Moze nie przesad ,ale jak czytam o przekladaniu kuponow to przypomniala mi sie taka historia...
Kilka lat temu ,kiedy gralem jeszcze u naziemnych (teraz juz tylko net)pamietam jak puscilem kupon w "profku" .
Kupon wszedl(cos ok.700zl) ,a ja wlozylem go luzem to tylnej kieszeni w spodniach z ta mysla aby pochwalic sie na drugi przed kumplami w pracy

. A ze codziennie rano mialem zwyczaju kupowac gazete zaczalem tradycyjnie szukac drobniakow po kieszeniach .Pech chcial ze kiedy tak grzebalem po kieszeniach wylecial mi ten kupon o czym wtedy jeszcze nie wiedzialem.

Do pracy dojezdzalem 25 km. Oczywiscie pierwsza rzecz jak tylko dojechalem to siegam do kieszeni i... niemozliwe!!!
Przeciez rano jeszcze tam byl !!!

Rozgoraczkowany glowkuje co sie moglo stac wydedukowalem ze mogl mi wypasc tylko pod kioskiem.
Szybko w samochod i jazda z powrotem! Dobrze ,ze po drodze nigdzie nie stala policja bo mandaty wiecej by mine kosztowaly niz ta wygrana na kuponie.

Zadziwiajace ile szczegolow bylem w stanie sobie przypomniec w czasie tej brawurowej jazdy powrotnej.A to ze byl spory wiatr i ciekawe czy kupon jeszcze tam bedzie lezal??? I, co mnie juz calkiem przerazilo , ze na koncu tej ulicy widzialem ludzi z miotlami, ktorzy zamiatajac posuwali sie w kierunku kiosku!

Jakos nie balem sie o to ze kupon podniesie przypadkowy przechodzen .Na szczescie kupony z "profka" wygladaja dosyc niepozornie jak zuzyte bilety MPK .No chyba ze napatoczyl by sie jakis inny hazardzista milosnik "profka" ,taki kolo wypatrzylby kuponik z 20 metrow.

Ale nic dojezdzam pod kiosk .Goscie z miotlami jeszcze nie dotarli (jak ja kocham polska wydajnosc

),mysle sobie - jest dobrze ! Wysiadam rozgladam sie i ...nic .Ludzie troche dziwnie na mnie patrza ,ale w tym momencie adrenalina juz na takim poziomie jak przed livescorem w 90 min i nie zwracam na to uwagi.
Rozszerzam pole poszukiwan ...JEST !!!
Okazalo sie ,ze utknal pod pobliskim plotem.
Cieszylem sie chyba jeszcze bardziej niz poprzedniego dnia kiedy wszedl mi ostatni mecz na tym kuponie.
Wrocilem do pracy na szczescie szef nawet nie zauwazyl mojej nieobecnosci.
Od tamtego zdarzenia kupony juz zawsze wkladalem do porwela
