitywnie skończyło i teraz nie ma bata bym latał inaczej niż przez FRA/MUC (Niemcy) lub HEL (Helsinki).
Generalnie zawsze wybierałem na #1 miejscu linie Singapore Airlines ze względu na atmosferę na pokładzie, że mogłem już poczuć ten Singapur zanim jeszcze samolot oderwał koła od pasa startowego. Te stewardesy ciągle uśmiechnięte, uprzejme, sympatyczny design wnętrza samolotu, nowoczesny system z filmami i duży ekran przed sobą, bardzo dobry asortyment drinków, całkiem niezłe jedzenie jak na coś odgrzewanego i podawanego na tacy.
To był mój numer #1 wybór dopóki oczywiście nie pojawiły się dzieci, gdyż tutaj w grę wchodzą teraz bassinet'y (kojce) dla <2 latków, który najlepsze (największe, itd.) są akurat w Lufthansie. No i w ten sposób zrobiłem sobie lekki "downgrade" z SQ na LH i zacząłem z rodziną latać niemieckimi liniami. Ale ogólnie wrażenia też bardzo dobre, bez fajerwerków i nieco męczący design wnętrz, ale za to obsługa też bardzo dobra (choć bez tej azjatyckiej finezji). Dochodzi do tego także poczucie bezpieczeństwa bo mało krajów jest tak solidnych jak Niemcy no i są tu także względu polityczne - nikt nie ma powodu by "zaszkodzić" takiemu lotowi gdyż Niemcy nie angażują się w głupie wojenki po drugiej stronie świata.
To tyle jeśli chodzi o loty rodzinne.
Teraz jak latam sam to jest już zupełnie inna bajka. Tutaj generalnie wszystko wchodzi w grę i najczęściej "spalam" zgromadzone wcześniej mile, których mam mnóstwo bo za wszystko w Singapurze płacę kartą gdzie dostaje się bardzo dużo mil za każdego wydanego S$1. Nawet mieszkanie w ten sposób opłacam, tak więc naprawdę sporo tych mil gromadzę w przeciągu roku.
Każdy kto się zagłębił w tematyce zbierania i wydawania mil i robi to na większą skalę wie, że najlepiej je wykorzystać na bilety w klasie biznes. Płacić za biznes klasę się nie opłaca, ale jak się uzbiera wystarczająco mil to czemu nie? Jeśli się spojrzy na ilość mil potrzebnych na bilet w biznesie to wychodzi jakieś 50-80% więcej niż na taki sam lot w klasie ekonomicznej. Natomiast gdyby porównać prawdziwą cenę obu biletów to w biznesie wychodzi blisko 4x więcej. Stąd jak zbierać to wydawać tylko na biznes...
Przetestowałem w ostatnim czasie klasę biznes w trzech różnych liniach: Singapore Airlines, Lufthansa.
Singapore Airlines - coś pięknego, klasa biznes na A380 oraz 77W (777-300ER) to chyba najlepsza klasa biznes na świecie. Bardzo duże siedzenie i do tego mega-szerokie skoro nawet na pokładnie A380 jest ustawienie 1-2-1. Inne linie często upychają znacznie więcej miejsc w jednym rzędzie.
Aby przekonwertować siedzenie w łóżko należy wstać. Po rozłożeniu go ma się idealnie płaskie łóżko, sporo prywatności ze względu na design siedzeń. Stewardesa oczywiście ładnie rozłoży pościel i przyniesie lekką kołderkę. Telewizor bardzo duży, nie mierzyłem ale bardzo wygodnie się ogląda filmy na nim, oczywiście do wyboru jest ich pewnie 100+ i w każdej chwili można film zatrzymać, cofnąć, itd. Mi to osobiście daje możliwość zapoznania się z filmami azjatyckimi gdyż jest sporo pozycji z takich krajów jak Japonia, Chiny czy Korea.
Wybór drinków wyśmienity, choć trzeba pamiętać że w klasie ekonomicznej na Singapore Airlines też mają duży wybór napoi procentowych. Tutaj bardziej chodzi o lepsze wina oraz prawdziwego szampana z wyższej półki. Oczywiście nie stronimy od trunków tak więc wino się leje na okrągło. Jedzenie całkiem dobre, linie oferują program "book the cook" gdzie przed lotem można przez internet zamówić wybrane danie z menu i otrzymać je na pokładzie. Kto tego nie zrobił ma i tak do wyboru 3 dania z menu na pokładzie.
Generalnie podróż jest bajkowa.
Lufthansa - tutaj mam lekkie zastrzeżenia co do produktu "twardego" czyli głównie do siedzenia. Mówimy tu raczej o czymś co przypomina krzesło dentystyczne, nie trzeba wstawać tylko przyciskami regulujesz swoją pozycję elektronicznie i możesz się ustawić na leżąco... tak jak u dentysty. Natomiast nie nazwał bym to łóżkiem i nie oferuje ono takiej wygody jak klasa biznes na singapurskich liniach. Do tego design tych siedzeń i ilość upchanych miejsc w rzędzie (6 w układzie 2-2-2 na pokładzie 747) nie oferuje żadnego poczucia prywatności. Wielkość i pozycja ekranu fatalne tak więc nawet nie włączałem tylko zacząłem jakieś sudoku rozbrajać.
Jeśli chodzi o drinki to tutaj wybór jest też dobry i o wiele lepszy niż w ich klasie ekonomicznej. Natomiast odejmując wina i szampany to oferta w klasie biznes na LH jest porównywalna do tego co można dostać w klasie ekonomicznej na SQ. Coś mnie tknęło i zachciałem Baileys. Pani musiała iść przynieść i dopiero po dobrych 10 minutach dostałem... tyle na praktycznie jeden średni łyk. Drugi raz nie prosiłem o to samo tylko przerzuciłem się na wina. Jedzenie jest całkiem dobre i co ciekawe umiejętnie dobrane menu. Jeśli wylatujesz o północy to nie chcesz jeść coś ciężkiego tylko chciałbyś się degustować czymś lekkim przy winie. Ja trafiłem na tatara z tuńczyka, chyba w czymś zawiniętego, bardzo fajne danie. Obsługa średnia, zdecydowanie gorsza niż w klasie ekonomicznej gdzie naprawdę pracują wspaniali ludzie.
Lufthansa ponoć teraz wymienia swoje siedzenia w ramach upgrade'u i instaluje swój nowy "biznes class" w samolotach, być może jeszcze przydarzy się okazja by ponownie przetestować tę linię w biznesie.
Finnair - tutaj trafiłem przypadkiem gdyż mocno reklamowali nowe połączenie do Singapuru jako najszybsze z Europy, a że z Warszawy do Helsinek jest dosyć blisko to zdecydowałem się ich przetestować. Tutaj akurat nie leciałem za punkty tylko kupiłem bilety w biznesie gdyż mieli specjalną promocję gdzie dosłownie za ciut więcej niż w ekonomicznej oferowali miejsca na trasie WAW-HEL-SIN. Co ciekawe gdybym leciał tylko HEL-SIN to już ta promocja by nie obowiązywała - należało rozpocząć podróż z Warszawy aby trafić na tak dobrą cenę.
Pod względem siedzenia jest to bardziej podobny produkt do Lufthansy niż do Singapore Airlines, natomiast jest on nieco lepszy czyli oceniam ich gdzieś pomiędzy LH a SQ. Miejsce też się rozkłada elektronicznie niczym krzesło dentystyczne, ale jest nieco wygodniejsze i oferuje więcej prywatności gdyż jest wyższe. Kolejny plus to ekran w siedzeniu przed Tobą, czyli tak jak w SQ, aczkolwiek znacznie mniejszy.
Wybór trunków na locie dostateczny ale szampana należy się wystrzegać. Jedzenie zaś bardzo dobre i tak jak na liniach singapurskich można przez internet zamówić sobie wybrane danie z dosyć ciekawego menu. Obsługa sympatyczna, efektywna, ja generalnie bardzo lubię Finów tak więc przyjemna jest interakcja z nimi.
Postaram się jakieś fotki przygotować, jak nie z moich lotów to np. z netu wezmę zdjęcia z tych samych linii/samolotów.
Dochodzi do tego także poczucie bezpieczeństwa bo mało krajów jest tak solidnych jak Niemcy no i są tu także względu polityczne - nikt nie ma powodu by "zaszkodzić" takiemu lotowi gdyż Niemcy nie angażują się w głupie wojenki po drugiej stronie świata.
Przeciez Bundeswehra to najwiekszy kontyntgent w Afganistanie po USA i UK.
Jako ze duzo latasz,mogłbys jakos porównac nasz LOT do innych państwowych ? Oczywiscie mowa o dalekim zasiegu/transoceanicznym
Przeciez Bundeswehra to najwiekszy kontyntgent w Afganistanie po USA i UK.
Jako ze duzo latasz,mogłbys jakos porównac nasz LOT do innych państwowych ?
O Afganistan nikt nie ma zastrzeżeń, chodzi o Irak.
LOT jest generalnie bardzo dobrą linią tylko jest to mały przewoźnik na skali światowej, co akurat nie powinno dziwić bo w Europie jedynie British Airways i Lufthansa są gigantami tej branży. Reszta spełnia swoją naturalną, bardziej regionalną rolę i tyle.
Problem LOTu w obecnych czasach polega na opóźnieniach w dostawie Boeingów, co nie pozwala na rozwinięcie sieci połączeń i zastąpienie wysłużonych 767 nowszym produktem. A skoro LOT aż tak bardzo się związał z Boeingiem to nie ma innego wyjścia niż czekać...
Druga sprawa to skupienie się na obsłudze tras transatlantyckich. Kiedyś LOT latał nawet do Bangkoku czy Singapuru, ale później aby zakotwiczyć swoją pozycję na połączeniach do USA+Kanady to musiał przesunąć samoloty z kierunków azjatyckich w drugą stronę. A szkoda.
Czekamy więc na "Dreamlinery" (nazwa trochę przesadzona), tam widać że ładnie zaplanowali wnętrza a siedzenia w każdej klasie będą na poziomie światowym.
@Conrad - jakie obroty trzeba robić na takiej karcie, żeby "zarobić" na bilet na trasie Europa-Azja ?
Sporo trzeba tego nastukać, ale dochodzą też mile za odbyte loty (te opłacone). W Polsce dostajesz 1 milę za każde wydane 4-5zł, Citibank oferuje wraz z LOTem specjalne karty kredytowe do zbierania mil. W Singapurze dostaję 1 milę za każde ok. 2zł.
Originally Posted By: lupus
Conrad dzieki takiej trasie ma juz chyba status HON.
Heh, aż tyle nie latam. Trzeba pół życia spędzić w powietrzu aby załapać się na HON, aż szkoda tych ludzi. Najważniejsze zaś to mieć złotą kartę w którejkolwiek linii należącej do sojuszu Star Alliance (LOT, Lufthansa, Singapore Airlines, itd.). Wtedy niezależnie od wybranej klasy podróży ma się check-in tam gdzie biznes/pierwsza klasa, 20kg ekstra bagażu, dostęp do lounge'u gdzie można porządnie wypić za darmo przed lotem.
Wybór drinków wyśmienity, choć trzeba pamiętać że w klasie ekonomicznej na Singapore Airlines też mają duży wybór napoi procentowych. Tutaj bardziej chodzi o lepsze wina oraz prawdziwego szampana z wyższej półki. Oczywiście nie stronimy od trunków tak więc wino się leje na okrągło.
Air France i KLM to też "gigant" w Europie, zwłaszcza że te firmy działają razem.
Słyszałeś coś Conrad o tej nowej "tańszej" wersji Singapore Airlines? Wiem tyle że "spadły" im te najstarsze 777-200 do latania...
Air France też duży, ale ich sojusz jest słaby bo na świecie liczą się tylko Star Alliance oraz One World.
Singapore Airlines uruchomił tańszą linię Scoot, ale jeszcze nie miałem okazji ich przetestować.
Te 777-200 są do wymiany, generalnie w SQ liczą się tylko A380 ora 77W (777-300ER) oraz jakieś tam inne Airbusy gdzie np. cały samolot jest w biznesie. Wszystkie inne 777 to już stary produkt, z Europy praktycznie tylko z Amsterdamu będą latać (lub może także z Aten jeśli te połączenie przetrwa).
Ogólnie to najmniej mnie interesują linie z Bliskiego Wschodu bo lecąc do Singapuru wolę mieć jeden bardzo krótki lot a później jeden konkretny gdzie mogę wypić sporo wina, obejrzeć ze 2 filmy, przespać się, wstać, walnąć browara i obejrzeć jeszcze jeden film. Latając przez jakieś Emiraty czy Katar byłoby mordęgą bo praktycznie podzieliłoby trasę na niemal 2 równe połowy. Jedynie do Australii bym ich wziął pod uwagę, ale że zawsze wolałbym zrobić stop-over w Singapurze to też praktycznie odpada...
Conrad mozna gdzies zobaczyć historie Twoich lotów?
Nie korzystam z serwisów, gdzie wstukuje się swoje podróże, itd. Jedynie patrząc na datę przyznania (czy wykorzystania) mil widzę wszystkie swoje daty.
W Emirates w ekonomicznej jest rozkład 3-4-3 (10 siedzeń w rzędzie), w Singapore Airlines 3-3-3 (9 miejsc). W biznesie Emirates ma 2-3-2 (aż 7!), w singapurskich zaś 1-2-1 (tylko 4, każdy ma dostęp do przejścia).
Niestety tak, to jeden z niechlubnych wyjątków. W większości krajów, gdzie Polak potrzebuje wizę, jeżeli tylko się przesiadasz bez opuszczania strefy tranzytowej to wizy mieć nie musisz (np Rosja), niestety w USA zawsze i wszystko musi być "lepiej" niż w pozostałej części świata.
Juliane Koepcke, urodzona w 1954 roku w Limie, Peru, jako obywatelka Niemiec i córka słynnego zoologa (Hansa-Wilhelma) i nie mniej wielbionej specjalistki z zakresu ornitologii (Marii). Jako nastolatka uczęszczała do peruwiańskiego liceum, podczas gdy jej rodzice stacjonowali setki mil dalej, prowadząc badania w sercu puszczy Amazonii. Nieprzystępne środowisko amazońskie było doskonale znane Juliane, sama biegła w procesach tamtejszego zmiennego i dynamicznego ekosystemu. Niebawem ta wiedza, miała okazać się dla niej zbawienną.
W Wigilię 1971 roku, dosłownie kilka godzin po oficjalnej gali z okazji ukończenia liceum, Juliane z matką wsiadły na pokład samolotu, który miał przetransportować je ponad lasami deszczowymi. Leciały do domu, by tam, wspólnie z ojcem, spędzić święta Bożego Narodzenia. Samolot znalazł się jednak w centrum dzikiej burzy, która nie dała szansy na przeżycie nikomu (92 tragicznie zmarłych), z wyjątkiem Juliane. Po 11 dniach bycia oficjalnie martwą wyłoniła się z dżungli, by móc zobaczyć wreszcie swego ojca.
Szczegóły tej niesamowitej historii zostały przybliżone przez niemieckiego reżysera filmowego w dokumencie z 2000 roku, o nazwie Wings of Hope.
VICE: Opowiesz jaka atmosfera panowała na lotnisku tamtego dnia, jeszcze przed startem? Wyczuwałaś coś podejrzanego? Juliane Koepcke: To był zupełnie zwyczajny, niczym nie wyróżniający się dzień na lotnisku. Samolot był lekko opóźniony, ale to normalna sytuacja w Peru. Nikt nie miał więc żadnych złych przeczuć, wiążących się z tym. Było jedynie tłoczniej niż zazwyczaj, ale to z powodu Bożego Narodzenia. Każdy chciał lecieć do domu, by spędzić ten czas w gronie najbliższych. Zza okna widać było nasz samolot – turbośmigłową Electrę. Dla mnie maszyna wyglądała doskonale, ale trudno takie rzeczy oceniać gdy nie jest się specjalistą. Potem weszliśmy na pokład i wszystko było w jak najlepszym porządku – przez pierwsze 30 minut lotu.
Sama wybrałaś miejsce przy oknie? Tak, zawsze uwielbiałam zajmować to miejsce, gdyż mogłam podziwiać widoki. Mojej mamie było to raczej obojętne. Usiadłyśmy z tyłu, to oczywiście nie było naszym wyborem. Przedostatni rząd.
Kiedy zorientowałaś się, że nie wszystko idzie zgodnie z planem? Od razu kiedy wlecieliśmy prosto w burzową chmurę. Pamiętam, że serwowali kanapki jako przekąski po 30 minutach od momentu startu, jakieś 20 minut później powinniśmy byli dotrzeć na miejsce. Lot do Pucallpy miał trwać jakieś 50-60min.
Jaki był więc początek najgorszego? Chmury stały się nagle znacznie gęstsze, mniej przejrzyste. Jednak nie zwracałam nigdy na pogodę większej uwagi, bo po prostu uwielbiałam samo uczucie jakie daje latanie. Wtedy moja matka powiedziała, że jej się to nie podoba i widziałam u niej dość duże zdenerwowanie. Chmury stawały się coraz ciemniejsze, a do tego zaczęły się turbulencje. Chwilę później samolot znalazł się w centrum burzy, otoczony najciemniejszymi z chmur rozsyłającymi gromy.
Czy wśród reszty pasażerów panowało takie samo zdenerwowanie jak u Twojej matki? U mojej matki też ciężko było to wyczuć z perspektywy obcej osoby. Ona też rzuciła jedynie komentarz, nie była aż tak przejęta. Reszta pasażerów wydawała się kompletnie spokojna. Na pewno nie byli zachwyceni z powodu występujących komplikacji, ale nie dawali tego po sobie poznać. Dookoła było czarno, co pewien czas wszystko rozświetlał błysk jakiejś z błyskawic. Wtedy zobaczyłam, że okolica prawego skrzydła wydaję się lśnić. Moja matka powiedziała tylko „To już koniec”. Piorun trafił prosto w silnik. Samolot wyposażony był w turbiny ze śmigłami. Wszystko co wydarzyło się później trwało zbyt krótko by móc dokładnie i chronologicznie to opisać. Pozostają tylko urywki i zapiski w pamięci, z których można próbować zbudować jakąś rekonstrukcję we własnej głowie. Jak się potem okazało, ten model samolotu nie był przystosowany do turbulencji o takiej sile. Skrzydła są zbyt sztywne i twarde, brakuje im elastyczności. Prawdopodobnie uderzenie pioruna spowodowało awarię, bo później nie było już eksplozji.
Kiedy Twoja matka powiedziała, że „To już koniec” poczułaś coś? Te słowa miały dla Ciebie wtedy jakieś znaczenie? Nie, nie miałam nawet okazji się nad tym zastanowić. Zarejestrowałam jedynie, że takie słowa padły, a potem straciłam praktycznie od razu przytomność. Pamiętam jedynie niesamowicie głośny huk silnika i krzyki ludzi, a potem poczułam się wyjątkowo sennie. I nastał spokój. Kompletne przeciwieństwo hałasu, który miał miejsce chwilę wcześniej. Słyszałam jedynie wiatr tańczący w moich włosach gdy byłam przypięta do swojego siedzenia. Mojej matki nie było już obok. To samo stało się z facetem, który siedział nieopodal. Czułam, że lecę w dół. To było uczucie swobodnego spadania. Pode mną widziałam las, który z odległości przypominał mi zielonego kalafiora, coś rodzaju brokuły. Tymi słowami opisywałam to wszystko po zajściu. Następnie straciłam przytomność po to by obudzić się dnia następnego.
Jak czułaś się podczas tego wszystkiego? Byłaś przerażona czy po prostu w kompletnym szoku? Wiem, że nie byłam ani trochę przestraszona. Nie miałam nawet na to czasu. Nawet spadając w dół nie odczuwałam tak naprawdę strachu. Pamiętam tylko, że zorientowałam się, że pasy bezpieczeństwa uciskały mój brzuch, a sama byłam wywrócona głową do dołu. To wszystko działo się zbyt szybko, ułamki sekund. Dlatego nie było tam strachu, a może go po prostu wymazałam z pamięci. Ciężko powiedzieć. W każdym razie nie przypominam sobie, żeby był wtedy obecny.
Obudziłaś się następnego dnia, w środku dżungli? Dokładniej mówiąc następnego poranka. Katastrofa miała miejsce około godziny 13.00. Kiedy spojrzałam na zegarek była jakaś 9.00 rano. Zegarek był w nienaruszonym stanie, dopiero później przestał działać. Wtedy zorientowałam się też w jakiej znajduję się pozycji i wróciły do mnie wszystkie wydarzenia. Byłam po solidnym wstrząsie, nie potrafiłam nawet usiąść prosto. Jedno oko było dość solidnie opuchnięte, a ja nie mogłam znaleźć okularów (noszę je od 14 roku życia, jako krótkowidz). Leżałam nakryta swoim własnym siedzeniem, jednak pasy były już odpięte. Z tej pozycji miałam możliwość dostrzeżenia dżungli, ale kątem oka wciąż widziałam także niebo. Zdawałam sobie sprawę, że przeżyłam katastrofę lotniczą. Wstrząs pozwalał mi kojarzyć fakty jedynie wybiórczo. Nie zastanawiałam się nad swoim stanem, ale w mojej głowie kołatała myśl o mojej matce. O tym gdzie jest, co się z nią stało. Prawdopodobnie odzyskałam przytomność chwilę wcześniej, jedynie po to, by odpiąć pasy i stracić ją ponownie. Zdawałam sobie z tego sprawę, gdyż byłam święcie przekonana, iż spadając byłam przypięta do swojego siedzenia. W dokumencie Wernera Herzoga również zostało to pokazane. Prawdopodobnie przetrwałam tylko dzięki temu, że byłam zapięta w pasy i przygwożdżona do siedzenia. To wszystko zamortyzowało upadek. Inaczej byłabym martwa. Pamiętam też, że wczołgałam się pod siedzenie, by osłonić się przed ulewą. Śniłam, że jestem brudna i przemoczona i muszę tylko wstać, by móc wziąć prysznic. Zmusiłam się więc i wstałam.
Pamiętasz to uczucie, bycia pod wpływem tak gigantycznego wstrząsu? Ciężko powiedzieć. To było dziwne. Coś jak przebywanie w bańce, która nie dopuszczała żadnych bodźców z zewnątrz. Bycie owiniętym jakąś miękką substancją. Z największym wysiłkiem dałam radę kucnąć, ale to było na tyle. Znów straciłam przytomność. Kiepsko widziałam też na jedno oko, a jak się później okazało problemy ze wzrokiem spowodowane były zmianą ciśnienia. Musiałam wyglądać jak zombie, z tymi przekrwionymi białkami. Ale ja sama nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z tym związanego. Nie bolało mnie kompletnie nic, nawet głowa. Miałam jedynie zawroty, które co pewien czas się wzmagały, a wtedy ponownie traciłam przytomność. Minęło pewnie pół dnia, zanim udało mi się wstać i postawić kilka kroków.
Juliane Koepcke, 4 stycznia, 1972 roku, na pokładzie samolotu do Pucallpa, po tym jak odnaleziono ją w dżungli. Zdjęcie wykonał Harold Sells Jr. Udostępnione dzięki uprzejmości Juliane.
I naturalnie wtedy zaczęłaś od razu szukać swojej matki? Szukałam cały dzień, ale po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że nie ma tu nikogo poza mną. Nawoływałam, ale nigdy nikt mi nie odpowiedział. Potem trafiłam na małą studnie, a to przypomniało mi słowa ojca: „Jeśli kiedykolwiek zabłądzisz w dżungli i znajdziesz trop wody, podążaj za nim”.
Dlaczego? Podążając za kolejnymi źródłami wody w końcu trafisz na ludzi, na kogoś kto zaoferuje Ci pomoc. Gdy trafiłam na tę studnię wiedziałam już, że mam cel i musze zrobić wszystko by go osiągnąć. Na swoje szczęście nie znalazłam żadnych rannych. Wtedy zostałabym z nimi, a to oznaczałoby śmierć zarówno dla nich jak i dla mnie samej.
Trafiłaś na jakieś zwłoki? Tak, raz. To był czwarty dzień od katastrofy. Trafiłam na rząd siedzeń wbitych w ziemię na parę stóp. Trzy osoby były wciąż do nich przypięte. Jestem pewna, że nie przeżyły zderzenia i śmierć nastąpiła natychmiast, momentalnie, na miejscu. To był straszny widok. Wtedy po raz drugi w swoim życiu widziałam zwłoki. Wcześniej jako mała dziewczynka raz widziałam nieznanego mi martwego chłopca podczas jego pogrzebu.
Te martwe ciała innych pasażerów zrobiły na Tobie spore wrażenie? Przyznam, że od początku zakładałam, że mogę natknąć się na zwłoki. Szczególnie kiedy usłyszałam ten charakterystyczny hałas jaki potrafią robić jedynie gigantyczne sępy lub kondory zamieszkujące Amerykę Południową. Wiedziałam więc, że w pobliżu muszą być martwe ciała. Ludzkie, bądź zwierzęce. W ten sposób natknęłam się na ten rząd wbitych w ziemię krzeseł. Wystawały praktycznie tylko stopy. Dotknęłam ich kijem, by sprawdzić czy się poruszą. Nie potrafiłabym dotknąć ręką zwłok. Nie czułam też żadnego odoru jaki powinny wydzielać rozkładające się ciała. Wiedziałam za to, że była tam kobieta ( byłam w stanie rozpoznać po pomalowanych paznokciach) i dwóch mężczyzn (oceniając po spodenkach i butach). Po jakimś czasie ruszyłam dalej, choć na początku popadłam w stan przypominający paraliż.
Sparaliżował Cię strach? Nie umiem odpowiedzieć. Może strach, a może co innego, choćby szacunek dla nich jako zmarłych i chwila zadumy nad tym, że im się już nie uda stąd wydostać.
Niedługo potem zorientowałaś się, że w powietrzu znajduje się ekipa ratunkowa. Tak, ale nie potrafiłam w żaden sposób zwrócić na siebie uwagi. Po jakimś czasie odlecieli, w mojej głowie pojawiła się myśl, że teraz jestem już zdana wyłącznie na siebie.
Jak się z tym czułaś? Uczucie wszechogarniającej beznadziei i bezradności. Wiedziałam, że nikt mi już nie pomoże, że tylko od mojej siły i umiejętności zależy to, co stanie się teraz. Nie miałam jeszcze pojęcia, że droga od studni prowadzi do rzeki, która nie była bazą dla żadnej wioski. To było kompletnie bezludne miejsce. Zastanawiało mnie też czemu zwierzęta są tak przyjazne, jakby nigdy wcześniej nie spotkały się ludzką destrukcyjną cywilizacją. Rzeka wzdłuż której zmierzałam co jakiś czas przedzielona była konarami drzew, co również wskazywało na to, iż nikt nie używa jej koryta do transportu. Ale ja odsuwałam te myśli od siebie. Jak najdalej. Nie chciałam wyciągać logicznych w tej sytuacji wniosków.
Warto wspomnieć też, że również ucierpiałaś na zdrowiu podczas katastrofy. Miałam dość głęboką ranę ciętą na lewej łydce, nie krwawiła zbyt mocno. To ponoć typowe podczas szoku. Rany nie krwawią mocno mimo swojej głębokości. Została mi spora blizna, ma to pewnie jakiś związek z tym, że tak długi czas przebywałam w wodzie, bo w końcu zdecydowałam się płynąć z nurtem. Miałam też złamany prawy obojczyk i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, jednak nie było to złamanie otwarte, kość nie przebiła skóry.
Złamałaś tylko jedną kość spadając z nieba? O reszcie kontuzji dowiedziałam się dopiero gdy opatrywał mnie lekarz. Miałam mocno obite kręgi szyjne i miejscami popękaną kość podudzia. Jednak nie było to pełne złamanie, a jedynie pęknięcia, więc nie było aż tak źle. Najgorszym okazało się zerwane wiązadło krzyżowe w kolanie, ale nie zdawałam sobie z niego sprawy do momentu kiedy usłyszałam o nim od lekarza. Wtedy też dopadła mnie potworna gorączka i opuchlizna.
Więc wtedy w dżungli, potrafiłaś nie tylko odepchnąć od siebie psychiczne i wewnętrzne problemy, ale także te na zewnątrz, związane z bólem fizycznym? Jedyna rzecz, która mnie martwiła znajdowała się na ramieniu. Miałam tam lekką ranę, która przyciągnęła muchy. Złożyły one tam swoje jaja, z których wykłuły się larwy. Wyjadły one dziurę w moim ramieniu.
O mój Boże. Bałam się, że nie obejdzie się bez amputacji. Podobna sytuacja przytrafiła się naszemu psu i wtedy doszło do infekcji. Nie dawało mi to spokoju, wiedziałam, że muszę coś zrobić. Pozbyć się jakoś larw z rany. Wydłubać je. Próbowałam przy pomocy pierścionka (takiego otwartego z jednej strony, który się ściska, aby zamknąć), ale rana była już zbyt głęboka i nie mogłam dosięgnąć. Następnie użyłam znalezionego patyka, jednak wszystko na marne. Wciąż nie udawało się pozbyć larw. Dopiero po dziesięciu dniach, trafiłam na zacumowaną łódź silnikową z beczką oleju napędowego. Postanowiłam zrobić to samo co w przypadku zainfekowanego psa. Do rany wlałam ropę, która sprawiła, iż całe robactwo wylazło na zewnątrz, na powierzchnię. W ten sposób mogłam usunąć większość larw. Reszty pozbył się lekarz czyszcząc ranę ostatecznie.
Wróćmy na chwilę do łodzi. Znalazłaś ją po 10 dniach w dżungli? To było naprawdę dziwne, na początku nie mogłam uwierzyć. Byłam już wtedy bardzo słaba. To był wczesny ranek 10-tego dnia. Nie miałam siły na dalszą podróż, więc postanowiłam znaleźć przy brzegu jakieś dogodne miejsce do drzemki. Było to możliwe, gdyż słońce padało pod ostrym kątem i mogłam wreszcie odsapnąć. Od kiedy przestał działać mój zegarek bacznie je obserwowałam, mierząc w ten sposób czas. Zazwyczaj szukałam miejsca, które pozwalałoby mi oprzeć się o coś, tak by asekurować moje tyły i nie dać się zaskoczyć. Wtedy, gdy tak usiadłam, zobaczyłam tę łódź. Na początku nie uwierzyłam, myślałam, że to zwykle halucynacje. Zaczęłam jednak iść powolutku w jej stronę. Nie miałam już sił, by poruszać się prędzej. Dobrnęłam w końcu i dotknęłam jej, była prawdziwa, do tego z miejscem na silnik zewnętrzny. Nie jakaś stara, spróchniała, z wiosłami. Od łodzi w głąb lasu prowadziła drobna ścieżka. Pięła się do góry, więc w moim stanie nie było łatwo nią podążać. Pamiętam, że trwało to całą wieczność, zanim wdrapałam się na górę.
Znalazłaś tam coś? Drewnianą budę. Bez prawdziwych ścian, bardziej na kształt szałasu. To właśnie tam znajdował się silnik do łodzi i beczka, której użyłam by zająć się raną. Ból był nie do opisania, jednak nie miałam wyjścia. Tam też się zdrzemnęłam. Następny dzień również schroniłam się pod tym szałasem, by przeczekać nagłą ulewę. Pamiętam, że było tam wtedy pełno żab, a ja pomyślałam, że jeśli zaraz czegoś nie zjem, to umrę.
To brzmi jak zimna kalkulacja. Prawda jest taka, że zawsze myśląc o głodowaniu, boimy się bólu, który mu towarzyszy. Ja go nie pamiętam. Byłam pogrążona w apatii, czułam, że wszystko mi jedno. Mimo tego zmusiłam się i spróbowałam schwytać kilka żab.
Juliane Koepcke, Lima, 22 grudnia, 1972, chwilę przed balem z okazji ukończenia liceum (dzień przed katastrofą). Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Juliane.
Żeby je zjeść? Tak, ale to nie byłby dobry pomysł. Były trujące, wysoce toksyczne. Jednak byłam zbyt otępiała, a moje ruchy tak powolne, że schwytanie jakiekolwiek z nich było po prostu niemożliwe. Wtedy ustał deszcz, a ja wiedziałam, że powinnam ruszyć dalej. Jednak traciłam już wolę przetrwania. Pomyślałam, że może przeczekam tu jeszcze jeden dzień i ruszę dopiero następnego. Właśnie wtedy kiedy podjęłam decyzję o zostaniu jeden dzień dłużej, gdyż dalsza podróż nie miała większego sensu, usłyszałam głosy. Na początku nie wierzyłam. Tak jak ujął to później Herzog, były jak głosy aniołów. Trzy osoby wyszły z lasu, a po zobaczeniu mnie, na ich twarzach malowało się jedynie przerażenie. Moje białka wciąż były zapewne krwistoczerwone. Opowiedziałam im po hiszpańsku całą moją historię, jak się okazało słyszeli w radiu o katastrofie. Dali mi jeść i opatrzyli wstępnie moje rany. Przeczekaliśmy noc w szałasie.
Co Twoim zdaniem mogli sobie na początku pomyśleć? Tamtejsza ludność wierzy w duchy lasu, więc na początku uznali, że jestem Yemanjá – wodną zjawą. Przyznali mi się do tego. Następnego dnia zabrali mnie swoją łodzią w dół rzeki, a koło południa dotarliśmy do pierwszej małej wioski, gdzie zabrano mnie do lokalnego szpitala i zajęto się mną wstępnie. Była tam też pewne kobieta będąca pilotem. Zabrała mnie do miejscowości misjonarskiej obok Pucallpy, mimo, iż podróż trwała zaledwie 15 minut, nie była dla mnie łatwa. Tam opatrywano mnie i pozostawiono do czasu pełnego wyzdrowienia.
Jakie to było uczucie, zobaczyć znów ojca? Nie padło wiele słów, ale była ta świadomość, że znowu mamy siebie nawzajem. Choć oczywiście była też ta niewypowiedziana myśl dotycząca matki. Znaleźli wrak samolotu z moją pomocą, jednak zajęło kilka dni, zanim udało się zidentyfikować zwłoki. Kiedy tylko wśród ciał rozpoznano moją matkę, byliśmy… Wtedy wiedziałam, że to dzieje się naprawdę, że jestem jedyną osobą, która przetrwałą i że straciłam ją na zawsze. Prawdziwa żałoba i smutek zaczęły się jednak chwilę później, gdyż pierwsze dni po powrocie do ‘rzeczywistości’ upłynęły głownie pod hasłem ciągłych wywiadów i przesłuchań policji i innych służb. Mój ojciec szybko sprzedał prawa do historii niemieckiemu magazynowi Stern, a oni nie zwlekali ani chwili i od razu musiałam udzielić im wszystkich odpowiedzi. Czułam się przytłoczona, nie radziłam sobie z tą nagła ‘sławą’, która przyszła w przeciągu dosłownie jednego dnia. Na początku nie potrafiłam nawet zrozumieć, czemu ludzie są w ogóle zainteresowani moją osobą.
Jak się czułaś, wracając na miejsce katastrofy z Wernerem Herzogiem? To było naprawdę dziwne. Ekipa szukała wszystkich detali i szczegółów, a samo miejsce było już mocno zarośnięte gąszczem gęstych i grubych roślin. Wycięto specjalne ścieżki, prowadzące do poszczególnych części wraku, które leżały w dokładnie tych samych miejscach, gdy byłam tam za pierwszym razem. Przygotowano też specjalnie miejsce, umożliwiające lądowanie helikoptera, którym przybyliśmy. Czułam się odrealniona, ale nie smutna.
Myślisz, że to doświadczenie dało Ci coś cennego? Nauczyłam się wielu nowych rzeczy, które były jak brakujące elementy układanki stanowiącej moje wspomnienia i doświadczenia. Miało to wymiar niemal terapeutyczny. Podbudowało mnie to i umocniło psychicznie. Na miejscu katastrofy opowiedziałam Herzogowi cała historię skupiając się na faktach i tym by się ich trzymać, nie mając czasu na większe żale. Pamiętam za to, że zrobiło na mnie wielkie wrażenie gdy trafiliśmy tam na koła z podwozia samolotu, skierowane do góry, leżące kompletnie odwrotnie niż powinny podczas udanego lądowania. Widok ten przypominał martwe zwierzę leżące do góry nogami. Symbol nieubłagalnego zakończenia.
W dokumencie mówisz bezpośrednio do kamery. To naprawdę robi wrażenie i świadczy o Twojej odwadze. To był pomysł reżysera, jednak on dawał mi tylko rady i prowadził, do niczego nie zmuszał. Chciał po prostu bym przedstawiła tę historię widzom w taki sposób w jaki on usłyszał ją sam ode mnie. Bez załamań nerwowych i natłoku emocji, bardziej jako retrospekcję zdarzeń.
Poradziłaś sobie z tą cała traumą w niewiarygodny wręcz sposób. Przecież spotkało Cię coś prawdziwie potwornego. Tak, i to bez pomocy sztabu psychologów. Dziś, osoba w podobnym położeniu, co moje wtedy otrzymałaby ich nadzór niemal natychmiast. Jednak w latach 70' sprawy miały się zupełnie inaczej i nikomu nie przeszło to nawet przez myśl. Gdybym nie dała sobie z tym wszystkim rady byłby to jedynie mój problem. Nie znaczy to, że przez całe lata nie miałam koszmarów, ani też, że nie rozpaczałam z powodu utraty mej matki. No i pozostaje też to najważniejsze pytanie, czemu to właśnie ja, jako jedyna, ocalałam? Będzie mnie ono nękać już do samego końca.
@Conrad Szajs nie szajs. Ale pod wzlęgem przychodow to jednak nadal ścisła światowa czołówka.
Grupa Lufthansa bije wszystkich na łeb, ale mimo wszystko co to nas obchodzi jako pasażera? Chcemy najlepszy produkt a nie taki najbardziej dochodowy dla linii. Jak mi ktoś sprzeda wodę mineralną w cenie drogiego szampana to zapewne będzie miał super profity, ale ja jako klient kiepsko na tym wyjdę.
Amerykańskie linii są generalnie strasznym szajsem, kto nimi leciał to robi wszystko aby ich unikać. Marny produkt jeśli chodzi o siedzenie, tragiczna obsługa.
Co ciekawe Air Canada jest bardzo dobrą linią i prezentuje światowy poziom, no ale Kanada generalnie jest we wszystkim lepsza od graniczącego z nimi domu wariatów.
Grupa Lufy miała 1 mld E zysku za 2011 jesli się nie mylę. Natomiast globalnego zestawienia na pewno nigdzie wiarygodnego nie ma. W szczególności nie ma sposobu na ogarnięcie bilansu linii arabskich jak Emirates, Qatar i Etihad. One próbują zaprzeczać, ale wszyscy wiedzą że korzystają z taniego paliwa (którego mają aż za dużo) i bardzo taniej siły roboczej w swoich hubach. Więc nie sposób ich wyników porównać choćby z liniami europejskimi.
Czytalem jakis czas temu, ze czasem trzeba powiedziec to Ci dadza. To chyba, zalezy od osblugi i linii. Albo przesiądź się do biznesu
Oczywiście, że pytałem
Na biznes mnie nie stać. Jeszcze...
Albo weź swoje, to że kupiłeś duty-free na lotnisku nie znaczy, że musi z Tobą wyjść z samolotu jak już dolecisz. Oczywiście oficjalnie nie wolno konsumować alkoholu nie podanego przez obsługę samolotu, tak więc trzeba być tu ostrożnym.
Na czarterach zaś nie trzeba się kryć, jak jest dobra, imprezowa ekipa, to tuż po wyłączeniu sygnalizacji o zapiętych pasach wszyscy wstają, wyciągają butelki zakupione na lotnisku i rozlewają do kubków jakby nigdy nic.
Jeśli ktoś nigdy nie leciał samolotem, a chciałby spróbować, to Ryanair wrzucił sporo biletów za 1 zł z Modlina do Rygge (okolice Oslo) czy Skavsta (Sztokholm), 9 zł do Charleroi (blisko Brukseli), Bergamo (Mediolan) czy 19 zł do Bolonii a nawet do Londynu (Stansted).
kilka lat nie lecialem Ryanairem i nie pamietam jak to jest z bagazem podrecznym, czy przy bukowaniu online zaznaczam bagaz 15 kg to chodzi o podreczny czy podreczny jest bezplatny i w ogole przy bukowaniu nic sie nie zaznacza?
"W Jastarni na lotnisku rozbił się samolot. Maszyna zawisła na drzewach uderzając kokpitem w ziemię" - poinformowała po godz. 11 redakcję Kontaktu 24 jedna z naszych internautek. Na pokładzie niewielkiego samolotu znajdowały się trzy osoby - w tym dziecko. Jeden z pasażerów został niegroźnie ranny.
ciekawe jest to ze w srode Amber Gold na konferencji zaznaczyl, ze zaczyna sie wycofywac z OLT, to tak jakby mialbyc znak, ze w razie upadku OLT bylo tam jak najmniej kasy Amber i nie stracic tak bardzo w oczach inwestorów.
Niech wypie.....li silniki z samolotów i zrobi z nich szybowce, wystarczy wtedy tylko wyciągarka. Można też pasażerów zrzucać na spadochronach i tankować w powietrzu bez lądowania.
Media od lat dają się nabierać na jego teksty, które puszcza tylko po to by zaistnieć w mediach. Stąd te jego teksty, że wystarczy jeden pilot, że zacznie pobierać opłatę za korzystanie z toalety, itd.
podreczny do 10kg i odpowiednich wymiarach jest za free. Nie leciałem, ale nie słyszałem na nich żadnych skarg.
Co do lotniska w Modlinie (bo stamtąd lata) t można być na lotnisku spokojnie pół h przed lotem. Jest tak malutkie, że nie sposób się zgubić czy natrafić na jakieś problemy
Leciał ktoś Ryanair? Jak wygląda ich punktualność oraz sytuacja przy odprawie w Warszawie oraz Stanstead (szybka bo mają dużo okienek czy na odwrót?)?
Rozumiem, że bagaż jest całkowicie odpłatny?
lecialem wiele razy i na Stansted i Luton, podreczny free, potrafia wazyc, ale czesciej sprawdzaja czy miesci sie w skrzynce. Latalem z Wrocka wiec kolejki takie sobie, na Stansted czy Luton juz niestety tłok na maxa, ale to wina bardziej lotniska niz samego Ryana, jak odlatujesz z Luton radze byc minimum 2, nawet 3 godziny przed odlotem. Odprawe robisz sam w necie, ale czekanie do bramek bezpieczenstwa strasznie długo. potem przed wejsciem do samolotu tez spoora kolejka, jak nie masz pierwszenstwa wejscia na poklad to troche postoisz punktualni jak najbardziej, mam dobre zdanie, bagaz tez mi nigdy nie zginal,
Nie przegapiliśmy, szkoda tylko że do Warszawy będą latać "chudymi" (A320), które są średnio wygodne jak na jednak dość długą trasę do Doha. No ale podobnie latają np. do Berlina i jeszcze kilku europejskich miast więc nie jesteśmy tu jakimś niechlubnym wyjątkiem
P.S. Właśnie odpalili 3-dniową promocję i można upolować z Warszawy, mnóstwo dalekich destynacji (głównie Azja) za na prawdę atrakcyjną cenę. Także Australia się łapie za dobre pieniądze, co jest tym bardziej atrakcyjne, że Qatar oferuje najkrótszy czas podróży między Warszawą a Australią.
Tak, jeśli komuś zależy na każdej godzinie to wtedy Doha się nadaje (ciekawe czy serwują już tam alkohol). Natomiast lecąc do Australii i tak nigdy nie zmienia samolotu na Bliskim Wschodzie bo zawsze wolę lecieć przez Singapur (inny przez Bangkok czy Hong Kong).
No ale na pewno jest mnóstwo kierunków, z których bym z chęcią skorzystał przy pomocy tej linii.
To są samoloty innej kategorii. A380 to jest bydle, natomiast 787 jest malutki - następca 767. Znacznie większą bestią jest Boeing 777, chyba mój ulubiony samolot.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
W dniach 22-23.09 w Ostravie (Czechy) odbędą się dni Nato oraz Dni Wojska Czeskiego. Jest to jednocześnie NAJWIĘKSZA TEGO TYPU IMPREZA W EUROPIE ŚRODKOWEJ.
Ostrava jest położona niedaleko granicy z Polską, a samo lotnisko kilkanascie km od Ostravy.
Oto aktualna rozpiska kto bierze udział:
A oto rozpiska jakie maszyny będzie można zobaczyć:
Jak widać są Su, Migi, F-16, Mirage, Eurofajter itp
Sądzę, ze to impreza obowiązkowa dla fanów lotnictwa, nowych fanów lotnictwa (ja!), a także dla osób, które chciałyby zobaczyć kilka wspaniałych maszyn na własne oczy.
W związku z tym, że Ostrava to nie koniec świata licze na ekipę z dolnego śląska, małopolski i śląska.
Zdaję sobie sprawę, że w weeekend większość siedzi na obiedzie u teściowej a potem przed TV, wiec ruszcie dupska, najwyżej weźmiecie na wynos.
Pokazy są w weekend, wejśćie jest darmowe. Wiadomo, ze na forum z ludzmi jest kiepsko z organizacją, wiec nie licze na tłumy, ale fajnie byłoby się spotkać najlepiej na 2 dni
Opcja w noclegu będzie raczej droga, wiec albo namiot, albo powrot pod naszą granicę
W piątek jest dzień zamknięty [wchodzą tylko VIPy], wiec ruszalibysmy z samego rana w sobote, aby uniknąć korków. Do ustalenia baza wypadowa, albo spotkanie w Cieszynie, albo od razu w Trzyncu albo u mnie w miescinie
Fakt, dzisiaj jechałem koło 8 rano samochodem i widoczność była bardzo zła.
Z tym że lotnisko w Warszawie ma już chyba system ILS pozwalający na lądowanie bez jakiejkolwiek widoczności, czy nie?
Kiedyś lądowałem gdzieś w Szwajcarii, nie pamiętam czy w Zurychu czy Genewie, i dopiero wiedziałem że wylądowaliśmy jak poczułem kontakt nadwozia z pasem. A przez okno nawet będąc już na ziemi nie było go widać.
Mają ILS-a ale "tylko" 2 kategorii. Jest jeszcze 3 kategoria, w każdej o ile się nie myle masz po prostu niższe limity na decyzję co do lądowania.
Zresztą Warszawa przy choćby Krakowie to pikuś, my tu mamy lotnisko w takiej niecce (czyli wokół lotniska są wzgórza a lotnicho jest na smym dole) przez co mgły się tworzą jeszcze częściej niż w W-wie. Nie wiem co za mózg wymyślił taką lokalizację, z tym że Balice oryginalnie to było (i dalej w części jest) lotnisko wojskowe a oni jak widać się takimi rzeczami nie przejmują.
"Konsorcjum twierdzi między innymi, że optymalizować warto system zarządzania ruchem powietrznym - ATM (Air Traffic Management). Jego ulepszenie może skrócić czas przelotu na europejskich trasach średnio o dziewięć minut, a w USA o trzynaście minut."
Hehe.. dobre, z tego wynika ze jakis tam system mozna zoptymalizowac, a kto mi powie co to za system? Kto ma jakiekolwiek pojecie co to ATM? Podoba mi sie formula "jego ulepszenie"
"Ekologiczne wznoszenie" - katapulty? LOL.. dawno sie tak nie usmialem Ja dozyje i zobacze - uwierze
"Latanie w formacji" - to jest najlepsze.. nawet wojskowe statki powietrzne maja problemy aby uzyskac od kontrolera ruchu lotniczego zezwolenie na formacje.. rzadzi sie to swoimi prawami.. statki powietrzne z kilkudziesiecioma (kilkuset) pasazerami na pokladzie w formacji??? Jakiej?? Jeden za drugim? Turbulencja w sladzie Nad? Pod? Na calym swiecie minimalna separacja na wysokosciach przelotowych to 5NM (5 mil morskich) jest to separacja boczna, czyli na tej samej wysokosci nie moga samoloty przeleciec obok siebie bizej niz 5 mil morskich.
"Ladowanie szybowcowe" - taka sama rekacja jak przy starcie z katapulty
Ale ja sie tam wypowiadam od strony tego systemu ATM tylko troche latam
Jeszcze raz - artykul moze ciekawy.. moze w 2050 wiele sie zdarzy.. ale ja w to nie wierze
Na zdjęciu jest A380, ale mniejsza o to. Fajnie, że Emirates oraz Qatar wchodzą do Polski, od razu zyskamy dzięki temu mnóstwo ciekawych połączeń. Sam akurat z nich nie korzystam bo dla mnie są bezużyteczni, ale doceniam ich obecność i przydatność dla wielu, wielu osób.
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
Originally Posted By: Self-Confident
i jak, był ktoś na tym pokazie? Czekamy na fotki
Bylem, bylem.
Oczywiscie dupy z forum nikt nie ruszyl. Szkoda.
Sam dojazd ok, ominalem wszystkie platne dorgi w Czechach. Jedynie ostatni odcinek ok 3km, niesamowity korek, ale czytalem pozniej, ze nawet Ci co dobili o 7 rano na miejsce juz stali.
Pokazy sie zaczely jak jeszcze stalem w korku, ale moglem obserwowac, bo zawracali wlasnie tuz przede mna.
Generalnie polecam wszystkim. Pierwszy raz bylem na takich pokazach i widzialem z bliska maszyny wojskowe.
Statyka: Byly wszystkie najwazniejsze modele samolotów, ale byly ogrodzone. Mozna bylo zobaczyc wnetrze maszyn transportowych i wejsc do tego latajacego radaru/zwiadowczego. Odpuscilem sobie, bo juz sporo osob bylo na plycie, ale potem to juz byly kompletne tlumy.
Rano bylo dosc pochmurno i np pokaz tankowania w powietrzu wg mnie wyszedl do dupy
Kolo poludnia sie przejasnilo i juz bylo super.
B 52 tez super, wielka maszyna i w dodatku przelatywal tuż nade mną. Dziwnie świszczy jak leci
Pokazy w wykonaniu grup antyterrorystycznych sobie odpuscilem, ale trzeba przyznac, ze petardy hukowe niektore mieli niezle Jak dupnelo, to podskakiwali ludzie oddaleni o kilometr od pokazu
Byly tez polskie akcenty na statyce oraz w powietrzu:
Polecam obejrzeć ten film, ustawcie glosniki na maxa
Wychodzilem po 16 chyba, niestety znow sie mocno zachmurzylo, ale dzieki temu pokaz holenderskiego f 16 wyszedl moim zdaniem bardzo dobrze, po prostu musial latać bardzo nisko, wiec bylo bardzo glosno
Co do samych pokazow to dla mnie wielkie WOW. Niesamowity huk, i niesamowite brzmienie. Tego nie mozna z niczym porównać.
Jakby ktoś sie wybieral za rok, to polecam wyjsc poza teren pokazow na slynnne juz pole buraków. Samoloty lataja wam wtedy tuz nad głowami, mega miazga dla oczu i uszu, ale warto
Meldunek: 30/09/2003
Postów: 2372
Skąd: tam gdzie stało ZOMO
Originally Posted By: Conrad
Na zdjęciu jest A380, ale mniejsza o to. Fajnie, że Emirates oraz Qatar wchodzą do Polski, od razu zyskamy dzięki temu mnóstwo ciekawych połączeń. Sam akurat z nich nie korzystam bo dla mnie są bezużyteczni, ale doceniam ich obecność i przydatność dla wielu, wielu osób.
wiem że 380...ale do nas to raczej takie wielbłądy nigdy nie będą latać regularnie (no chyba że EL-AL na 747 jak kiedyś bywało) dobrze będzie jak zapełnią 330 albo siekierki (777)-niebo nad Warszawą zrobi się ciekawsze
wiem że 380...ale do nas to raczej takie wielbłądy nigdy nie będą latać regularnie (no chyba że EL-AL na 747 jak kiedyś bywało) dobrze będzie jak zapełnią 330 albo siekierki (777)-niebo nad Warszawą zrobi się ciekawsze
A380 to już kolos, do nas nie będzie latał w najbliższej przyszłości podobnie jak do wielu innych lotnisk gdyż zwyczajnie nie ma takiego zapotrzebowania.
Ale nad nami to latają cały czas. Ile razy leciałem SIN-LHR i tylko patrzyłem w ekran jak marnuję czas lecąc przez całą Polskę aż do Londynu bo później z powrotem nadrabiać ten dystans kolejnym lotem do WAW.
Meldunek: 14/10/2002
Postów: 5431
Skąd: Okecie Area Control Center/ATC...
Od jakiegos czasu przezywamy go.... - MGŁOdlin O jakosci pasa to sie powinien RYR i WZZ wypowiedziec.. a nie jakis tam inspektor nadzoru budowlanego czy inny taki