ja mam tylko jeden egzamin z "geografi przemysly transportu i uslug" do tego jutro juz zerowka, przejde sie a co moze sie uda
Jak najbardziej warto ,,sie przejść''

. Myśli psorów chadzają naprawdę pokrętnymi ścieżkami.A nóż widelec zaliczysz.
Dla rozluźnienia atmosfery opiszę swoje 2 przygody,któe kosztowały trochę nerwów (starzeję się cholera

Otóż oblałem egzamin z makrostruktur. Cholernie się zdziwiłem że nie zaliczyłem,bo sporo napisałem (4 podaniowe)i na temat (w mym mniemaniu

Nawet dzwoniłem i pytałem się dlaczego oblałem, co zrobiłem źle. Nic tam, pojechałem na poprawkę. Jak usłyszałem pytania to zacząłem się zastanawiać czy od razu oddać kartkę(w przypadku oblania powtarzało się rok), to przynajmniej zdążę na powrotny autobus

Ale siedzę twardo i piszę co mi ślina na język przyniesie. Czas się skończył, oddaliśmy prace. Rozpoczęło się oczekiwanie na wyniki. Byłem przekonany że nie zaliczę, czekałem tylko na wyrok. Wtem doktor wychodzi i woła mnie do gabinetu. Z lekka zdygany, nie wiedzący ,,o ćo chodzi jakby'' wchodzę, sadowię się na krzesełku, po czym słyszę że mam przeczytać mu swoją pracę na głos bo nie może rozczytać

Biorę się więc do czytania, zerkając co raz na mego psora, czy się za bardzo nie krzywi

Ten mi niekiedy przerywał, kiedy pisałem już wyjątkowe bzdury. Skończyłem, czekam na wyrok, a ten mi mówi że ,,zaliczam panu,na 3''

To ja cały w skowronkach,dziękuję itd. A sam sobie za cholerę bym nie zaliczył.
Heh, przypomniał mi się pewien agent z tej poprawki. Usiadł za mną (ja w pierwszej siedziałem). Nauczyciel dyktuje pytania, piszemy, nagle zamieszanie!! Podbiega do tego typa za mną, łapie go za ręce i krzyczy ,,co tam pan ma,co pan mówi!!??'' Koleś wymamrotał że sobie tylko pytania powtarzał

Jak się dowiedziałem po poprawce to ten koleś miał w uchu słuchawkę od telefonu i to mamrotanie to było dyktowanie pytań dla kumpla, który później mu dyktował.Farta miał że się nie kapnęli, bo z hukiem by wyleciał. Żeby było jeszcze śmieszniej to dostał tylko 3+

Przypomina mi sie również inny wyjątkowy egzamin, z metodologii mianowicie

Otóż nasz psor pytania puszczał na rzutniku. Około 30 pytań, większość testowa. Porozdawał wszystkim własne arkusze papieru. Ponadto, połowa auli dostała długopisy koloru czerwonego. Ja pisałem swoim. Po upłynięciu czasu mała niespodzianka

Ci którzy mieli długopisy czerwone oddali je drugiej części auli, a wyciągnęli swoje. Mieliśmy sami poprawiać swoje prace :)A że wcześniej słyszałem że może wystąpić taki myk to się zaopatrzyłem w różne kolory długopisów :)Było bardzo nerwowo, bo ludzie siedzący obok mnie zaczęli jęczeć, co bym pożyczył długopis choć na chwilkę. No i podawałem, przez co o mało nie wpadłem, bo psor zobaczył że coś podajemy sobie. Na szczęście rozeszło się po kościach, nie drałował na górę auli (siedziałem w dobrym miejscu, centralnie po środku, zasłonięty przez dużego gościa). Ostateczne zaliczyłem, ale punkt mniej i bym oblał.
Jaki z tych historii morał?... Walczcie do końca
