Możesz tak ułożyć swoją dietę, żeby zwierzęta, które zjadasz przeżyły swoje życie w godnych warunkach. I wcale nie musisz zostać jaroszem
http://wyborcza.pl/1,75248,9830148,Wielkie_zarcie_miesa.html
polecam!
Nie zostawiając z boku bojkotu GóWna wszedłem na kopie Google tej strony (nie nabijając im przy tym licznika wejść). Artykuł nie jest może jakiś błyskotliwy czy innowacyjny, informacje w nim zawarte większość rozgarniętych ludzi zna (co nie oznacza, że w Polsce przeważają owi, rozgarnięci), jednak zwraca uwagę błędne rozumowanie autorki w ostatnim akapicie.
Wybór między wegetarianizmem a pochłanianiem na potęgę sznycli i steków jest fałszywy, jeśli poważnie zastanowić się nad wnioskami, jakie należy wyciągnąć z łańcucha konsumpcji. Takie postawienie sprawy jest dobrym alibi dla zamknięcia dyskusji.
Takie założenia, takie postawienie sprawy praktycznie eliminuje autorkę z jakiejkolwiek dyskusji. Autorka próbuje udowodnić, że można szanować życie innych zwierząt od człowieka, nie będąc wegetarianinem, a jedząc "drogie" mięso, które rzekomo miałoby pochodzić od bardziej szczęśliwych zwierząt.
Po pierwsze mało kto wśród poważnych zagranicznych filozofów i etyków stawia sprawę w ten sposób.
Istotą sporu nie jest już czy etyczne jest spożywanie mięsa czy nie, lecz czy konieczne jest przejście na weganizm (innymi słowy czy wegetarianizm może być konsekwentny i etyczny, czy jednak trzeba przejść na weganizm). Nie zamierzam teraz prezentować stanowiska Regana, Singera czy Franscione, bo myślę, że niestety mało kogo tutaj na forum to obchodzi. Odpowiedź dotyczy artykułu. Czytamy więc dalej:
Przestrzeń do działania jest tymczasem spora.
Jednak autorka, która rzekomo jest biologiem i dziennikarzem naukowym, nie prezentuje dalej
wielu przykładów działań jakie możemy poczynić. Proponuje ona jedynie ograniczyć spożywanie mięsa (nie zaprzestać, jedynie ograniczyć) oraz kupować droższe mięso, w domyśle z lepszych, "ekologicznych" hodowli. Autorka jednak nie podaje celu swoich działań. Czy celem ma być poprawa warunków życia zwierząt? Czy celem ma być puszczanie zdjęć z hodowli przed dobranocką?
Ale nie mniej ważne są nasze zachowania jako konsumentów. Jeśli zdecydujemy się na ograniczenie spożycia mięsa, będzie nas stać na to, by te 210 gramów tygodniowo było mięsem wysokiej jakości, pochodzącym od zwierząt, które przeżyły swoje życie w godnych warunkach. Są to nadal warunki, które pozwalają na zyskowną sprzedaż mięsa, ale które po sfilmowaniu można by pokazać przed dobranocką bez adnotacji, że film zawiera drastyczne zdjęcia.
Nawet jeśli autorce leży na sercu dobro zwierząt, to nie jest ona świadoma naturalnych potrzeb i pragnień świń, kurczaków i innych. W ekologicznej hodowli o ile zaspokojone są takie potrzeby świń jak: możliwość poruszania się, drapanie się, życie bez strachu itp. to nadal nie są respektowane inne, równie ważne potrzeby zwierzęcia jak np. możliwość opiekowania się potomstwem, prawdziwej wolności ruchu (dla przykładu świnia przez całe życie, zgodnie z przepisami w ekologicznej hodowli musi mieć zapewnione zaledwie 3m^2 w tym na świeżym powietrzu zaledwie 1,5m^2). Zwierzęta w ekologicznej hodowli nie rozmnażają się "kiedy mają ochotę" tylko mogą być sztucznie zapładniane przez hodowcę (i są, hodowca dąży przecież do maksymalizacji zysku i nie będzie czekał, aż świnie "łaskawie" zaczną się rozmnażać w okresie rui). Trzeba jednak pamiętać, że prawo (podobnie jak w przypadku choćby ustawy hazardowej) jest martwe - urzędy kontroli rzadko kontrolują hodowle ekologiczne, a nawet jeśli doszukają się nieprawidłowości to nie zamykają farmy, a z reguły wydają pouczenie. Przede wszystkim zwierzęta są przedwcześnie zabijane - ekologiczna hodowla nie rozwiązuje więc problemu.
Ponadto nawet gdybyśmy uznali taką hodowlę za etyczną - nie jest ona możliwa na szeroką skalę. Jedynym więc wyjściem - jeśli uznamy, że powinniśmy szanować interesy innych gatunków (m. in. do życia bez zbędnego cierpienia) - jest weganizm (lub wegetarianizm, co jest przedmiotem sporu).