Nie wiem czemu do tej pory nie opisałem większości swoich przygód z UK

1. Mój Landlord chciał coś wywiercić w kafelce w kuchni. Wziął wiertarkę i nie wyłączył udary. Kafelka w kawałki, a on w śmiech
2. Mieszkało nas z 8 osób, więc Landlord postanowił kupić dużą lodówkę (taką sklepową), żeby każdy miał sporo miejsca. Jak (po obdarciu narożnikami tapety w 20 miejscach i porysowaniu futryn) stwierdził, że nie da rady wnieść do "living roomu" (za którym była kuchnia) wpadł na pomysł, że... wykuje w ścianie dziurę!
Pracowałem na budowie. budowały się akademiki i:
1. Na wszystkich korytarzach była wykładzina. Jak już się wynosiliśmy z budowy, to wykładzina była do wymiany
2. Między innymi dlatego, że najpierw położyli wykładzinę, a potem heblowali od spodu drzwi, żeby się zamykały, oraz zacementowywali jakieś dziury
3. Ale co tam... polaczki wykładzinę musieli odkurzać. To my nauczeni solidnej pracy zostawiliśmy sobie same końcówki od rur, żeby się lepiej operowało i była większa moc. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wraz z podnoszeniem rury podnosiła się wykładzina. Poza tym pod wykładziną gołą ręką można było wyczuć, że były jakieś dziwne różne rzeczy.
4. Były opóźnienia, a zbliżały się deadliny, więc trzeba było robić wszystko co się dało. Mądrzy anglicy poskręcali na niższych piętrach meble, pokładli wykładzinę, a nie zrobili dachów. I zaczęło padać....
5. Jak "majsrty" potrzebowali kawałek płyty z regipsu, to wycinali sobie ze środka płyty, a cała płyta do kosza
6. Meble były przykręcane do ścian
7. A potem była kładziona wykładzina
8. A potem wycinali kawałek wykładziny i wkładali do skrzyni łóżka.
9. I coś na deser

Zobaczymy kto skuma o co chodzi

(fragment autentycznego zdjęcia)
