#6476334 - 01/06/2015 01:56
Bieganie [9]
|
"I'll slip an extra shrimp on the barbie for you"
Meldunek: 14/11/2000
Postów: 27048
Skąd: Surfers Paradise, QLD
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6481439 - 13/06/2015 18:16
Re: Bieganie [9]
[Re: JELCZ]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 01/03/2003
Postów: 3517
Skąd: Kraków
|
Garmin ma dedykowany zegarek do pływania: Garmin Swim Zegarki triathlonowe też mają te funkcje. Z Garmina to modele 910/920xt, fenix. Z Polara V800 Ja korzystam z 910xt to mogę co nieco o nim powiedzieć. Na plus wykrywanie stylu, działa bezbłędnie. Fajne też jest liczenie ruchów rąk i pomiar SWOLF - dobry bajer na poprawę ekonomiki pływania. Najbardziej mi zależało na pomiarze dystansu przy długich treningach, żeby nie liczyć basenów i tu mnie zawiódł bo 2 razy na pewno się pogubił - policzył mi nieparzystą ilość podczas gdy zawsze pływam parzystą. Brakuje też możliwości ustawienia treningu interwałowego, drilli
|
Do góry
|
|
|
|
#6483404 - 16/06/2015 10:12
Re: Bieganie [9]
[Re: qbasmuggy]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
IV Pszczyński Bieg o Puchar Carbo Asecura> Oficjalny czas: 41:35 New PB > Tempo: 4:09 min/km > Open: 90/868 > M30: 33/275 > Temp.: 30 stopni C 7 czerwca na pszczyńskim rynku zjawiło się niecałe 900 biegaczy, z czego 1000 z nich śpiewało sobie pod nosem hit Elektrycznych Gitar pt. "Co Ty tutaj robisz?". Dlaczego w tym samym czasie nie było ich nad jakimś zbiornikiem wodnym? Dlaczego nie uprawiali leżakowania w ogrodzie? Dlaczego chociażby nie byli na pszczyńskim rynku, ale w celu skonsumowanie słynnych lodów? Na te pytanie ciężko znaleźć racjonalną odpowiedź, ale ze względu na 30 stopniowy upał trzeba je sobie zadać. Niektóre mądre książki ("Czym się różni książka od Realu Madryt?" ) podają, że w takich warunkach nie powinno się biegać. Mało tego... niektóre z nich mówią, że w takich warunkach nie powinno się wychodzić z domu. A więc dlaczego? Jedną z jakże przyziemnych odpowiedzi zapewne jest fakt, że jak już się zainwestowało 40zł to trochę szkoda... Biuro zawodów znajdowało się przy parkowej hali sportowej. Rozdawanie pakietów (a dokładniej koszulek) szło całkiem sprawnie. Do dyspozycji była mała szatnia z pełnym zapleczem sanitarnym (czyt. są prysznice jest impreza) i w sumie tyle, bo czego chcieć więcej... Zapewne niewielu zaskoczy fakt, że tegoroczna trasa pszczyńskiego biegu prowadziła ulicami... Pszczyny. W ich nazwy nie będę się wszczególniał. Pewne jest, że tego dnia każda z nich mogłaby się nazywać Słoneczną. 90% trasy prowadziło asfaltem, a 10% parkowymi brukami. Wbrew pozorom bruki okazały się być najprzyjemniejsze, gdyż były pokryte połacią cienia i były oznakowane dwoma magicznymi znakami: 500m i 200m, ale o nich potem. Ok. 11:20 początek rozgrzewki, o 11:50 przejście na linię startu, która w tym roku została ulokowana na rynku. W pierwszej linii próżno było szukać czarnoskórych zawodników, dlatego i ja się nie przepychałem mocno do przodu. Ale niektórzy to naprawdę... bo chyba nie zawsze trzeba baloników, żeby móc się określić. No ale bywało, bywa i zapewne będzie bywać. Start, jak zwykle mocny aczkolwiek udało się nie schodzić poniżej 4:00. Na początku sporo skakania i wyprzedzania, ale po kilkuset metrach to się uspokoiło i można było nastroić nogi na odpowiednie obroty. Trochę to trwało gdyż/iż 1km wyszedł ~4:06, ale najważniejsze że czuć było lekkość. 2,3 i 4km niczym z zegarkiem na ręce (a to Ci niespodzianka): 4:16, 4:14 i 4:12, czyli jeszcze wszystko w granicach rozsądku. Przed 5km czekali strażacy, którzy gasili pożar na głowie każdego ze startujących. Na mnie chyba do końca nie podziałało, bo tak się "przygrzałem", że 5km skończyłem na 4:07. Na półmetku czekał wodopój. Tutaj można mieć zastrzeżenia do zbyt małej ilości osób obsługujących kubki. Nie wiem co mi tam dziewczyny wlały, ale 6km w 4:02? Stety/niestety trochę to było za wcześnie, ale jak najbardziej dawało nadzieję na dobry rezultat. Na kolejnej kurtynie po 6km już porządnie schłodziłem głowę, bo tempo spadło do 4:18. Pozostały 3km do końca, a mi nie pozostało nic innego, jak bronić tych urwanych sekund z 5 i 6km. Ostatecznie się udało. Z ostatnich kilometrów ciężko napisać coś konstruktywnego. Walka z czasem i słońcem. Mi się udało wygrać i z tym i z tym, ale na trasie było kilka osób, które dosłownie tańczyły i to nie z radości, tylko z bezradności. Ostatni km już w zacienionym parku, a widok tabliczki 1km, 500m i 200m... Niby zwykła kartka z drukarki, a jednak naprawdę może wywoływać pozytywne emocje. Na koniec jeden mostek, drugi mostek, zakręt w lewo i New PB stał się faktem. Medal, dwie wody i można się było schować do cienia. Po biegu zimny prysznic, zrzeknięcie się zapewne przepysznej fasolki i powrót do domu z nowym materiałem dowodowym do przemyśleń. Trasa przyjemna/szybka, ale bieg ciężki ze względu na warunki pogodowe. Nie będę zadawał pytania co by było, gdyby, ale... Prysznic był, a więc organizacja dobra. Mały minus za obsługę wodopoju, no ale... jak to mawiają była pogoda, a wszystkiego ponoć mieć nie można. Bieg taktycznie za bardzo nie wyszedł. Początek za szybki, środek za szybki, a przez to końcówka za wolna. Do Nocnego z Krakowa mu daleko, no ale że zwycięskich biegów się nie sądzi, to pozostaje tylko po cichu wyciągnąć wnioski. W końcu jeszcze niecały rok temu uczyłem się chodzić... * z "ciekawszych" rozmów po biegu: I - W taką pogodę nie powinno się biegać. W ogóle jak ktoś solidnie nie przepracował zimy to tu nie miał czego szukać – powiedział jeden z biegaczy. - No tak, tak... - powiedział drugi i pomyślał o swoich grudniowych 3 kilometrowych "wybieganiach". II Akcja dzieje się pod prysznicem: - Co to?! Nie ma ciepłej?! - Ej! Jeszcze pół godziny temu oddałbyś wszystko za taki prysznic, a teraz marudzisz, że ciepłej nie ma - powiedział znowu ten drugi.
|
Do góry
|
|
|
|
#6486780 - 25/06/2015 08:51
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
Witam, Czy jakies znizki w sklepie biegacza ktos z was ma? Piotrek mial swego czasu, ale mu juz wygasly Potrzebuje jedna rzecz zakupic.
|
Do góry
|
|
|
|
#6486889 - 25/06/2015 15:42
Re: Bieganie [9]
[Re: lupus]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 05/01/2006
Postów: 5368
Skąd: Szczecin
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6487455 - 27/06/2015 06:45
Re: Bieganie [9]
[Re: Vendetta]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
LFO Oświęcim 10km> Oficjalny czas: 40:17 New PB > Tempo: 4:02 min/km > Open: 28/231 > Temp.: dla biegaczy > Nie ma Cię na endo to nie istniejesz W tym roku III edycja Life Festival Oświęcim odbyła się wyjątkowo w... Oświęcimiu. Impreza zaplanowana została na 20 czerwca, czyli jeden dzień przed 21. Przy okazji imprez sportowych odbywały się również przeróżne koncerty o których to oczywiście wzmianki już nie będzie. Wszystko zaczęło się od biegu na rolkach. Do linii mety dotarło 19 zawodników, co jest trochę zaskakująco małą ilością. Już bez rolek odbył się bieg "Life" (5km) i bieg "Tolerancja na sportowo" (10km), czyli główny punkt imprezy (kto chciał to mógł startować w butach i większość/wszyscy skorzystali z tej możliwości). Trasa liczyła 5km, co dla tolerancyjnych oznaczało dwie pętle. Jeszcze rok temu wyścig odbywał się na 2.5km pętli, co przy biegu na 10km daje nam... już zdecydowanie za dużo okrążeń. Decyzja o 5km pętli zdecydowanie na plus. Jedno okrążenie ukończyło 121 zawodników, a dwa - jak sama nazwa wskazuje - prawie dwa razy tyle, bo 231. Start biegu głównego przewidziany był na 10:00. Pora idealna i pogoda również. W porównaniu z Pszczyną (dwa tygodnie temu) to spore oziębienie klimatu, gdyż czym że jest oświęcimskie 15 stopni przy pszczyńskim 30? Plażowicz wybrałby Pszczynę, a biegacz Oświęcim. Na mecie okazało się, że pogoda może mieć spory wpływ na osiągane wyniki (brawo... Amerykę już dawno odkryli). Założenia przedstartowe? Nie ukrywam, że Oświęcim traktuję jako bieg lokalny/towarzyski. Ale że towarzyski to może być taniec na starcie założenie było, aby pierwsze 5km pobiec ~4:10 i zobaczyć co się stanie na półmetku. Początek był obiecujący. Udało się trzymać nogi na wodzy i wyszło 4:06. Samopoczucie było dobre i czułem, że nogi podają. Również słońce nie dawało o sobie znać. Kolejne km mijały bardzo szybko. Tempo utrzymywane poniżej 4:10, a na trasie gorący doping rodziców i przypadkowo napotkanych znajomych (Maćka spacerującego w sobotni, pochmurny poranek w okularach przeciwsłonecznych – to mogło oznaczać tylko jedno i Agę idącą na spacer, bo autem tymczasowo się nie dało). To że pierwszą pętla skończyłem z czasem 20:45 to jeszcze nic, ale to że czułem się dobrze i dalej miałem moc już daje do myślenia. Siły były, chęci były, a więc nie pozostało nic innego, jak jeszcze tylko podkręcić tempo. Zaraz po półmetku był wodopój, gdzie młodzież rozdawała wodę w 0.5l butelkach. Fakt ten mi w ogóle nie przeszkadzał, a nawet ułatwił trochę sprawę, bo można było uzupełnić płyny i jednocześnie wziąć prysznic. Po 6km dotarłem do grupki trzech osób, ale stety/niestety szybko musiałem ich opuścić, bo byłem szybszy. Kolejnym celem była pewna dziewczyna. Na początku ucieszyłem się, bo zapowiadało się, że mamy podobne tempo, ale okrzyki i oklaski już rozbudowanej o kuzynkę Anię rodziny oznaczały kolejny bieg wyżej. 8km w 3:58... dał sygnał do samotnego ataku na metę. Pod koniec 9km był jeszcze największy podbieg, ale po kwietniowym treningu na Żarze nie okazał się on zbyt straszny . Tempo ostatniego km było szaleńcze. Na 150m przed metą przyłączył się do mnie sąsiad Tadeusz. Już z medalem na szyi za bieg na 5km dotrzymał mi tempa przez kilkadziesiąt metrów i zmotywował do dalszej walki, której efektem było nadjeżdżające pendolino. Ostatni km w tempie 3:39, siły, przyśpieszenie i dynamika na finiszu. Czy to odpowiednie przygotowanie? Czy to pogoda? Czy zmiana butów z Nimbusów 15 na lżejsze i "zwyklejsze" x-letnie Gel Flashfire? Czy to doping na trasie? Zapewne wszystko po trochu złożyło się na całość zwieńczoną czasem 40:17 i 28. miejscem (po 5km 39. miejsce). Kolejna bariera nasuwa się sama. Złamanie 40:00 było w planach, ale jeszcze nie w jesiennych, a teraz już jest. Imprezę w Oświęcimiu oceniam bardzo pozytywnie. Można pisać co się chce, ale nie jest to docelowe wydarzenie festiwalu, a rozwija się w dobrym kierunku. Zmiana długości trasy (w I edycji był tylko bieg na 5km), wydłużenie pętli (jak wspominałem w II edycji pętla liczyła 2.5km) to tylko niektóre z pozytywnych akcentów tej imprezy. Po biegu oczywiście pamiątkowy medal, przed biegiem była pamiątkowa koszulka... jak na imprezę lokalną za 30zł nie było źle, a wręcz przeciwnie... Ale wiadomo, że moja ocena jest przez pryzmat nowego PB . Oczywiście na wstępie jeszcze wspomnę, że trasa nie posiadała atestu. Ale że F2 zmierzył powyżej 10km, organizatorzy zmierzyli 10km, także niech stracę i im zaufam. 19 września w planach jest "Jastrzębska Dziesiątka" w... tak, właśnie tam. Tam też będzie walka z atestowanym dystansem.
|
Do góry
|
|
|
|
#6487936 - 28/06/2015 14:50
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 20/12/2008
Postów: 2374
Skąd: Sydney
|
ja kiedys bralem dorian black bombs, ale to jest bardziej spalacz tluszczu, aczkolwiek tez mialo dawac kopa przed treningiem. Wyrywalo z butow musze przyznac amfa jest maly miki w porownaniu do tego. Piles, to po 10 minutach kibel i dwojka a potem tak Cie nosilo ze ja to robilem np 80 pompek na raz, tak jak normalnie robilem 15
|
Do góry
|
|
|
|
#6487939 - 28/06/2015 15:01
Re: Bieganie [9]
[Re: Kretol]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
Używacie bądź używaliście może jakiś przedtreningówek i macie coś do polecenia ? Do biegania/rowerka wystarczy Ci porzadna dawka kofeiny i to wszystko. Pozostalych przedtreningowek z silowni np pomperow nie ma sensu.
|
Do góry
|
|
|
|
#6488592 - 29/06/2015 21:32
Re: Bieganie [9]
[Re: Kretol]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
W ciągu pierwszego roku biegania który mi właśnie mija brałem dwa różne spalacze i waga poleciała fakt ale myślę, że i bez tego przy dobrych treningach by mogło tak być. W tej chwili problem jest taki, że często po prostu brak mi sił albo motywacji do treningów i myślałem właśnie o czymś co mogłoby pobudzać. Lupus ja właśnie nawet nie pijam kawy to może właśnie dlatego tak mam. Popracuj nad miską okołotreningową. Widziałem też, ze biegasz glownie same biegi spokojne. Zobacz na chlopakow, jak smigaja, wplec sobie jakies przbiezki po 60m, sprinty po 100, 200 m To Cie nie zabije a fajnie sie czlowiek po tym czuje i ma ochote na wiecej Znalazlem tez dobre zawody dla Platiniego https://www.strava.com/activities/334815496/overview
|
Do góry
|
|
|
|
#6495593 - 15/07/2015 21:28
Re: Bieganie [9]
[Re: lupus]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6495831 - 16/07/2015 20:14
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
Nie, Suunto wtopiło wizerunkowo. Bateria mu padla Troche lipa, mogli mu dac 2 zegarki, a slad by sobie polaczyl potem.
|
Do góry
|
|
|
|
#6497410 - 19/07/2015 20:23
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6504125 - 05/08/2015 12:37
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
OStatnio zjadlem kilka POWERBAR, niby sponsor Tour de France. Mega slodkie, wrecz straszne, bez popitki ciezko, naprawde Zele ale, bardzo smaczne, moge polecic.
|
Do góry
|
|
|
|
#6507811 - 14/08/2015 11:45
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
Przez tyle lat było tak prosto: wchodzę na endo, klikam na import z urządzenia i zatwierdzam trening. Teraz opcja znikła i jakieś szity na kompa muszę ściągać, żeby trening pojawił się na endo :|
|
Do góry
|
|
|
|
#6510150 - 18/08/2015 22:29
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
Kupiłbym gdyby ministerstwo oddawało mi pieniądze za przegrane zakłady - tak jak frankowiczom ;/
|
Do góry
|
|
|
|
#6514110 - 26/08/2015 20:24
Re: Bieganie [9]
[Re: Kukis]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 05/01/2006
Postów: 5368
Skąd: Szczecin
|
kto biegał w parkrunach? o co chodzi z tymi kodami? zarejestrowalem sie i wydrukowalem ten kod i co teraz? Przychodze na start i lece bez zapisywania sie w biurze zawodów? Jak mierzony jest czas? Bez chipow tylko na zasadzie skanu na mecie? Dajcie znac bo nigdzie jasno nie jest napisane a chce pobiec w sobote
|
Do góry
|
|
|
|
#6514554 - 27/08/2015 11:44
Re: Bieganie [9]
[Re: McKracken]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 05/01/2006
Postów: 5368
Skąd: Szczecin
|
dzięki czyli przed startem nic nie robie tylko biegne a skanowanie jest po zawodach? dopytuje bo ten bieg jest o 9:00 po drugiej stronie miasta i nie wiem czy przyjechac przed samym startem czy cos wczesniej trzeba ogarnąć. Pozdro
|
Do góry
|
|
|
|
#6515769 - 29/08/2015 15:10
Re: Bieganie [9]
[Re: lupus]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 05/01/2006
Postów: 5368
Skąd: Szczecin
|
no i pojechalem Czas 19:08 i 4 miejsce, ale to ze wzgledu na to, że jutro u nas półmaraton Gryfa. Ja bez formy biegowej nie podjezdzam na razie do zadnych powazniejszych imprez, a tutaj polecialem zeby się sprawdzic jak organizm zareaguje no i przyznam, że myslalem,że bedzie gorzej Pozdro sportowe świry!
|
Do góry
|
|
|
|
#6517331 - 01/09/2015 01:57
Re: Bieganie [9]
[Re: Vendetta]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 04/10/2001
Postów: 1679
Skąd: Melbourne
|
no i pojechalem Czas 19:08 i 4 miejsce, ale to ze wzgledu na to, że jutro u nas półmaraton Gryfa. Ja bez formy biegowej nie podjezdzam na razie do zadnych powazniejszych imprez, a tutaj polecialem zeby się sprawdzic jak organizm zareaguje no i przyznam, że myslalem,że bedzie gorzej Pozdro sportowe świry! No to ladny wynik wykreciles, brawo! ja caly czas marze o zlamaniu 20 minut ale cos mi sie to rozmywa, musze sie sprezyc zanim bedzie za pozno
|
Do góry
|
|
|
|
#6522910 - 09/09/2015 21:55
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
wieczny student
Meldunek: 08/12/2006
Postów: 6133
|
Zobacz sobie w runnersclub.pl Brooks. Są w dobrej cenie. Może któryś model będzie miał odpowiedni rozmiar. Patrz na Adrenaline, Ravenna, Aduro, Ghost, Glycerin. Wszystkie są dobrze amortyzowane i generalnie Brooksy są bardzo przyjemne na nodze. Dopasuj jeszcze sobie wg profilu stopy. Ja akurat biegam długie wybiegania w Ravennie i jest ok, ale Ravenna jest dla pronatorów, jednak mi to nie przeszkadza.
Do tego np. Puma Faas 600. Dobra amortyzacja. Faasy ogólnie są chwalone. Sam mam i jestem bardzo zadowolony. Chociaż akurat 600 nie miałem na nodze. Z większą amortyzacją były Faas 1000, ale chyba ten model nie jest kontynuowany.
Z Saucony to Ride, Guide, czy Triumph. W sklepie biegacza jest Jazz, ale nie wiem, czy jego amortyzacja nie byłaby za mała.
AAA i jeszcze w fast-foot są bardzo dobre ceny. Modele, które mogą być dla Ciebie interesujące to Mizuno Ultima, Asics Gel Pulse + Asics Nimbus i Kayano w dobrych promocjach, ale powyżej Twojego limitu. A jeśli pronujesz to Asics GT1000, GT2000, GT3000.
Z Nike to Vomero + ewentualnie Pegasus, ale ich raczej nie znajdziesz w dobrej cenie.
|
Do góry
|
|
|
|
#6544502 - 10/10/2015 17:06
Re: Bieganie [9]
[Re: Kretol]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
Niczym dwudniowe wesele...V Jastrzębska Dziesiątka - Jastrzębie Zdrój 10km- Termin: 19.09.2015, godz. 18.00
- Oficjalny czas: 39:40 New PB
- Tempo: 3:58
- Open: 60/606
- M30: 24/190
City Trial - Katowice 5km- Termin: 20.09.2015, godz. 11.00
- Oficjalny czas: 19:13 netto New PB
- Tempo: 3:51
- Open: 17/252
- M30: 7/77
* foto <on blog> Niektórzy przygotowują się do tego rodzaju imprez miesiącami, a nawet i latami. Ja potrzebowałem na to 4 tygodnie. Od zakończenia wakacji, czyli od ostatniego tygodnia sierpnia cel był jeden: dotrwać w zdrowiu do 19.09 i zaatakować 40:00. Co prawda po internecie reklamuje się wiele firm, które zajmują się całą organizacją, przygotowaniem tego typu imprezy i wystarczy tylko zapłacić i wykonywać ich polecenia, ale ja wolałem postawić na swój autorski plan. Plusem tego rozwiązania jest fakt, że w razie niepowodzenia winnego można znaleźć nie wychodząc poza własne "ja". Ostatni tydzień sierpnia był wprowadzającym. Dwie wycieczki rowerowe plus dwa rozbiegania i jeden interwał 1km/1km. Kolejne dwa tygodnie to 4 treningi tygodniowo. Akcenty jakimi się posługiwałem to podbiegi, interwał i przebieżki . Pierwszy tydzień zakończony był 15km wybieganiem, a drugi tzw. szybką dychą ~4:30 w celu przewietrzenia nóg. Ostatni tydzień był trochę eksperymentalny. We wtorek 100m przebieżki poprzedzone 3km w wysokim tempie ~3:43. 4 tygodnie bardzo szybko minęły. Ponoć w takim dniu każdy ma jakieś tam wątpliwości . Mi zabrakło z dwóch tygodni, żeby być pewnym tego co chcę zrobić, czyli powiedzieć to sakramentalne: "tak... złamię to 40:00". Jeden interwał 1km/1km, gdzie właśnie co drugi km był robiony w tempie zawodów 3:55, to było trochę za mało, żeby mieć pewność. Ale resztę miała uzupełnić/dopełnić ta najważniejsza część ciała odpowiedzialna za bieganie, czyli... głowa. O 16.30 nieumytym autem podjechałem pod halę sportową w JZ. Już szukając miejsca do parkowania dało się wyczuć, że zaproszonych gości było zdecydowanie za dużo. Odbiór pakietu i uspokojenie wszystkich, że już jestem przebiegało bardzo sprawnie. Wszystko to było zorganizowane na parkiecie hali, także miejsca do ewentualnych tańców dla chętnych było sporo. W pakiecie to co najważniejsze, czyli numer startowy z chipem i talon na "weselny rosół". Dodatkowo wzbogaciłem się również o całkiem niezłą, kolejną koszulkę. Potem szatnia. Z wyborem garnituru na na tą uroczystość nie było problemu. Spodenko-getry typu ładne uda i koszulka na ramiączkach. No bo co innego można założyć na wesele? Po 17.00 rozgrzewka wzdłuż trasy... Około 17.45 przed linią startu pojawiły się tablice informujące kto/gdzie ma siedzieć. Podział był prosty i klarowny: poniżej 35, 35-40, 40-45,... Niby wiadomo o co chodzi, ale wśród gości dało się słyszeć: a co to oznacza? . O 17:58 w pierwszej linii pojawili się czarnoskórzy goście. Ale skąd? Przecież ja ich nie zapraszałem . 3, 2, 1... start. W tym roku trasa została zmieniona i co prawda w dalszym ciągu była pętlą i wiodła dwupasmówką z kilkoma rondami po drodze, ale organizatorzy reklamowali się, że jest szybsza i że ostatni km jest z górki. Ciężko temu zaprzeczyć, bo... był z górki. Ale gdzieś już kiedyś, że aby zbiec z górki wcześniej trzeba na nią wybiec. Jednak generalnie można przyjąć, że trasa płaska sprzyjająca takim imprezom. Pierwsze km mijały spokojnie. Tempo 4:00 udało się wrzucić zaraz od startu i za bardzo go nie przekraczać, co czasami nie jest takie łatwe. Kolejne km mijały spokojnie, a cała zabawa miała się zacząć dopiero po oczepinach przewidzianych po 5km. Na 6km buty jeszcze nie odpaliły. Miało być poniżej 4:00, a wyszło "najwolniej", bo 4:03. Dopiero 7km to zejście poniżej wspomnianego 4:00 i w końcu wyrabianie sekund potrzebnych do "poniżej 40:00". Ale niedługo po pierwszym przyśpieszeniu przyszedł kryzys umiejscowiony na 8/9km. I tam do biegu włączyła się głowa. Po chwili było już z górki - w przenośni i dosłownie. 9km jeszcze w 3:56, ale ostatnie 1000m to 3:35, które przypieczętowało to Tak. Na finiszu, nawet dało się słyszeć: patrzcie na tego w pomarańczowych butach... Ten w pomarańczowych butach wpadł na linię mety z czasem 39:40 i tym sposobem złamanie 40:00 stało się faktem. Co prawda róży nie dostałem, ale woda w zupełności mi wystarczyła. Rozdanie nagród rozpoczęło się o 20.30. Pamiętając, jak długo to trwało w latach poprzednich można się było swobodnie wyłożyć na parkiecie i bawić się zjadając serek wiejski, przegryzając go bananem i popijając wodą z cytryną. Po rozdaniu niezliczonej liczby pucharów nastąpiło losowanie nagród. Wydawało mi się, że było ich mniej niż w latach poprzednich, ale emocji nie zabrakło. Nie udało się wygrać ani talonu na 2k, ani zegarka za 1k, ale bon na całkiem smaczny makaron udało mi się zrealizować. Goście rozeszli się ok. 21.30. Ja po drodze jeszcze skorzystałem z okazji i zatankowałem na BP za 4.35zł. Podczas biegu zauważyłem tą stację i jej atrakcyjne ceny. U nas zawsze te kilkadziesiąt groszy drożej... Już 13h później w Katowicach odbyły się poprawiny. A tak trochę poważniej to kilka osób z JZ się powtórzyło. Jak na poprawiny przystało panowała już luźna atmosfera. Wszystko było zorganizowane w plenerze, w piknikowej atmosferze. Trasa wiodła w okolicach Stawów Janina i Barbara w leśnej scenerii, także można było założyć coś luźniejszego i to dosłownie. Samopoczucie po pierwszym dniu było naprawdę rewelacyjne. I choć wydawało się, że nie może być lepsze to na kilka minut przed startem... było. Start nastąpił o 11.00, czyli 17h po JZ. Plany były. Nie po to się płaci 60zł za cały cykl 6 biegów, żeby się nie pościgać z czasem i samym sobą. Do pokonania było albo 19:42 z 5km w Oświęcimiu w 2013 albo 19:19 z... dnia poprzedniego. Początek dosyć tłoczny. Pomimo startu na dwa razy na leśnej ścieżce ciężko było z wyprzedzaniem. Następnym razem trzeba zająć trochę lepszą pozycję wyjściową. Powiedzmy, że po 500m sytuacja na trasie się wyklarowało i już było można skupić się tylko na biegu. Do połowy dystansu było OK. Czasy 3:53 i 3:50 po 2km dawały szanse, ale kac z dnia poprzedniego zaatakował pod koniec 3km i trzymał na 4km <4:10!!>. Dopiero pod koniec udało się go zwalczyć, a gdy na kilkadziesiąt metrów przed metą pojawił się zegar, który krzyczał: "masz jeszcze szanse" nastąpiło mocne przyśpieszenie. Wyszło na granicy, a wynik 19:13!! przyszedł dopiero po powrocie do domu, kiedy to właśnie odcięło mi prąd... City Trial to cykl 6 biegów w okresie jesienno-zimowym, które odbywają się mniej a więcej co miesiąc i będę dobrą okazją, żeby w tej martwej części sezonu trochę się pościgać. Trasa jak pisałem prowadzi leśnymi ścieżkami w okolicach Jezior Janina i Barbara, czyli jest to taki bardziej trial niż city. I ze względu na nawierzchnię terenu i jej podatności na warunki pogodowe z biciem rekordu trzeba się pośpieszyć... Najbliższa okazja już 11 października...
|
Do góry
|
|
|
|
#6549788 - 17/10/2015 23:20
Re: Bieganie [9]
[Re: Tetfol]
|
Sherlock Holmes
Meldunek: 17/08/2005
Postów: 82014
Skąd: jawor/bremen
|
Zbieram się do biegania, buty kupione teraz myślę o jakimś dresie na zimę. Wystarczy jakiś zwykły czy wskazane są jakieś bardziej specjalistyczne ? czarny dres doymos tchibo ma dobre ubrania i ceny w miare normalne http://www.tchibo.pl/ubrania-do-biegania...c61ebe2e2a27d3b
|
Do góry
|
|
|
|
#6552258 - 20/10/2015 23:35
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
W dresach to lipa, jesli mowisz o bawelnianych. Kup typowa sportową odzież jak wkleil pacyfista. Albo kup obcisle legginsy
|
Do góry
|
|
|
|
#6563766 - 12/11/2015 21:09
Re: Bieganie [9]
[Re: Trewor]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
"... Wisłą ich puścić, a nie asfaltem."2. PZU Cracovia Półmaraton Królewski, Kraków- Termin: 24.10.2015, godz. 11.00
- Oficjalny czas: 1:28:21 New PB
- Tempo: 4:11/km
- Open: 304/5836
- M30: 124/1840
Na początek trochę statystyk. Był to mój drugi półmaraton po górskim Żywcu (marzec 2014), czyli można przyjąć, że pierwszy płaski. Był to też drugi Półmaraton Królewski. Drugi w ogóle i drugi w którym byłem zapisany. Ale z kolei pierwszy w którym wziąłem udział, bo w październiku 2014 byłem w stanie, tylko odebrać pakiet. Podsumowując to historykom i statystykom życzę powodzenia w... podsumowaniu. Start i meta w Tauron Arenie. Wystrzał startowy przewidziany na 11.00, także na miejscu pojawiliśmy się ~9.00, aby odebrać pakiety. Tutaj czekały na nas dosyć spore kolejki. Jest to jedna z niewielu rzeczy do których można się było przyczepić i zarzucić organizatorom (opowiadam się tu oczywiście tylko w imieniu moim i swoim). Ale z drugiej strony był czas przyjrzeć się innym uczestnikom, poszukać znajomych twarzy i poszperać w telefonie po listach startowych czy to do maratonu czy do piątki . Jak się odstało swoje to można się było udać do Małej Hali, gdzie mieścił się depozyt i szatnie na poziomie. Przy okazji to nie uwierzylibyście kogo można spotkać pod WC... niczym takie "spotkanie po latach" . W szatniach już nie dało się odczuć tych ~6k ludzi, które wzięło udział w imprezie. Standardowa, sprawdzona rozgrzewka, temperatura powietrza oscylowała w granicach doskonałości, rozgoszczenie się w strefie 1:25:00 - 1:30:00, rzut oka na Polara M400 (dzięki PŚ :)) i wyczekiwanie na wystrzał. Plan był dosyć prosty: zejście poniżej 1:30:00, czyli średnio 4:16/km. A taktyka była nieskomplikowana: pierwsze 10 km w ~4:20, a drugie 11 km w ~4:10. Start dosyć spokojny, tłum mnie nie porwał. Pierwsze 10 km minęło wzorowo. Półmetek przypadł na Błoniach. Na 10 km zameldowałem się z czasem 42:58, czyli z 22 sekundami zapasu względem strategii. Był to moment kiedy trzeba było wrzucić wyższy bieg i podkręcić tempo do ~4:10. Nie było z tym większych problemów. Jeszcze jak na 12 km zażyłem pierwszego żela przegryzionego wodą, to już w ogóle... o jakich problemach my tu chcemy mówić . 14 km przeprowadził nas przez krakowski rynek, gdzie można było zauważyć/odczuć sporą ilość kibico-turystów. Ciekawa rzecz wydarzyła się na 15 km. Wtedy to znikąd pojawił się przede mną balonik z napisem 1:30:00. Obok tzw. pacemakera była spora grupka osób. Pomyślałem, że można się podczepić, zwolnić głowę i tylko przebierać nogami. Ogólnie biegło się fajnie, można było pomyśleć co zrobić na obiad, czy się nie zapomniało wyłączyć żelazka przed wyjściem z domu i inne takie . Ale po niecałym kilometrze zauważyłem, że tempo grupy to ~4:15. Wg moich obliczeń (a miało się to celujący na maturze) było to trochę za wolno na 1:30:00. Długo się nie zastanawiając cichaczem opuściłem grupę i swoim ~4:10 dążyłem dalej. Na 17 km drugi zastrzyk energii z żelu. Tutaj też ciekawa sytuacja. Na początku nie wiedziałem czy to skutek uboczny żelu (szanujmy się... kto czyta ulotki do żelu ;)), ale w oddali ponownie zauważyłem jakiś balonik. Ten z 1:30:00 raczej mnie nie wyprzedził niepostrzeżenie, a do 1:25:00 to mi jednak trochę daleko było. Gdy się do niego zbliżyłem na 19 km okazało się, że ze mną jeszcze wszystko OK, a to był po prostu drugi pacemaker na 1:30:00. W jego grupie też jakoś się długo nie zadomowiłem (jakoś tak mam) i już na 20 km zacząłem się oddalać. Można powiedzieć, że były to już finiszowe metry. Tempo 20 km wyszło 3:58, a 21 km 3:41. Ten ostatni km prowadził już wzdłuż Tauron Areny i nogi podawały. Kolejne "ofiary" padały łupem, a metry uciekały w szybkim tempie. Ostatni zakręt, w świetle reflektorów wbiegnięcie na halę i stopery się zatrzymały wskazując 1:28:21. Jak widać spory zapas, a i siły pod koniec jeszcze były (choć zdjęcie tego nie oddaje). Bieg (podobnie, jak wspomniana pogoda) na tym etapie przygody z bieganiem otarł się o doskonałość. Pamiątkowy medal, folia na plecy, woda do ręki i... Do pobicia pozostał jeszcze jeden rekord. Przy okazji półmaratonu zorganizowano próbę bicia rekordu Guinessa w ilości zjedzonego makaronu. Makaron dobry, a w mojej porcji pojawiły się nawet śladowe ilości mięsa, także nie mam co narzekać. Rekord został pobity - 7000 kg makaronu. Po jedzeniu przyszedł czas, żeby się odświeżyć. Po biegu udostępniono dodatkowe szatnie, także z dostępem do wody (dla tych co chcieli ;)) nie było problemu. Jeszcze była chwila na trybunach i potem w drogę... Z ciekawostek odnotuję jeszcze miejsca na kolejnych punktach pomiaru czasu: 5km - 604; 10km - 508; 15km - 447; 20km - 333; 21,097km - 304... No i wspomnę słowa pewnego starszego pana, który wziął udział w biegu swoim komentarzem: " k... Wisłą ich puścić, a nie asfaltem.". Kolejny start to III Jesienny Bieg Potrójnej z Kocierza (14 listopada). Rekonesans trasy zrobiony i będzie ciekawie. Potem jeszcze tylko City Trail 22 listopada i przyjdzie czas planowania co w 2016 r...
|
Do góry
|
|
|
|
#6575795 - 09/12/2015 04:59
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 20/12/2008
Postów: 2374
Skąd: Sydney
|
mam takie pytanie, kupi sie jakis spoko pulsometr do 300 zl dla poczatkujacego biegacza?
|
Do góry
|
|
|
|
#6583551 - 01/01/2016 22:38
Re: Bieganie [9]
[Re: lupus]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 01/03/2003
Postów: 3517
Skąd: Kraków
|
No to pany lecimy z podsumowaniem W 2015: nabiegane: 1497km, 9160m w pionie rower: 2001km, 13394m w pionie pływanie: 64 km Cele na 2015 jak zdrowie pozwoli: bieganie -poprawa życiówek na 5, 10km / 0 startów na tych dystansach -start w półmaratonie marzanny, czas najlepiej < 1:45 / czas 1:37 -start w cracovia maraton / czas 3:37 -start w ciekawych biegach górskich, np. na Kasprowy / 4 starty w tym Półmaraton Mustanga i Bieg do Morskiego Oka, mogło byc lepiej kolarstwo -min 5000km i 30000m przewyższenia / nawet polowy z tego nie wykrecilem -zaliczyć parę trudniejszych podjazdów >500m / 0 -poprawa czasów na segmentach strava / przesiadka z górala na szosę, nie mogło byc inaczej pływanie -1km <20min kraulem / jeszcze duzo brakuje triathlon -start w 1/2 lub pełny ironman w Malborku / ukończony cały IM Cele na 2016: Bieganie: -HM < 1:30 -życiówki na 5 i 10km -start w ciekawych biegach górskich Rower: -min 5000km i 30000m przewyższenia -zaliczyć parę trudniejszych podjazdów >500m Pływanie: -szlifowanie techniki, 1km <20min -nauczyc sie w koncu nawrotów Tri: -rozwój na krótszych dystansach, starty 1/2 IM Sieraków i Gdynia + jakies mniejsze imprezy 1/4, 1/8 Życzę wszystkim zdrowia i samych życiówek w 2016
|
Do góry
|
|
|
|
#6584125 - 02/01/2016 23:04
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
you'll never walk alone
Meldunek: 01/06/2011
Postów: 45539
Skąd: PL
|
siema, orientuje sie ktos gdzie mozna nabyc czerwone koszulki adidas z logo radiowej trojki ''bbl biegam bo lubie'' jesli wogole da sie je gdzies kupic podziekowal
|
Do góry
|
|
|
|
#6587411 - 10/01/2016 12:57
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 11/08/2013
Postów: 5804
Skąd: pe RF ection
|
Witam! Mam do sprzedania zegarek Garmin Fenix 2, bez żadnych dodatkowych akcesoriów typu ładowarka, kable itp. Ktoś zainteresowany?
|
Do góry
|
|
|
|
#6642144 - 28/03/2016 20:53
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
antimadrista
Meldunek: 06/01/2005
Postów: 26258
Skąd: Fenway Park, Boston, MA
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6676138 - 19/05/2016 13:58
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
newbie
Meldunek: 26/02/2011
Postów: 27
|
słuchajcie. Trochę biegam, głównie w lesie. potknąłem się i chyba naciągnąłem mięśnia. Trochę boli. Nie bardzo widzi mi się przerwa w treningach. Da radę jakoś to załągodzić? Wynalazłem na necie żel chłodzący Dip Rilif z Ibuprofenem. Będzie to dobre na taką kontuzję?
|
Do góry
|
|
|
|
#6681698 - 30/05/2016 09:07
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
14th Zurich Marathon - Fastest Sightseeing Tour- Miejsce: Zurych
- Data: 24.04.2016
- Dystans: 42 km 195 m
- Oficjalny czas: 3:13:45.7 New PB
- Tempo: 4:35/km
- Open: 364/2616
- M30: 119/560 <1/4 - 523th, 1/2 - 490th, 3/4 - 438th, 1 - 364th>
- Nie ma Cię na endo to nie istniejesz
Idea maratonu powstała dawno, dawno temu zanim jeszcze ACL w lewym kolanie powiedział/krzyknął "pstryk". Wszystko zaczęło się w V w. p. n. e., kiedy to... OK, nie będę tutaj przynudzał o starożytnej Grecji, tudzież inszej historii... wystarczy, że za jakiś czas będę pewnie opisywał jak wyglądały moje posiłki. Na początek miał to być Kraków '15 i w sumie... po trochu był. Ale jednak z powodu - wspomnianego wcześniej - powodu, plany trochę się przesunęły na mej osi czasu. W sierpniu '15 wziąłem udział w konkursie "Podróżuj z Frankiem" i udało mi się wygrać tygodniowy pobyt w Wallisellen <od nd do nd>. Pierwszą zaplanowaną wycieczką <zaplanowaną - duże słowa, pomysł zapewne powstał w nd wieczorem > był wypad do Zurychu położonego ~8 km <czyt. dwie stacje pociągiem> właśnie od Wallisellen. Podczas spaceru po spokojnych, cichych, malowniczych uliczkach tegoż miasta pomyślałem sobie: dlaczegóż by nie jednak właśnie tutaj rozpocząć swoją przygodę z czterdziestoma dwoma km. Potem był jeszcze rowerowy, jednodniowy i dwudniowy wypad po tamtejszych górkach, ale o tym może innym razem. Pomysł na miejsce startu był, a więc trzeba było przejść do planu realizacji - czyli zobaczyć czy tam w ogóle jakiś maraton mają. Okazało się, że na 24 kwietnia '16 zaplanowany był 14th Zurich Marathon. Nie pozostało mi nic innego, jak zerknąć na wpisowe, orientacyjne ceny biletów i... poszukać sponsora, który byłby chętny partycypować w kosztach <kto nie ten-tego, to wujek Google służy pomocą >. Skrzynka mailowa dosyć szybko zapchała się różnorakimi ofertami. Jedne były gorsze, a inne jeszcze gorsze. Zaciekawiła mnie jedna, która nadeszła koło października '15. Była o tyle atrakcyjna, że zapewniała m. in. miejsce noclegowe, co już dawało spory komfort umysłu, a jak powszechnie wiadomo wszystko to stan/kwestia umysłu. Koło grudnia '15 zasiadłem przy jednym stole ze sponsorem, aby spróbować dograć szczegóły wyjazdu. Kiedyś może i mieliśmy czasami problemy, żeby się dogadać, ale teraz bariera językowa i inne takie już nie są problemem. Wszystko przebiegało w przyjaznej, rodzinnej, świątecznej atmosferze i tuż po połamaniu się opłatkiem oraz zjedzeniu karpia można było przystąpić do rejestracji on line. Tutaj doszło do małego nieporozumienia i pierwszego "zgrzytu". Podczas wypełniania formularza należało wybrać przewidywany czas ukończenia maratonu. Ja optowałem za 3:20, co zostało skomentowane słowami: Out of curiosity, that marathon time - 3:20, have you already run a full marathon? Nie ma to jak wiara sponsora... Odpowiedziałem: It's not your business and You're lucky that I'd not fill 3:05. Owego wieczoru jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że I can do even 3:05 or less. Zarejestrowany, wpisowe opłacone... nie pozostało nic innego, jak zacząć się do tego w ogóle przygotowywać . Do tej pory pracowałem na autorskim planie treningowym, który sam tworzyłem. Opierałem się głównie na trzech akcentach tj. podbiegi, interwały i przebieżki. Na stronie Piotra Książkiewicza <organizator cyklu biegów City Trail> znalazłem odpowiadający mi 12-tygodniowy plan treningowy na 3:15. Akcenty akcentowane w tymże planie pokrywały się z tym, co robiłem dotychczas, także uznałem, że to może być/to będzie to. Z matmą problemów nigdy nie miałem, także ułożyłem szybkie równanie: 24 kwiecień - 12 tygodni = … 1 luty. Do tej daty były wybiegania do ~20km, Bieg Utopca w Bieruniu, Bieg Spełnionych Marzeń w Mysłowicach i City Traile. Oprócz tego 2 razy w tygodniu ćwiczenia typu Gym Break i Focus T25 <dzięki DP>. A i nawet raz trafiły się narty w Wiśle-Cieńków. Wraz z datą 1 lutego wszelkie sporty odeszły na bok... łącznie z bieganiem. Ze zdrowiem było tak se i oficjalny początek przygotowań datuje się na 6 lutego. 5 treningów tygodniowo, kilometraż tygodniowy w okolicy 80 km i tyle. Punktem kontrolnym przygotowań miał być/był Półmaraton Żywiecki. Przypadł on na 20 marca. Ukończyłem go w czasie 1:25:51, czyli pobiłem swój PB z płaskiego Krakowa o dwie i pół minuty <1:28:21>. Wynik plus dotychczasowe - jak ja to nazywam – miażdżenie planu na 3:15 napawało optymizmem i dawało do myślenia. Do ostatniego weekendu przed maratonem - do oficjalnych mediów podam informację, że - wszystko przebiegało wg planu. Całe te przygotowania mają dwie strony, ale my skupmy się na tej cyferkowej, bo ta akurat przebiegała w miarę pomyślnie. 22 kwietnia - piątekChwila w pracy, spotkanie z Najlepszą :p, jakieś resztki pakowania i o 14:40 lot... właśnie ze wspomnianego wcześniej Krakowa <stąd to wcześniejsze: i w sumie... po trochu był>. Przy pakowaniu było sporo pytań po co mi bagaż dodatkowy. Był on o tyle pomocny, że tak czy inaczej mogłem go mieć <umowa sponsorska>, a pakowanie było z nim o wiele łatwiejsze. W planach był sobotni rozruch, także trzeba było mieć dodatkowy zestaw ciuchów plus pogoda miała być zmienną <bo jak jeszcze nie wiesz, to za chwilę się o tym dowiesz>. W związku z tym trzeba było mieć kilka opcji w zanadrzu. Zapewne jakbym jechał na tzw. weekendowe zwiedzanie to pewnie wystarczyłaby mi torebka na dokumenty i tyle <kwestia podejścia i priorytetów>. Na lotnisko rzuciłem się sam, a z powrotem auto odwiózł Tata. Nadanie bagażu, rzut okiem na ceny na - już tylko - tzw. bezcłówce, mail do Przyjaciela z prośbą o pomoc/podpowiedź odnośnie cen <spał - no bywa > i odlot. Ceny niby niższe <leciałem poza UE>, ale kilka złoty w kieszeni w zamian za noszenie zakupów po dwóch lotniskach i w drodze do "hostelu"... wg mnie nie warto. Lot jak lot. Siedziałem w czwartym rzędzie. Zaraz za kierowcą, także stewardessa <niestety więcej o niej napisać nie mogę ;)> szybko dotarła do mnie z kanapką i czymś do picia >woda, herbata, kawa, cola - wybór był prosty>. Jak przeszła cały samolot i wracała z koszem, to ja już spałem i tylko czułem, jak mi wyciąga z ręki kubek z papierkiem po kanapce z " hamem". Zdążyłem się obudzić pod koniec na jakieś widoki, bo chmury były całkiem ciekawe. Lądowanie, wysiadka, wyjście już poza "strefę" i... rzut oka wokoło, ale Brat nie rzucił mi się w oczy... no bywa. Trochę się pokręciłem i po 10/15 min. pomyślałem, że w sumie może zadzwonię, bo - jak mi to Ktoś gdzieś/kiedyś - telefon po to ma dzwonek. On oddzwania <wiadomo... partycypowanie w kosztach> i jakoś próbujemy się namierzyć. Mówiąc co widzę obracałem się i w końcu zobaczyłem... Go. Stał tuż obok, zaraz na przeciwko wyjścia ze strefy, no ale że miał jakąś "żółtawą" koszulkę, której nie kojarzyłem, to za pierwszym razem nie rzucił mi się w oczy <trzeci raz w krótkim odstępie czasu użyłem słowa "rzucić" – wiem, za dużo>. On z kolei - jak się okazało - sobie tam siedział i czytał coś na telefonie. Także generalnie - pełen spokój z obu stron. Tramwaj, podejście pod słynne schody i mieszkanie/"hostel"... A nie... jeszcze wcześniej przecież był łosoś i moje " more rise, please" na lotnisku. W drodze do mieszkania padła decyzja, że jeszcze w pt skoczymy po numer startowy do Zurichu <to lotnisko z Zurychem ma wspólnego tyle co Balice z Kato czy Pyrzowice z Krk... czy tam na odwrót>. Pociąg, dwie stacje – Zurich, potem coś... i stacja Salsasporthalle czy jakoś tak. Na płycie hali rozkładali się ze stoiskami, a kilka już funkcjonowało. Odbiór numeru <kobieta w sumie starsza bym ją określił> dała mi worek z uposażeniem bez okazywania dowodu czy tym podobnego. Powiedziałem jej jaki nr, nazwisko, a gdy próbowała przeczytać je z listy to tylko jej potwierdziłem, że ja to ja. Jeśli chodzi o pakiety to... w worku dostałem numer startowy z ticketem na pasta party i z biletem na całą komunikacją pociągowo-tramwajowo-autobusową w dniu maratonu. Tam nie trzeba mieć 38 biletów od 64 dostawców, żeby się poruszać po mieście. Jakbym miał to ocenić to pewnie skromnie, ale jakoś nie biorę się za ocenę tego i jakoś mnie to w ogóle nie ten.... Najważniejsze, czyli nr i chip dostałem... <koszulka czekała na mecie>. Runda w okół sali i powrót. Wpierw na nogach na linię startu, a potem już Bahnhofstrasse <ta główniana ulica z drogimi sklepami, jak to ją zawsze określam>. Pt, godz. 20.00, a ludzi można powiedzieć, że zero... dobry klimat. To był właśnie taki mały rekonesans, bo wiedziałem, że tamtędy przebiega końcówka <40/41 km> trasy, a - jak się miało okazać - też i wcześniejszy odcinek, ale o tym później... jeśli dotrwam, bo dwie pół strony zapisane, a ja jeszcze nawet nie zacząłem biec <generalnie mam dobry trening do pisania bez patrzenia, bo niestety czasami ciężko się zmotywować i się idzie na łatwiznę. A przecież wiadomo, że pisanie bez patrzenia to winien być standard :-P >. Do Wallisellen dotarliśmy jakoś koło 21.00, a tam to już w ogóle sielanka. W domu plany na sb <czyli jak, gdzie i co jeść>. 23 kwiecień - sobotaSobota przebiegała pod hasłem jedzenie. Z rana lekki rozruch na stadionie i po okolicy. Sporo pozdrowień od przechodniów < grüezi>, itp. <curling, golf, trening piłkarzy>. Powrót, leżakowanie, śniadanie... które jak skończyłem, to już mieliśmy wychodzić na pierwszy makaronowy obiad. W planach były jakieś sklepy plus właśnie obiad, a wszystko to na miejscu w galerii. Tamtejszy food court/ food land wygląda w ten sposób, że chodzi się po powiedzmy stoiskach i można samemu nakładać co i ile się chce. Trochę nam tam zeszło, więc zrezygnowaliśmy z tzw. pasta party. Na drugi obiad kupiłem ryż w markecie i zrobiłem go w domu z jogurtem. Dom, gotowanie ryżu, jakiś tenis i piłka na laptopie, kolacja <chleb z miodem> i... miałem zamiar jeszcze miło... - OK, co by nie używać za mocnych słów zostanę tylko przy – miałem zamiar spędzić czas z Bratem. Obiecałem mu, że pogadamy i takie tam inne bzdety, aż tu o 22.07 otwieram maila, a tam niczym piorun z nieba: " … spać!". No to cóż mi pozostało... . 24 kwietnia – niedzielaRano pobudka o 5.30. Śniadanie <dwie kromki z miodem>, pakowanie ciuchów, butów, żeli... i o 6:25 jakoś mieliśmy pociąg. Cztery stacje i przez Zurych dotarliśmy na dworzec w okolicy linii startu. Wysiadka i pięciominutowy spacer. W pewnym momencie przed nami utworzyła się grupa osób, więc najprościej było iść za nimi. I teraz "komizm" sytuacji... na czele tej grupy szła... niewidoma dziewczyna z przewodniczką. Po chwili odłączyliśmy się od grupki <no bywa...>, bo zrobiło się za tłoczno, a przecież wszystkie drogi prowadziły na start. Lokalizacja szatni to - mythenquai beach < swimming beach>, czyli wydzielony teren z plażą, właśnie szatniami, jakiś pomost, miejsce do pływania, prysznice wolno stojące na zewnątrz... Szatnie, jak szatnie. Przebranie się, decyzje jakie ciuchy <koszulka na ramiączkach okazała się być żartem>. Wyjście, deszcz, rozgrzewka, zajęcia miejsca w strefie startowej, rozmowa z "lokalsem" i po wystrzale startera... śnieg <jak zresztą uwidzisz w galerii poniżej>. Jeśli chodzi o tłok na starcie to... go nie było. Jakbym się uparł to byłbym w przodzie bardziej niż podczas niejednych zawodów w Polsce/w których brałem udział dotychczas. Jak o tłoku mowa to w imprezie wzięło udział ~9k osób, ale oprócz maratonu był jakiś Cityrun i Teamrun. Jeśli chodzi o sam maraton to ukończyło go jakoś ~2.6k, czyli luźno <z tego okresu dla porównania Warszawa ~6.5k, Kraków ~5.5>. W latach wcześniejszych wyglądało to podobnie. W innych szwajcarskich miastach, jak Basel czy Lucerna występują zbliżone liczby. Tam z kolei przy okazji maratonu organizowane są półmaratony i one cieszą się większą popularnością... ale to w sumie jak wszędzie.
Rozgrzewka wzdłuż plaży przy jeziorze Zuryskim nie należała do najprzyjemniejszych. I nie chodzi o widoki, bo te… <no właśnie>, ale o temperaturę, która była „zimna” i o rozpoczynające się opady deszczu. Podczas standardowej rozgrzewki napotkałem łabędzia, ale nie udało nam się znaleźć wspólnego języka… życie. Po rozgrzewce ustawiłem się w strefie startowej 3h06’ - 3h20’. Z miejscem nie było problemów i nie było potrzeby rozpychać się łokciami. Nie wiem czy największą trudnością/wyzwaniem nie było ściągnięcie bluzy przed startem… Już nawet nie chodzi o to zimno czy deszcz, ale o… śnieg, który zaczął dyskretnie padać z nieba. Musiałem ciekawie wyglądać <OK, nic nowego >, bo w strefie startowej ktoś nawet proponował mi swoją bluzę/T-shirt, a cała sytuacja wyglądała tak…
On: #%#$^%Ja: In English please. <...> On: I see that you're freezing, so I can give you my shirt, no problem. <Widzę, że marzniesz. Mogę Ci dać moją koszulkę, nie ma problemu.> Ja: No, thanks, I'll warm up on track. <Nie, dzięki. Na trasie już będzie OK.> On: So where are you from? <A więc skąd jesteś?> Ja: From Poland. <...> On: No to cześć. <no to cześć > ... Drei, zwei, eins…Tempo na pierwszą połówkę miało było ~4:35/km, także nie pozostało nic innego, jak pilnować się, hamować i je utrzymywać. Początek trasy przebiegał przez najgłówniejszą ulicę Zurychu, czyli Banhofstrasse. Rozciąga się ona z dworca głównego <nie uwierzycie, ale po niemiecku dworzec to będzie… Banhof… przypadek?> do samego jeziora. Wzdłuż tej ulicy rozlokowane są tzw. najdroższe okoliczne sklepy firmowe. W sierpniu ’15 na tej ulicy udało mi się zjeść dwie gałki lodów <bodajże pistacja i wanilia, ale głowy nie dam… tak, raz na jakiś czas też jadam lody>. Wzdłuż tej ulicy można było napotkać kibiców, turystów tudzież innych - którym nie udało się uciec przed zimnem, deszczem i śniegiem. Kolejne km przebiegały spokojnie. Czucie w dłoniach/palcach straciłem dosyć szybko <yy.. już przed startem? po pierwszym km?… whatever>, ale mimo to udawało się w miarę spokojnie przeskakiwać po ekranach Fenixa w ramach potrzeby. Pierwsze 10 km krążyło się w okolicach centrum. Stety/niestety nie zawsze udawało się wyhamowywać tempo i niektóre z tych km kończyły się ~4:25/km. Linia 10 km była narysowana/nakreślona na linii startu. Dopiero po tej pierwszej 1/4 dystansu mieliśmy się udać w trasę wzdłuż malowniczego jeziora. Oprócz kibiców/turystów/przypadkowych przechodniów nieodzownym elementem tej części biegu był… śnieg <tak, tak… cały czas się sypał>. Półmaraton pokonałem w czasie 1:37:06, co daje tempo 4:36/km. Przy życiówce na 21,097 km 1:25:51 tempo wyszło 4:04/km, więc nie ma co się dziwić, że tą część dystansu można nazwać zabawą. Od tego momentu trzeba było delikatnie przyśpieszyć do ~4:25/km, co w miarę się udało/udawało i do 30 km bieg w dalszym ciągu był zabawą. Nawrotka na 26 km była zlokalizowana w miejscowości Meilen. Pora przedpołudniowa, sporo ludzi i – ciekawostka – śnieg ustał i powoli wracało czucie w dłoniach. Tak jak pisały <jeśli to możliwe> mądre książki bieg zaczął się po 30 km. Nogi zrobiły się trochę cięższe. Dramatu nie było, ale tempo spadło o te kilka sekund do początkowego ~4:35/km. Jakoś w tych granicach zauważyłem za Się „husarię” z napisem 3:15. Postanowiłem do nich dołączyć i zobaczyć co się stanie. Biegło się całkiem dobrze. Nie trzeba było o niczym myśleć, tylko skierować wzrok w jeden punkt i „mielić” asfalt butami. Jednak tempo pacemakerów na 3:15 było ciut za słabe dla moich boostów i – znowu - odłączyłem się od grupy, spokojnie kręcąc swoje w granicach 4:33/km. Kolejne km mijały, głowa powoli zaczynała się aktywować/pracować i rozpoczynała wsteczne odliczanie. Tzw. „kryzysowe km” minęły nawet bez kryzysu. Tempo było ciężko utrzymać, ale jakoś drastycznie nie spadło. 41 km po raz drugi prowadził przez wspomnianą już Banhofstrasse. Dało się już wyczuć atmosferę końcówki wyścigu, a o tym że czułem/czuję connection z tym miejscem niech świadczy tempo tegoż odcinka… <4:09/km>. Ostatni km to tradycyjne 4:35/km. Na kilkaset metrów przed metą przygotowanie do finiszu, ale nie tempem tylko wyglądem <czyt. zdjęcie opaski z głowy>. Linię mety przekroczyłem z czasem 3:13:45. Nie da się ukryć, że była to/jest to moja życiówka na tym tzw. królewskim dystansie. Jednak zważywszy, że było to moje pierwsze 42 km było to/jest to oczywistą oczywistością. Jednak w momencie przekraczania linii mety nie było tego czegoś, co towarzyszyło mi 19.09.2015 czy też 24.10.2015, także... Czy jestem zadowolony? Będzie lepiej... Jednak przekonałem się, że łatwiejszą i bardziej przyswajalną odpowiedzią jest: „ tak, tak... dziękuję”. Może i nie wiem od której strony powinno się zaczynać wieszanie firanek <akurat ich nie preferuję>, ale o innych niektórych rzeczach już jakąś tam książkę przeczytałem . Po biegu była chwila dla mnie, dla fotoreportera i w końcu przyszedł czas na prysznic. Były one o tyle ciekawe, że aby się do nich dostać, trzeba było wyjść z szatni na zewnątrz i udać się do mobilnego wozu. Woda ni to ciepła, ni to zimna, ale że ściany i drzwi były z plandeki to nie zamykaliśmy ich, co owocowało lekkim powiewem chłodnego, rześkiego powietrza znad jeziora . Bez większego celebrowania <na wywiady przyszedł czas później> udaliśmy się na Bahnhof Zürich Enge, gdzie uraczyłem się jakimkolwiek jedzeniem i ciepłą herbatą. Stamtąd bezpośrednio udaliśmy się do Wallisellen, gdzie już dźwięcznym krokiem byłem w stanie pokonać magiczne schody. W mieszkaniu pakowanie, udzielenie obszernego wywiadu dla jednej z lokalnych telewizji i wyruszenie w drogę na lotnisko. Droga na Zurich Airport obfitowała w sporą ilość – mniej lub bardziej mniej – śmiesznych żartów. Ok. 15.30 zameldowaliśmy się na lotnisku. Lot był zaplanowany na 17.05, także co by nie przedłużać, zaraz po nadaniu bagażu był check-in i o wspomnianej wcześniej godzinie oderwałem się od tej neutralnej, szwajcarskiej ziemi... * czytałeś/-aś to na własną odpowiedzialność, także autor nie ponosi kosztów straconego czasu ** jeżeli nie zrozumiałeś/-aś większej połowy tekstów, a druga – ta mniejsza, wydała Ci się mało śmieszna... bywa *** wspomniany wyjazd dał mi jeszcze znać o sobie pod koniec kwietnia, kiedy to przyszedł mi rachunek za telefon...
|
Do góry
|
|
|
|
#6692783 - 15/06/2016 21:21
Re: Bieganie [9]
[Re: Trewor]
|
veteran
Meldunek: 23/12/2001
Postów: 1483
|
Dzisiaj zobaczę trochę gdzie "jestem", a jak się już „coś” uda to będzie dobrze...- Miejsce: Kraków
- Data: 13.05.2016 r.
- Dystans: 10 km
- Oficjalny czas: 38:18 New PB
- Tempo: 3:50/km
- Open: 32/2615
- M30: 14/516
- Nie ma Cię na endo to nie istniejesz
Tegoroczne święto biegania w Krakowie pt. "15. Cracovia Maraton" rozpoczęło się już w piątek 13.05.2016 r. od Biegu Nocnego (ponoć wierzenie w przesądy przynosi pecha, także...). Dla mnie była to druga edycja tegoż biegu. Pierwszy raz startowałem w nim 2 lata temu, o czym można poczytać tutaj (czasami sam się śmieję, jak czytam co napisałem...). Po tamtym biegu "zdecydowałem się" na ponad półroczną przerwę we wszelakiej aktywności fizycznej, także pozostaje mieć nadzieję, że po tegorocznym moja "motywacja" będzie trwalsza... Start biegu zaplanowano na godz. 21.00, a biuro zawodów (wg informacji na stronie internetowej) miało być czynne tylko do 18.00. O 16.05 byłem jeszcze w wodzie i próbowałem przekonać małego Zdzisia, że jak na ułamek sekundy zanurzy głowę do wody, to naprawdę mu się nic nie stanie. O 16:10 szybki shower, żeby o 16.20 wraz z trójką śmiałków (dość, że ich małżonki puściły ) już podążać drogą nr 44 w stronę Krakowa. Pod AGHiem zameldowaliśmy się o 17.50 i co by nie ryzykować, pieszo udaliśmy się na stadion im. Reymana (tak, tam było zlokalizowane biuro zawodów). Na miejscu okazało się, że biuro było/miało być czynne do 20.00 (ot taka ciekawostka...). Ale OK, niech będzie. Ustawiliśmy się po odbiór co nasze, czyli w moim przypadku po numer startowy 1280 z napisem Robert i koszulkę w rozmiarze M. Okazało się, że dostałem nr startowy 1291 z napisem Grzegorz i koszulkę z "napisem" L. Jeśli chodzi o numer to wynikło jakieś misunderstanding, ale że ja biegam dla innych cyferek, to było to bez znaczenia. Gorzej miała się sprawa z koszulką. Okazało się, że rozmiar M został już "wyprzedany". Grzecznie poprosiłem Panią z obsługi, żeby się mi na moment przyjrzała i powiedziała po co mi koszulka w rozmiarze L? . Po krótkich konsultacjo-negocjacjach z osobami wyżej "położonymi" doszliśmy do consensusu. Początek imprezy może nie był "najsmaczniejszy", ale byliśmy pozytywnie nastawieni do tego wszystkiego. Jeden z moich kolegów nawet do tego stopnia, że zaproponował żebyśmy poszli na kebab skoro do biegu pozostało jeszcze ~3h. Równie spokojnie i dosyć szybko wyperswadowaliśmy mu ten pomysł z głowy. Udaliśmy się tylko do pobliskiej "ropuchy", gdzie każdy zakupił na co miał ochotę. W moim przypadku "wyjątkowo" padło na serek wiejski i jakąś pastę z pstrąga. Do tego dwie bułki i mój pobiegowy posiłek został skompletowany. Ok. 1-1.5h pokręciliśmy się w okolicach Błoni, "Cichego Kącika" i innych takich. Około 19.40 udaliśmy na stadion im. Reymana, gdzie były zlokalizowane szatnie oraz depozyt. Tutaj duży plus dla organizatorów, że angażują w takie imprezy takie obiekty. Szatnia duża, przestronna, pod prysznicami 14 pryszniców, a na tablicy odpraw widniała jeszcze kartka z wyjściowym składem Wisły Kraków na mecz ze Śląskiem Wrocław. Spokojne organizowanie się w szatni, ostanie zdjęcia przed i... rozeszliśmy się każdy w swoją stronę... OK, przynajmniej ja tak zrobiłem. Przed wyjściem ze stadionu rzuciłem okiem na wiszący na drzwiach termometr, który wskazywał idealne 15 stopni Celsjusza. I wszystko byłoby OK, gdyby nie padający z nieba deszcz. Ale tragedii nie było... jeszcze . Tradycyjna/standardowa rozgrzewka wzdłuż Błoń i około 20.45 udałem się na linię startu, aby zająć dobrą pozycję wyjściową. Nie było z tym większego problemu. Pomimo (jak się miało okazać) ~2.6k startujących w przednich rzędach nie było tłoczno. Widać, że społeczeństwo biegowe staje się coraz bardziej świadome, co może cieszyć. Tym razem polskie trzy, dwa, jeden i... start. Przed biegiem napisałem do Kogoś: " Dzisiaj zobaczę trochę gdzie "jestem", a jak się już "coś" uda to będzie dobrze...". Jako że ten Ktoś jest bardzo "świadomy" to zrozumiał o co chodzi, a jak Ty nie rozumiesz to... Nie masz się co martwić, bo interpretacja może być dowolna. Celem na najbliższe starty było złamanie 39:00. Docelowa próba miała mieć miejsce w Pszczynie, a Kraków miał być tylko przystankiem na żądanie... na żądanie, które się zżądało. Strategia była prosta: pierwsze 5 km w tempie 4:00, a drugie w 3:50. Miało z tego średnie tempo 3:55, czyli na mecie coś na granicy 39:00. 1 km w tempie 3:57, a drugi w 4:03. Ten drugi był wprowadzeniem na rynek, a tam kostka w połączeniu z deszczówką nie stworzyła najlepszego zestawu. Ale samo wbiegnięcie na Rynek Główny było całkiem przyjemne. Sporo ludzi, "kibiców", naganiaczy do różnych pubów, dyskotek tudzież innych miejscówek ( ). Kolejne trzy kilometry zrobiłem w tempie poniżej 3:50 i ku delikatnemu zaskoczeniu czułem się w tym przedziale całkiem komfortowo. Na 6 km napotkałem 3/4 zawodników, którzy stworzyli tj. pociąg. Był on o tyle przydatny, że biegliśmy akurat Bulwarami wzdłuż Wisły, gdzie opady deszczu się nasiliły i gdzie pojawił się również wiatr. Niestety jak to w Polsce bywa tempo tegoż pociągu nie za bardzo odpowiadała moim Boostą i musiałem zdecydować się na samotną ucieczkę. Po wyprzedzeniu owych 3/4 biegaczy przede mną nastała pustka i ciemność. Nawet do tego stopnia, że sięgając wzrokiem na pewną odległość (brawo, konkretne określenie...) nie byłem pewien, gdzie będę musiał za chwilę biec/skręcać. Trasa oczywiście była dobrze oznaczona i gdy zbliżałem się do zakrętów na odległość ~20 m to je zauważałem. Niebawem jednak, bo już na 8 km wbiegłem na Błonia, a tam już dobrze wiedziałem co, gdzie i jak mam robić. 8 km w 3:42, 9 km w 3:46 i 10 km w 3:31 dopełniły całość w postaci 38:18 na tablicy wyników, a tym samym New PB stało się faktem. Po kwietniowych doświadczeniach pogodowych z pobliskiego Zurichu przed biegiem pozwoliłem sobie napisać, że " jak śnieg nie będzie padał, to dla mnie już będzie wybornie ". I okazało się to być true story. Trasę określiłbym jako płaską i korzystną do pokonywania kolejnych życiówek (no ale cóż inszego mógłbym o niej napisać ). Na mecie czekał na nas medal, całkiem dobra woda Id'eau, napój Move - niestety tylko o smaku - jak się okazało - niezbyt przyswajalnym przez mój organizm, czyli lime&mint (z mięty to ja tylko wodę z miętą i orbitki) oraz folia NRC. Z mety pod prysznic było całkiem blisko, także po jakimś czasie udało mi się dotrzeć do tej "słodkiej chwili". W ten sposób właściwy/oficjalny etap biegu się zakończył. Pomimo tych kilku drobnych lub mniej drobnych niedociągnięć z samego początku oceniam bieg/organizację pozytywnie. Jako że na rynek było niedaleko postanowiłem spróbować namówić moich kompanów, żebyśmy udali się tam jeszcze raz, chociaż na moment i niekoniecznie w tempie 3:50. Pomimo, że bardzo chcieli już wracać do swoich domostw, dzieci, a przede wszystkim do swoich ukochanych Żon (częstym słowem, które padało/słyszałem było tęsknota - nie mylić z bliskoznacznym wyrazem strach ) udało mi się. Jednak te moje namowy trwały tak długo, że do domu wróciłem dopiero koło 3.00 . Kolejny start będzie miał miejsce 5 czerwca w Pszczynie. Plany zbytnio się nie zmieniły i w dalszym ciągu mam zamiar złamać tam życiówkę... (a przynajmniej miałem, bo po spotkaniu z Połoninami moje czwórki wciąż tam są... ). - Co to masz takie kolorowe? - Rozpiska treningów. - I co tam masz, bo nie chce mi się ubierać okularów? - No np. jutro 4 km w tempie 4:50, potem zabawa biegowa, czyli 6x 6 minut w tempie ~4:00 z 3 minutową przerwą, a potem... - No tak, wszystko zrozumiałam. - A gdzie teraz pobiegniesz? - W Pszczynie. - Kiedy? - 5 czerwca. - I na ile? - 10 km. - A to tam też na 10 km? - Też. - I ile Ci to zajmie? Ponad 40 minut? - Mam nadzieję, że mniej niż 38 minut... - To my nawet lodów nie zdążymy zjeść na rynku? - Nie no, z lodami to Wy sobie dobrze radzicie. - W sumie tak... zawsze możemy wziąć gałki na wynos.
|
Do góry
|
|
|
|
#6763409 - 22/09/2016 03:40
Re: Bieganie [9]
[Re: Conrad]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 20/12/2008
Postów: 2374
Skąd: Sydney
|
Kupilem sobie zegarek garmin fenix 3, mega polecam, dziala swietnie
|
Do góry
|
|
|
|
|
|